poniedziałek, 25 lutego 2019

"Pogięta szpada" Winston Graham

„Pogięta szpad” to jedenasty (i przedostatni równocześnie) tom wspaniałej sagi rodzinnej Poldark
Winstona Grahama.
Akcja powieści rozpoczyna się tam, gdzie skończył się tom dziesiąty i wbrew temu co sądziłam, nie koncentruje się głównie na młodym pokoleniu bohaterów, ale w takim samym stopniu skupia się na dzieciach Podarków i Warlegganów, jak i na nich samych.
Akcja powieści jest dynamiczna i nieprzewidywalna, opisane jednocześnie w typowy dla autora niespieszny sposób.
Wiele się w tej książce dzieje, jest sporo wydarzeń, których bym się za nic nie spodziewała.
Autor zaskoczył mnie wiele razy, a gdy już sądziłam, że wyczerpał przydział niespodzianek na ten tom, okazywało się, że bardzo się myliłam.

Powieść, tak samo jak jej poprzedniczki, ma mocne tło historyczne i społeczne. Powrót Napoleona do władzy, wojna, która wybuchła z nową siłą, dramatyczne losy członków rodzin Podarków i Warlegganów, którzy wzięli udział w walkach – to wszystko zostało przedstawione czytelnikowi w sposób niezmiernie plastyczny i obrazowy.
Do tego Winstonowi Grahamowi udało się wywołać we mnie tak silne emocje, że nie potrafiłam powstrzymać łez – raz smutku, innym razem wzruszenia.

O stylu autorka pisałam już wiele razy, przy okazji wpisów na blogu o poprzednich tomach sagi.
Niezmiennie mnie zachwyca i jestem pełna podziwu dla umiejętności i talentu pana Grahama.
Potrafi on w opisach prostych rzeczy, czynnościach dnia codziennego zawrzeć tyle piękna i emocji, opisać to wszystko tak plastycznie, że obraz wszystkich wydarzeń i otaczającej bohaterów rzeczywistości, widziałam oczyma wyobraźni tak wyraźnie, jakbym sama uczestniczyła w ich życiu.
Do tego bohaterowie, nie tylko ci pierwszoplanowi  i pozytywni, ale również ci negatywni i tacy, którzy pojawiają się w powieści jedynie na chwilę, są wspaniale wykreowani i tak rzeczywiści, jakby autor opisywał losy ludzi, którzy faktycznie kiedyś żyli, a on sam znał ich osobiście.

Jeśli chodzi o fabułę, to tak jak już pisałam, byłam wiele razy zaskakiwana. Z niektórymi decyzjami i rozwiązaniami autora kompletnie się nie zgadzam, niektóre złamały mi serce, były też takie, które przyjęłam z lekką ulgą. Nie zmienia to faktu, że autor wspaniale pokazał koleje życia bohaterów i wplótł je w globalne wydarzenia.
Byłam pełna obawy czy w tym tomie nie o trzymam ciosu w serce i Winston Graham nie postanowi uśmiercić na przykład Rossa czy Demelzy. I choć tak się nie stało, to jednak pojawiają się inne wydarzenia, które sprawiły, że płakałam czytając kolejne zdania i nie mogłam uwierzyć, że to się właśnie dzieje.
Autor w cudowny sposób opisał relacje łączące rodzinę Poldarków, ich więzi, troskę o siebie nawzajem i szacunek oraz miłość jakimi się darzyli.
Pokazał obraz rodziny nieidealnej, ale wyjątkowej jak na tamte czasy. Może to właśnie dlatego tak mocno się do nich przywiązałam i tak bardzo przeżywam kolejne wydarzenia w ich życiu.

