Winstona Grahama.
Akcja powieści rozpoczyna się tam, gdzie skończył się tom dziesiąty i wbrew temu co sądziłam, nie koncentruje się głównie na młodym pokoleniu bohaterów, ale w takim samym stopniu skupia się na dzieciach Podarków i Warlegganów, jak i na nich samych.
Akcja powieści jest dynamiczna i nieprzewidywalna, opisane jednocześnie w typowy dla autora niespieszny sposób.
Wiele się w tej książce dzieje, jest sporo wydarzeń, których bym się za nic nie spodziewała.
Autor zaskoczył mnie wiele razy, a gdy już sądziłam, że wyczerpał przydział niespodzianek na ten tom, okazywało się, że bardzo się myliłam.
Powieść, tak samo jak jej poprzedniczki, ma mocne tło historyczne i społeczne. Powrót Napoleona do władzy, wojna, która wybuchła z nową siłą, dramatyczne losy członków rodzin Podarków i Warlegganów, którzy wzięli udział w walkach – to wszystko zostało przedstawione czytelnikowi w sposób niezmiernie plastyczny i obrazowy.
Do tego Winstonowi Grahamowi udało się wywołać we mnie tak silne emocje, że nie potrafiłam powstrzymać łez – raz smutku, innym razem wzruszenia.
O stylu autorka pisałam już wiele razy, przy okazji wpisów na blogu o poprzednich tomach sagi.
Niezmiennie mnie zachwyca i jestem pełna podziwu dla umiejętności i talentu pana Grahama.
Potrafi on w opisach prostych rzeczy, czynnościach dnia codziennego zawrzeć tyle piękna i emocji, opisać to wszystko tak plastycznie, że obraz wszystkich wydarzeń i otaczającej bohaterów rzeczywistości, widziałam oczyma wyobraźni tak wyraźnie, jakbym sama uczestniczyła w ich życiu.
Do tego bohaterowie, nie tylko ci pierwszoplanowi i pozytywni, ale również ci negatywni i tacy, którzy pojawiają się w powieści jedynie na chwilę, są wspaniale wykreowani i tak rzeczywiści, jakby autor opisywał losy ludzi, którzy faktycznie kiedyś żyli, a on sam znał ich osobiście.
Jeśli chodzi o fabułę, to tak jak już pisałam, byłam wiele razy zaskakiwana. Z niektórymi decyzjami i rozwiązaniami autora kompletnie się nie zgadzam, niektóre złamały mi serce, były też takie, które przyjęłam z lekką ulgą. Nie zmienia to faktu, że autor wspaniale pokazał koleje życia bohaterów i wplótł je w globalne wydarzenia.
Byłam pełna obawy czy w tym tomie nie o trzymam ciosu w serce i Winston Graham nie postanowi uśmiercić na przykład Rossa czy Demelzy. I choć tak się nie stało, to jednak pojawiają się inne wydarzenia, które sprawiły, że płakałam czytając kolejne zdania i nie mogłam uwierzyć, że to się właśnie dzieje.
Autor w cudowny sposób opisał relacje łączące rodzinę Poldarków, ich więzi, troskę o siebie nawzajem i szacunek oraz miłość jakimi się darzyli.
Pokazał obraz rodziny nieidealnej, ale wyjątkowej jak na tamte czasy. Może to właśnie dlatego tak mocno się do nich przywiązałam i tak bardzo przeżywam kolejne wydarzenia w ich życiu.
„Pogięta szpada” jest chyba jednym z najbardziej nieprzewidywalnych tomów tej sagi. Ciężko było mi przewidzieć w jakim kierunku rozwinie się fabuła, co stanie się z bohaterami i jak potoczą się ich losy. Czytałam powieść z zapartym tchem, pochłaniając wręcz kolejne strony. Z jednej strony byłam ciekawa co się jeszcze wydarzy, a z drugiej wcale nie chciałam książki kończyć, bo to oznaczało, że zostanie mi już tylko ostatni tom do przeczytania, a potem zapewne zostanę w ogromną pustką w moim czytelniczym sercu.
Czy tak się stanie, przekonam się już niedługo, bo finalny – dwunasty tom pt. „Bella Poldark” czeka już na półce. Odwlekam czytanie, ale pewnie już długo nie powstrzymam chęci spotkania się z ukochanymi bohaterami i sprawdzenia, co też się u nich nowego wydarzyło.
Z całego serca polecam tą wyjątkową i wspaniałą sagę rodzinną. Winston Graham napisał fenomenalne książki i powołał do życia cudownych bohaterów.
Ja od pierwszego tomu jestem oczarowana i wiem, że nie raz wrócę do całej serii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz