wtorek, 3 października 2017

"Luonto" Melissa Darwood

„Luonto” to trzecia powieść autorstwa Mellisy Darwood – jak się okazuje polskiej pisarki mieszkającej gdzieś w środkowej Polsce.
Akcja powieści rozpoczyna się, gdy  młoda dziewczyna, pełna buntu i poczucia odrzucenia, postanawia uciec z leśniczówki cioci, do której na weekend majowy wysłali ją rodzice.
Dla Chloris to jednak nie jest odpoczynek, tylko zesłanie i kara. Bez internetu, mediów społecznościowych oraz pizzy zamawianej z dostawą do domu.
Dziewczyna idzie przez las, gdy rozpoczyna się trzęsienie ziemi, a pod nią pojawia się głęboka rozpadlina. Od niechybnej śmierci ratuje ją młody mężczyzna i zabiera ze sobą do tajemniczego miejsca zwanego Luonto.

Początek powieści rozpoczyna się bardzo ciekawie i intrygująco. Gratus (tak nazywa się mężczyzna ratujący Chloris) jest Homanilem, połączeniem człowieka i zwierzęcia i może się zmieniać w orła.
Zresztą w Luonto każdy człowiek jest Homanilem, co dla Chloris jest niepojęte. W tym wyjątkowym miejscu wszyscy żyją w zgodzie z naturą, bez prądu, zanieczyszczeń i większości osiągnięć cywilizacji. Rządzi nimi królowa, która jako jedyna ma kontakt z Matka Naturą. A ta nie mogąc już znieść niszczenia ziemi przez ludzi – postanawia tych ostatnich się pozbyć. Definitywnie.

Czytając opis tego wręcz baśniowe miejsca, mogłam sobie łatwo wyobrazić jak ono wygląda. Autorka opisała je bardzo plastycznie i obrazowo.
Bardzo dobrze widać również kontrast pomiędzy mieszkańcami Luonto a Chloris, która zachowuje się jak typowa nastolatka z problemami, nie stroniąca od używek, żyjąca w wirtualnym świecie facebooka i innych tego typu portali.
Zachowuje się bezczelnie, arogancko i butnie. Nie ma szacunku do nikogo i niczego. I choć w głębi serca jest tylko samotną nastolatką, wrażliwą i potrzebującą miłości i uwagi, to robi wszystko aby nikt tego nie odkrył.
Gratus – drugi główny bohater, to osoba, która odnalazła dom w Luonto, choć nie jest wobec niektórych praw rządzących krainą bezkrytyczny.
Mimo, że jego przeszłość pełna była błędów młodości, to właśnie życie w zgodzie z naturą okazało się dla niego tym, czego potrzebował i czego pragnie.
Spotkanie tej dwójki wprowadzi sporo zamieszania i nieprzewidzianych wydarzeń.

Kreacja głównych bohaterów jest bardzo dobra.  Bardzo łatwo przyszło mi polubić Gratusa i zapałać antypatią do Chloris. Ale taki a nie inny sposób jej ukazania był zamierzony, przez to wewnętrzna przemiana Chloris była wyraźniejsza. Przeszła drogę od ignorującej niszczenie i zatruwanie ziemi nastolatki do świadomej młodej kobiety, która zrozumiała wreszcie, że to właśnie ludzie są największym zagrożeniem dla ziemi i samych siebie.

Luonto ma bardzo mocny wydźwięk proekologiczny. Autorka bez owijania w bawełnę pokazuje, że ludzie sami doprowadzają do wyniszczania ziemi, powietrza i wody. Zatruwają wszystko, nadmiernie eksploatują złoża, doprowadzają do wyginięcia wielu gatunków zwierząt i do tego, że ziemia jest jałowa. Dopuszczają do cierpienia zwierząt na masową skalę.
Ten element powieści jest bardzo mocno podkreślany i eksponowany. To właśnie on jest osia fabuły i wokół niego rozwija się akcja.
A ta jest wyjątkowo zaskakująca.
Przyznaję, że autorce udało  się mnie zaskoczyć i zmylić do tego stopnia, że nie wiedziałam już co jest prawdą, a co iluzją.
Jedyne co okazało się niezmienne, to zagłada ludzi i cywilizacji – żywioły chcą uwolnić ziemię do niszczących ją ludzi i dać jej szansę na odrodzenie się.

