niedziela, 19 listopada 2023

"Two Twisted Crowns" Rachel Gillig

 Niedawno skończyłam czytać książkę, na którą ogromnie czekałam. 

"Two Twisted Crowns" Rachel Gillig. 


Jest to druga i zarazem ostatnie część historii Elspeth, Ravyna i tajemniczego Koszmara, skrywającego się w umyśle dziewczyny. Pierwsza część totalnie mnie oczarowała, nowym stystemem magicznym, niesamowicie wciągającą historią i pięknie napisanym wątkiem romantycznym. Dlatego obawiałam się "klatwy drugiego tomu" i mimo, że nie mogłam się doczekać, z lekką niepewnością sięgnęłam po tom drugi.

Czy moje obawy były słuszne? 

Absolutnie nie! 

Książka wciągnęła mnie od pierwszej strony i choć jest trochę inna niż jej poprzedniczka, zostałam tak samo oczarowana.

Jakie są różnice?

Po pierwsze, narracja prowadzona jest z trzech punktów widzenia, Elspeth, Ravyna i - co było zaskoczeniem - Elma. Od razu spodobał mi się ten zamysł, tym bardziej z powodu wydarzeń jakie mają w książce miejsce. Było to świetne rozwiązanie, aby czytelnik wiedział wszystko, a i Elm jest moją ulubioną postacią na równi z Elspeth i Ravynem.

Po drugie - wątek romantyczny jest inny. Autorka nie koncentrowała się na jego fizyczności, ale skupiła się bardziej na emocjach bohaterów, co dla mnie (zwłaszcza, że jak pisałam, dostaliśmy wgląd w myśli bohaterów) było wspaniałe i niesamowicie poruszające.

Po trzecie, wprowadziła wątek Elma, który dostał jako trzeci  rolę pierwszoplanową, co uważam, że świetny ruch, bo to niesamowicie ciekawa postać, która skrywała w sobie zbyt wiele, aby pozostać w tle.

Język jakim napisana jest powieść, jest bogaty i takie, miękki, otulający (dla osób początkujących w czytaniu po angielsku - jak ja - dodam, że świetnie się czyta oba tomy i nie nastręczają one dużo trudności). Akcja jest wartka, ale nie skupia się tylko na gonieniu do przodu, jest tu tak wiele treści, są momenty, gdy mamy wgląd w przeszłość i dostajemy odpowiedzi na wiele pytań.

Wątki się ze sobą łączą, misterna intryga zacieśnia swe maci wokół bohaterów i w końcu docieramy do finału, który dla mnie jest niesamowicie napakowany emocjami i poruszający. Byłam oczarowana i zachwycona. Autorka pokazała, że nie trzeba pisać dosadnie o wszystkim, aby pokazać uczucia, namiętności i miłość. Jestem zakochana w jej dylogii i każdą kolejna powieść kupuję w ciemno.

W polsce tą dylogię  Rachel Gillig wydaje Wydawnictwo Nowe Strony, za co jestem im niesamowicie wdzięczna i oczywiście Polskie wydanie pierwszego tomu już do mnie idzie (pozdrawiam was Bonito ;) ).

Dawno nie czytałam powieści, w której wszystko, dosłownie wszystko by mi się podobało. 

Polecam całym mym czytelniczym sercem tą dylogię, a sama niecierpliwie wypatruję informacji o nowych książkach autorki. 

niedziela, 12 listopada 2023

"Nocny Cień" Keri Lake

 Po przeczytaniu "Władcy Soli i Kości" chętnie sięgnęłam po kolejną wydaną u


nas książkę Keri Lake, czyli pierwszy tom dylogii Nightshade "Nocny Cień". Dodatkowo zachęcający był fakt, że mamy tu mix fantastyki (bo demony, anioły, nefilim i kraina "życia po śmierci"), romansu i wszystko mocno podlane spicy scenami. 

Książka objętościowo jest duża, bo ma ponad 600 stron. Akcja rozpoczyna się z przytupem, a historia opowiadana jest dwutorowo, w przeszłości i teraźniejszości, a każdej linii czasowej mamy 2 punkty widzenia, bohatera i bohaterki. 

Początek był dla mnie zaskakująco nierówny, tzn. podobała mi się historia z przeszłości, ale ta w teraźniejszości jakoś nie wciągała mnie za bardzo. I trwało to całkiem długo, zanim "zaskoczyło".

Potem już obie linie czasowe były ciekawe i wciągające. Sama historia jest intrygująca, nie brakuje tu pikantnych scen, przemocy i naprawdę wielu tajemnic, które czekają  na rozwikłanie. I o ile we Władcy Soli i kości wszystkie wątki gładko się ze sobą splatały, a ciąg przyczynowo-skutkowy był płynny, tak w Nocnym Cieniu mamy kilka dość mocnych szarpnięć i nie wszystko szło ta płynnie. Na szczęście były to rzadkie potknięcia i nie wpłynęły na mój ogólny odbiór powieści, a ten jest całkiem dobry.

Autorka ma naprawdę dobry styl pisania, pisze obrazowo, potrafi stworzyć nie tylko wyraziste postacie, ale i całe tło dla nich niezwykle plastycznie. Mimo tych potknięć, o których wspomniałam, wszystko finalnie się ze sobą splata i łączy, wątki zmierzają do jednego punktu kulminacyjnego i naprawdę w pewnej chwili ciężko jest książkę odłożyć, bo zwyczajnie chce się wiedzieć, co będzie dalej.

Sama autorka pisze, że pierszy szkic książki był katastrofą i włożyła w jej napisanie ogrom pracy. I rzeczywiście, jak na tak rozbudowaną fabułę, z dwiema liniami czasowymi, dwoma punktami widzenia w każdej i stworzeniem nowego świata, to uważam, że wyszło jej to nad wyraz dobrze. 