„Pogięta szpada” jest chyba jednym z najbardziej nieprzewidywalnych tomów tej sagi. Ciężko było mi przewidzieć w jakim kierunku rozwinie się fabuła, co stanie się z bohaterami i jak potoczą się ich losy. Czytałam powieść z zapartym tchem, pochłaniając wręcz kolejne strony. Z jednej strony byłam ciekawa co się jeszcze wydarzy, a z drugiej wcale nie chciałam książki kończyć, bo to oznaczało, że zostanie mi już tylko ostatni tom do przeczytania, a potem zapewne zostanę w ogromną pustką w  moim czytelniczym sercu.
Czy tak się stanie, przekonam się już niedługo, bo finalny – dwunasty tom pt. „Bella Poldark” czeka już na półce. Odwlekam czytanie, ale pewnie już długo nie powstrzymam chęci spotkania się z ukochanymi bohaterami i sprawdzenia, co też się u nich nowego wydarzyło.
Z całego serca polecam tą wyjątkową i wspaniałą sagę rodzinną. Winston Graham napisał fenomenalne książki i powołał do życia cudownych bohaterów.
Ja od pierwszego tomu jestem oczarowana i wiem, że nie raz wrócę do całej serii.

środa, 20 lutego 2019

"Nan Sparrow i potwór z sadzy" Jonathan Auxier

„Nan Sparrow i potwór z sadzy”.
Bardzo chwytliwy tytuł, który od razu mnie zaintrygował i skłonił do kupienia książki. Wcześniej nie
miałam kontaktu z powieściami autora, więc do lektury podchodziłam całkowicie neutralnie.
Jonathan Auxier akcję swojej powieści osadził w Wiktoriańskim Londynie, u schyłku XIX wieku, a bohaterami zrobił kominiarczyków – dzieci wykorzystywane do czyszczenia przewodów kominowych oraz jednego, łagodnego golema.
Główną bohaterką jest Nan Sparrow, dziewczynka – kominiarczyk, która po zniknięciu swojego opiekuna, którego nazywała Kominiarzem, trafia do okrutnego mistrza kominiarskiego Wielkiego Crudda. Nie tylko ona zresztą, jest tam ich więcej, wykorzystywanych do niebezpiecznej pracy dzieci.
Gdy Nan utknie w kominie, jest pewna, że to koniec jej życia. Wtedy dzieje się coś niesamowitego, coś co zamiast niechybnej śmierci podaruje dziewczynce życie i coś jeszcze…

Akcja powieści rozpoczyna się od wspomnień Nan odnośnie Kominiarza, człowieka, który ją przygarnął gdy była niemowlęciem i nauczył czyścić kominy wraz z nim. Dał jej jednak o wiele więcej, miłość, troskę i umiejętność wierzenia w niemożliwe.
Autor bardzo szybko wciąga czytelnika do wykreowanego przez siebie świata, zapoznaje z bohaterami, a pomimo tego, że tymi uczynił dzieci, nie stroni od ukazania brutalności otaczającego ich świata i strasznego losu, który był ich udziałem.
Mimo, że używa prostego języka, to przekaz opowiadanej historii jest mocny i często bardzo poruszający.

Jonathan Auxier bardzo płynnie połączył ze sobą baśniowość i rzeczywistość.
Pisze w piękny sposób, lekko, obrazowo i plastycznie, ale przede wszystkim w sposób bardzo poruszający, nie szczędząc czytelnikowi masy emocji i wzruszeń.
Pod otoczką baśniowości umieszcza poważne tematy, wyzysk dzieci, które pracują ponad swoje siły za skąpe racje żywnościowe, nienawiść do odmienności, szykanowanie ze względu na pochodzenie, biedę czy narodowość.
To wszystko, podane w lekkiej formie, bardzo mocno jednak przemawia do czytelnika i zmusza do refleksji i zastanowienia się nad tym, co autor próbuje nam przekazać.

Pomimo, że to z założenia książka dla dzieci, Jonathan Auxier nie obawia się poruszać trudnych tematów, opisywać brutalnej rzeczywistości i jej ciemnej strony. Robi to jednak w bardzo wyważony sposób, więc książka faktycznie nadaje się dla młodszego czytelnika. Mimo, że lata młodzieńcze są już dawno (okropne jest to, że aż tak dawno) za mną, to mnie „Nan Sparrow i potwór z sadzy” absolutnie oczarowała i wywołała tak wiele emocji, że bywały momenty, gdy nie potrafiłam opanować łez.

Wszyscy bohaterowie stworzeni przez pisarza są bardzo realistyczni. Nie tylko Nan, ale i cała rzesza bohaterów drugoplanowych.
Jonathan Auxier bardzo dobrze tworzy również tło społeczne, ale jego obraz nie jest zbyt optymistyczny. Ogólne przyzwolenie na wykorzystywanie do pracy dzieci, nauka tylko dla uprzywilejowanych i zamożnych, skrajna bieda i ubóstwo, to tylko niektóre problemy, które w mniejszym lub większym stopniu zaakcentował w powieści autor.
Jednak pomimo wydźwięku książki, historia napisana przez autora nie będzie zbyt trudna w odbiorze dla młodszego czytelnika. W książce jest bowiem  przyjaźń, troska, wiara we własne możliwości i nadzieja, że nawet z najgorszej sytuacji jest wyjście.
Historia Nan, Charliego i ich przyjaciół pokazuje, że zawsze trzeba wierzyć i dążyć do realizacji swoich marzeń. Że nie można się poddawać w dążeniu do ich realizacji.

Jestem oczarowana tą powieścią i z całą pewnością sięgnę po kolejne książki autora.
A każdemu kto lubi takie piękne, baśniowe historie gorąco polecam powieść „Nan Sparrow i potwór z sadzy”. Jestem przekonana, że nie będziecie rozczarowani.

środa, 13 lutego 2019

"Magia i ogień" Nik Pierumow

Stal przeciwko magii, para przeciwko czarom.


„Magia i ogień” to drugi tom przygód Molly Blackwater autorstwa Nika Pierumowa. O pierwszym TUTAJ  i byłam nim totalnie zachwycona.
tomie pisałam
Połączenie rosyjskiego folkloru i baśni ze steampunkiem, parą i stalą było dla mnie świetnym zabiegiem i niecierpliwie czekałam na wydanie kolejnego tomu.
Akcja powieści rozpoczyna się dokładnie tam, gdzie zakończyła się w tomie pierwszym. Molly po powrocie do domu zostaje schwytana przez Departament Specjalny, a wraz z nią cała jej rodzina. Aby uratować życie bliskich i swoje, dziewczynka zacznie prowadzić z Departamentem niebezpieczną rozgrywkę, a to co się w jej trakcie wydarzy, może przyprawić o zawrót głowy z wrażenia.

W drugim tomie pojawia się większość bohaterów, których poznałam w poprzednim tomie. Akcja jest niesamowicie dynamiczna i w książce tak wiele się dzieje, że nie sposób się od książki oderwać.
Są zaskakujące wydarzenia, są niesamowite zwroty akcji, niektóre tajemnice trochę się wyjaśniają, a już za chwilę pojawiają się nowe.
Bohaterowie nie dostają ani chwili wytchnienia, a Molly zaczyna sobie zdawać sprawę, że to o co walczy przerasta jej najśmielsze oczekiwania.