Prócz zbliżającej się zagłady, autorka nakreśla również wątek miłosny pomiędzy Chloris a Gratusem. Początkowo byłam trochę rozczarowana tym, jak szybko pojawił się w powieści, w jakim tempie młodzi ludzie zapałali do siebie uczuciem. Wydawało mi się to nazbyt szybko, przez co ich uczucie nie było dla mnie wiarygodne.
Aż do pewnego momentu i jednego wydarzenia, które mnie zaskoczyło, a jednocześnie wiele wyjaśniło. Chylę czoło przed autorką, za tak zgrabne pokierowanie tym wątkiem i jego rozwojem.

Akcja powieści jest bardzo dynamiczna i wiele się dzieje. Widać, że Melissa Darwood miała pomysł na fabułę i sukcesywnie go realizowała. Luonto jest bez dziur fabularnych, a wszystko co się w powieści dzieje, ma swoje wytłumaczenie i sens.
Autorka ma dobry styl i lekkie pióro. Potrafi wciągnąć czytelnika do wykreowanego przez siebie świata i zainteresować fabułą.
Książkę czyta się naprawdę szybko i to nie tylko dzięki lekkiemu stylowi pisarki. Nie miałam pojęcia jak może się skończyć powieść, więc ciekawość gnała mnie do przodu i nie pozwoliła odłożyć powieści mimo skandalicznej godziny – gdy kończyłam czytać Luonto, niektórzy ludzie wychodzili już do pracy.

Zakończenie powieści jest bardzo zaskakujące, choć autorka dawała sygnały, w jakim kierunku ono zmierza. Uważam, że pasuje do powieści i jej wydźwięku.
Mimo, że Luonto to powieść z gatunku fantasy, to autorka zawarła w niej mocne proekologiczne przesłanie i w sposób niekiedy brutalny pokazuje niszczycielskie działania człowieka wobec ziemi, przyrody i zwierząt. Słowo „luonto” w języku fińskim oznacza natura i to ona jest tak naprawdę głównym bohaterem powieści. Melissa Darwood chciała unaocznić czytelnikom jak bardzo człowiek ingeruje w przyrodę i uważam, że jej się to udało.
Luonto pełne jest emocji, tajemnicy i niespodziewanych zwrotów akcji. Wątek miłosny nie gra głównych skrzypiec, jest uzupełnieniem fabuły, a nie jej osią.
Dobrze nakreśleni bohaterowie, plastyczne opisy, niekiedy brutalnie podane fakty na temat niszczenia przez człowieka przyrody i krzywdy zwierząt.
Luonto nie spodoba się każdemu, bo zmusza do otworzenia oczu na niezaprzeczalne fakty, o których nie każdy chce wiedzieć.

Na mnie powieść zrobiła ogromnie pozytywne wrażenie, zwłaszcza, że spodziewałam się „jedynie”  typowej książki  fantasy z gatunku YA.
Dostałam natomiast mądrą powieść, z ważnym i mocnym przesłaniem wplecionym w ciekawą i zawiłą fabułę.




2 komentarze:

  1. To ona jest Polką?? I to na dodatek może gdzieś z moich wybitnie wyeksploatowanych okolic :)
    Nie interesowałam się zbytnio tą książką, póki nie przeczytałam, co o niej napisałaś. Teraz zdecydowanie wskakuje na listę do przeczytania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak,autorka jest Polką :) Sama się tym faktem zdziwiłam. A książkę polecam, potrafi nieźle zaskoczyć i wciągnąć.

      Usuń