Niektóre sceny seksu było, no cóż, ciut krindżowe, ale człowiek uśmiechnął się pod nosem i czytał dalej, bo sama fabuła nadrabiała nawet to.

Jestem ciekawa kontynuacji. Książka kończy się w takim momencie, że w drugiej części może się wydarzyć dosłownie wszystko.


niedziela, 5 listopada 2023

"Studium zatracenia" Ava Reid

 "Studium zatracenia" Ava Reid.


Ta książka przewijała mi się na różnych czytelniczych stronach, ale jakoś nie czułam chęci aby po nią sięgnąć. Przypuszczam, że to była kwestia opisu, sugerował - przynajmniej dla mnie - historię, która mogła mi się nie spodobać. Na szczęście była osoba, której książkowe wybory często są zgodne z moimi, zaczęła ją czytać i powiedziała "o rany, to jest wspaniałe" no i się skusiłam.

I dzięki niej nie ominęła mnie absolutnie wspaniała lektura.

"Studium zatracenia" to pozornie opowieść o dwójce rywalizujących ze sobą studentów, przebywających w domu zmarłego, wybitnego (wręcz narodowego) pisarza, każde realizujące inny projekt. Effy ma stworzyć projekt przebudowy domu pisarza, a Preston, aby skatalogować jego listy i inne zapiski. Bo co ważne, największą i najbardziej kochaną powieścią autora jest historia Baśniowego Króla i dziewczyny, która zakochała się w nim i jednocześnie pokonała go. Effy od dawna nawiedzają wizje Baśniowego Króla, ale nikt jej nie wierzy. Czy w domu, gdzie jego historia jest żywa, dziewczyna będzie mogła odkryć jego tajemnice?

Zacznę od tego, że powieść klasyfikowana jest jako gotycka i ja tu się w  100% zgadzam! Ta historia ocieka wręcz mrokiem, tajemnicami i niepokojem. Przepiękny i ogromnie plastyczny język tylko dodają książce uroku, tutaj oczywiście należą się ukłony dla osoby tłumaczącej powieść. Sama historia pełna jest niepokoju, czytelnik nie wie co jest prawdą, a co być może tylko wyobraźnią Effy. Do tego wątek romantyczny jest niezwykle subtelny, delikatny i potęguje wszystkie emocje, których w tej powieści nie brakuje.

Ale "Studium zatracenia" to nie tylko historia tajemniczego domu, zagadek z przeszłości i tajemnic. To też niesamowicie poważny wątek dotyczący molestowania i przedmiotowego traktowania kobiet, odbierającego im możliwość decydowania o sobie. Ale co ważne, wątek ten jest opisany bardzo subtelnie, z ogromnym wyczuciem i bez przytłaczania nim fabuły. Wszystko w tej książce łączy się ze sobą, wątki się splatają, czasami niby są bez związku, ale to tylko pozory, bo finalnie, okazuje się, że nie ma w tej książce ani jednego zbędnego wątku, ani jednego zbędnego słowa. Powieść jest magiczna, przecudowna i zapada głęboko w serce. Jestem nią oczarowana i oczywiste jest, że muszę zakupić wersję papierową, bo dla mnie to jedna z tych książek, do których będę wracać. Liczę na to, że Wydawnictwo Nowe Strony wyda kolejne powieści autorki.

piątek, 3 listopada 2023

"Belladonna" Adalyn Grace

 "Belladonna" Adalyn Grace. 


Historia dziewczyny, która nie tylko nie mogła umrzeć, ale i widziała śmierć we własnej, intrygującej osobie. Gdy w domu, do którego trafia - domu jej rodziny - zaczynają się dziwne wydarzenia, Signa zrobi wszystko aby odkryć prawdę. O Śmierci, o rodzinie i samej sobie.

Nie ukrywam, uwielbiam motyw, gdzie Śmierć ma ludzką postać i jest jednym z bohaterów. Dlatego Belladonna od razu pochwyciła moją uwagę. Nie mogąc się doczekać, kupiłam książkę w oryginale, zaczęłam czytać i... utknęłam na 1/4 i ani rusz do przodu. Nie byłam pewna, czy to mój niewystarczający angielski czy książka sama w sobie, ale postanowiłam ją odłożyć i poczekać na polskie wydanie.

A gdy się pojawiło, kupiłam ebooka i zaczęłam czytać.

Początek, który przeczytałam po angielsku, odebrałam tak samo po polsku. Ale poczułam się zaintrygowana i czytałam dalej. 

Nie powiem, książka rozkręciła się, akcja nabrała tempa, tajemnica wciąż czekała na odkrycie, a postacie, które wykreowała autora były ciekawe. Oczywiście Śmierć z marszu stał się moim ulubionym bohaterem i wszystkie momenty, gdy się pojawiał czytałam na jednym wydechu. Sama główna bohaterka była ciekawa i interesująca, a wątek samotności dość barwnie malowany przez autorkę był poruszający.

Więc czy książkę uważam za dobrą?

Tak. To była dobra lektura, ale tylko dobra. Spodziewałam się fajerwerków, wielkiego TADAM i oszałamiającego wątku miłosnego.Teoretycznie to wszystko dostałam, ale bez tego OCH, które wyrywałoby mi się z ust podczas czytania. Zabrakło mi również tej otoczki gotyckiego klimatu, niby powinien być, ale jakoś go nie czułam. Za to zakończenie i wyjaśnienie tajemnic było satysfakcjonujące, choć cliffhanger  na końcu nie wprawił mnie dobry humor 😉

Czy sięgnę po drugą część? 

Szczerze mówiąc nie wiem, na pewno poczekam na więcej opinii gdy już się pojawi.