Styl autora niezmienne zachwyca, lekki, plastyczny, z typową dla autorów zza wschodniej granicy nutą melancholii.
Główna bohaterka pomimo młodego wieku, okazuje się wyjątkowo dojrzałą (sytuacja niejako to na niej wymusza) i zdeterminowaną dziewczynką, która stara się nie ulegać strachowi.
Molly zachwyca osobowością, nie irytuje, nie wkurza, nie doprowadzała mnie to zgrzytania zębami z irytacji.
Jest chwilami zagubiona, ale zawsze zdeterminowana do działania, nigdy się nie poddaje i walczy do końca.
Strasznie podoba mi się sposób jej kreacji i uważam, że to jedna z lepszych kobiecych bohaterek, o jakich czytałam.
Również kreacja pozostałych bohaterów jest na wysokim poziomie. Od razu dają się lubić (bądź nie cierpieć), zmieniają się w trakcie tego co ich spotyka i z czym muszą się mierzyć. Nie są pozbawieni wad, ale przez to czułam do niech większą sympatię.
Na uznanie zasługuje główny antagonista Molly – Lord Spencer. Niesamowicie intrygująca i niejednoznaczna postać, której tajemnice ogromnie ma się chęć poznać. Nie jest łatwo go rozszyfrować i tak na dobrą sprawę nie do końca się to w tym tomie udaje. Uznaję to za wielki plus autorowi – że nie wyjaśnił wszystkiego czytelnikowi tak od razu.

Ten tom w całości rozgrywa się w Nord Jorku, dzięki czemu mamy zdecydowanie więcej elementów steampunku zgrabnie połączonych z magią.
Daje to wyśmienity efekt i przyznaję, że zrobiło na mnie bardzo dobre wrażenie.
Nik Pierumowa śmiało połączył zdawałoby się niepasujące do siebie elementy i wyszło mu to znakomicie.
„Magia i ogień” to książka, którą czyta się jednym tchem, pochłania wręcz i nie chce się jej odłożyć pomimo absurdalnie później (bądź wczesnej, zależy jak na to spojrzeć) godziny na zegarku.

Maszyny parowe, stal i postęp kontra magia dały świetny efekt. Fabuła  okraszona szczyptą melancholii i odrobiną baśniowości zachwyca i oczarowuje.
Bohaterowie zapadają w serce, a niesamowicie dynamiczna akcja wciąga i nie wypuszcza do ostatniej strony.
Więc jeśli jeszcze zastanawiacie się czy sięgnąć po książki Nika Pierumowa o przygodach Molly Balckwater, to oznajmiam – nie ma się nad czym zastanawiać.
Polecam ogromnie i już zaczynam oczekiwanie na kolejny tom.



Za możliwość przedpremierowego przeczytania powieści dziękuję Wydawnictwu Akurat.


piątek, 8 lutego 2019

"Zew kruka" Ed McDonald

„Zew kruka” to drugi tom cyklu Znak kruka.
Akcja powieści rozpoczyna się cztery lata po wydarzeniach z pierwszego tomu i podobnie jak to miało wtedy miejsce, czytelnik od razu jest wrzucany w sam środek wydarzeń.
Nie ma żadnych wstępów, nie ma podchodów, jest goniąca na łeb na szyje akcja i nieszablonowy przywódca Czarnoskrzydłych czyli Ryhalt Galharrow.

Na początku powieści jest krótkie streszczenie tego co się działo w poprzednim tomie, co uważam za bardzo dobry pomysł. Jeśli ktoś ma słabą pamięć, to ten skrót może rozjaśnić w głowie.
Powieść napisana jest takim samym językiem jak tom pierwszy, jest więc sporo wulgaryzmów. I o ile w pierwszym tomie również było ich dużo, w końcu to kawał brutalnego i krwawego fantasy, o tyle w tym tomie chyba było ich aż za dużo, nawet w tych zdaniach i sytuacjach, gdy były wg mnie zbędne. Bywały momenty, gdy nachodziła mnie myśl, że autor jednak ciut przesadził.
Prócz tego tak samo jak w poprzednim tomie, prawie nic się nie dowiadujemy o otaczającym bohaterów świecie, ani o samej odwiecznej walce Bezimiennych z Królami Głębi.
Uważam to za minus, brakowało mi szerszego ukazania świata, w którym przyszło żyć bohaterom, ciekawiła przeszłość Bezimiennych i Królów Głębi, byłam ciekawa jak wygląda sytuacja na świecie, nie ograniczona do Valengradu i jego zmagań z wrogami.
Mimo wszystko to co serwuje czytelnikowi autor potrafi maksymalnie wciągnąć i przestaje się zauważać to, co jeszcze chwilę wcześniej trochę uwierało.

Akcja jest niesamowicie dynamiczna, choć tajemnicę, z którą przyszło się zmierzyć Ryhaltowi dość szybko odgadłam. Autor całkiem mocno naprowadzał na nią czytelnika, więc nie było to aż tak dużym wysiłkiem.
Fabuła jest spójna i widać, że Ed McDonald miał pomysł na jej kierunek.
Bardzo spodobał mi się wątek wędrówki Ryhalta przez Nieszczęściu, skojarzył mi się trochę z podrożą Dantego przez wszystkie kręgi piekielne. Oczywiście jest to bardzo luźne skojarzenie, ale mimo wszystko nie mogłam się od niego odpędzić.
Nieszczęście jest wyjątkowo dobrze przedstawione, co uważam za plus, zwłaszcza w kontekście tego, że autor jest dość skąpy w przedstawianiu czytelnikowi wykreowanego przez siebie świata.

Jeśli chodzi o bohaterów, to w tym tomie najbardziej podobali mi się ci drugoplanowi – zwłaszcza Maldon, były uroczy uwięziony w ciele dziecka, bez oczu za to z ogromną dozą sarkazmu i ironii.
Nann i Tnota, mała Amaira i kruk, wysłannik Wroniej Stopy – zwłaszcza ten ostatni zachwycał swoją wredotą i niewyszukanym słownictwem, którym bez ogródek mówił Ryhaltowi co o nim myśli. A dodać trzeba, że zazwyczaj nie myślał niczego miłego.
Sam Ryhalt sporo się zmienił. To nadal maszyna do zabijania, który wykaraska się z każdej draki, ale jednocześnie złamany człowiek z wyrzutami sumienia, tęskniący za kobietą, którą kocha, a której nie potrafił uratować.
Nie przeszkadza mi taki obraz Galharrowa. Ludzie się zmieniają, różne rzeczy mają na nich wpływ i byłoby dla mnie dziwne, gdyby wydarzenia z poprzedniego tomu nie odcisnęły na nim swojego piętna.
Paradoksalnie wydał mi się bardziej prawdziwy, gdy okazał słabość.

Książka nie stroni od brutalności, krew się leje gęsto, rozczłonkowane ciała walają się wszędzie, a wyprute flaki radośnie fruwają dookoła.
Jest brutalnie, jest wulgarnie, alkohol jest remedium na wszystko, ale jest i lojalność, przyjaźń i potrzeba bronienia tych, którzy sami się nie obronią.
Jest i słów kilka o miłości, popycha ona do działania niektórych bohaterów, ale nie ma się co obawiać, że nagle z książki o najemnikach zrobił się harlequin. Uważam, że autor zachował dobre proporcje we wszystkim.

„Zew kruka” to trzymająca poziom kontynuacja „Czarnoskrzydłego”, która w dodatku daje kilka wskazówek czego będzie można się spodziewać w kolejnym tomie.
Mam nadzieję, że ukaże się on już niedługo, bo jestem ciekawa jak potoczą się losy Ryhalta i jego kompanii.

poniedziałek, 4 lutego 2019

"Cisza białego miasta" Eva García Sáenz de Urturi

Hiszpania, miasto Vitoria. Na dniach ma wyjść na pierwszą przepustkę seryjny morderca, który
spędził w więzieniu 20 lat.
Tamte zbrodnie wstrząsnęły nie tylko lokalna społecznością, ale całym krajem.
I właśnie w czasie gdy oczy wszystkich zwrócone są na skazańca, w mieście zaczynają ginąć ludzie. W taki sam sposób jak 20 lat wcześniej.
Kto zabija? Czy to naśladowca? Czy może w więzieniu siedzi niewinny człowiek? A może to sprytna manipulacja mordercy?


Powieść Evy Garcia Sanez De Urturi zwróciła moja uwagę opisem fabuły, a dodatkowym plusem było to, że akcja rozgrywa się w Hiszpanii.
W książce czuć wyjątkowy klimat tego kraju, autorka barwnie odmalowuje sposób życia Basków, ich nawyki, kulturę i tradycje.
Jednocześnie już od pierwszej strony wciąga czytelnika w mroczną rozgrywkę głównego bohatera z mordercą i to nie tylko tym, który po dwudziestu latach zaczął mordować, ale i tym, którego za zbrodnie sprzed lat skazano.
Do tego dochodzi bardzo dobrze wpleciony w fabułę wątek z przeszłości, który nierozerwalnie splata się z teraźniejszością.

 Akcja jest wartka, kryminalna zagadka na tyle zagmatwana, że nie sposób odgadnąć kto zabija.
I choć w pewnej chwili pojawiają się (słuszne zresztą) podejrzenia poparte wskazówkami, to finalnie i tak nie wiadomo „kto zabił” i bez trudu dałam się autorce zaskoczyć.
Prócz pierwszoplanowego wątku kryminalnego, autorka kreśli ciekawy wątek obyczajowy, ukazując prywatne życie głównych bohaterów.
A tych jest kilku, głównym jest śledczy Unai, jego zawodowa partnerka i prywatnie przyjaciółka Estibaliz oraz nowa podkomisarz Alba.
Najlepiej poznajemy Unai, bo to z jego perspektywy (pierwszoosobowa narracja) śledzimy rozwój akcji i wszystkie wydarzenia.
Mimo to dość dobrze poznajemy również pozostałych bohaterów i to nie tylko tych głównych, ale i drugoplanowych, a tych ostatnich jest sporo.
Ciekawy jest również wątek rozgrywający się w przeszłości. I choć w pewnej chwili naprowadził mnie on na mocne podejrzenie, kto może być mordercą i jaki miał motyw, to jedna do końca nie byłam tego pewna.

Autorka pisze dość lekko, ale styl ma dobry. Potrafi sprawnie operować słowem, kreślić obrazowe opisy rozgrywających się wydarzeń, miejsc, uczuć. Całość okrasza smaczkami historycznymi dotyczącymi miejsc, w których rozgrywa się akcja powieści.
Bardzo pięknie ukazuje również relacje rodzinne głównego bohatera, jego system wartości i motywy postępowania.
Polubiłam go od razu i byłam ciekawa jak poradzi sobie w tej rozgrywce z mordercą.


W tej powieści cały czas coś się dzieje, autorka nie pozwala czytelnikowi na nudę, nie zwalnia ani na chwilę.
Fabuła splata ze sobą elementy kryminalne, sensacyjne, obyczajowe, psychologiczne, a nawet pojawia się w niej dobrze poprowadzony wątek miłosny. Co do tego ostatniego, to uspokajam – „Cisza białego miasta” to w żadnym razie nie jest romans i miłość nie odgrywa w tej powieści głównych skrzypiec, choć niewątpliwie jest dla bohatera ważna.

Ciągłe napięcie, niepewność, uciekający czas i próba zatrzymania okrutnych zbrodni. Autorka nie oszczędza czytelnika, wciąga go w wykreowany przez siebie świat i tak sprytnie nim manipuluje, że w pewnej chwili ja osobiście o dokonywanie morderstw podejrzewałam dokładnie każdego.
Każdego prócz rzeczywistego mordercy.
Powieść oceniam bardzo dobrze. Czyta się ją dobrze, ma niesamowity klimat, ciekawych bohaterów i trudną do rozwikłania tajemnicę morderstw.
Jestem bardzo zadowolona z lektury i chętnie sięgnę po kolejne książki hiszpańskiej autorki.



*za przedpremierową możliwość przeczytania powieści, dziękuję wydawnictwu MUZA.