czwartek, 30 grudnia 2021

"Zniewalający opiekun" Kristen Ashley

 „Zniewalający opiekun” to kolejna już odsłona przygód bohaterów serii Rock


Chick Kristen Ashley. Jestem fanką tej serii, ale poprzedni tom był dla mnie męczący i w pewnej chwili chciałam sobie dać spokój z serią. Dlatego z obawą podeszłam do najnowszej książki autorki i chyba trochę już uprzedzona.
I jak wypadł Zniewalający opiekun na tle poprzedniczek?

Otóż zaskakująco dobrze! 

Zacznę od tego, że to co tak mocno zmęczyło mnie w poprzedniej części, było elementem każdej książki z serii. I zapewne dlatego już straciłam zapał do kolejnych części i historii. Bo ile można czytać to samo. A tu nagle BUM i dostajemy coś trochę innego, choć oczywiście w znanym doskonale fankom stylu. I nie, to nie jest nagle całkiem inna książka, inaczej napisana, bez szalonych rockowych lasek i przystojniaków, którzy są ich bratnim duszami, opiekunami i przyjaciółmi.
Ale w tej powieści autorka zmieniła trochę schemat, a przede wszystkim główna bohaterka jest inna, a i Hector okazał się ciut inny niż wszyscy jego poprzednicy. Książka zaczyna się mocnym akcentem i mnie osobiście doprowadziła do łez. To co przytrafia się Sadie poruszyło mną do głębi. I jak na romans z częstymi scenami erotycznymi, to ten trudny temat jest pokazany całkiem przyzwoicie, bez zbytniego upraszczania i umniejszania tak poważnych tematów. 

Sadie jest też inną postacią niż bohaterki poprzednich książek. Nie jest twardzielką, nie jest wyszczekaną laską, co to będzie się wykłócać dla zasady. Jest mądra, jest opanowana, jest skryta i stara się odepchnąć do siebie ludzi pozą „lodowej księżniczki”. Ale to wrażliwa i złakniona miłości i przyjaciół samotna kobieta, która całe życie radziła sobie z wyobcowaniem tylko przez to, kto był jej ojcem.
Hector to niewątpliwie przystojniak i twardziel z agencji Lee. Ale w odróżnieniu od poprzednich męskich bohaterów, nie gonił w relacjach z Sadie sprintem, tylko dawał jej czas, pozwalał decydować, nie był również aż tak  autorytatywny jak inni przystojniacy z tej serii. Oczywiście nie oczekujmy cudów, i on nie raz i nie dwa zmusił Sadie do postępowania wg jego woli, ale robił to jednak w sytuacjach zagrażających jej życiu, a nie dotyczących ich związku.
Dlatego już sami bohaterowie wyróżnili się dla mnie na plus i dobrze mi się o nich czytało. 


Akcja jak to w tej serii, wartka, czasami szalona, wybuchowa i pełna niebezpieczeństw. Ale mniej tu było wygłupów rockowych lasek, za co autorka znów zasłużyła sobie u mnie na plus.
Oczywiście było zabawnie i z poczuciem humoru, ale jednak ta książka jest ciut bardziej poważna, a szaleństwa rockowych lasek zepchnięte są tu na szczęście na margines.
Ta książka to opowieść o strasznych wydarzeniach i próbach poradzenia sobie z nimi i traumą, jaką wywołały. To opowieść o samotności, miłości i prawdziwej przyjaźni. To też historia winy i kary, przebaczenia i odnalezienia w prawdziwego siebie, gdy przez lata odgrywało się tylko role, jakie zostawały bohaterom narzucane.
Oczywiście to wszystko opisane jest dość lekko, ale nie aż tak, jak w poprzednich książkach. Tutaj mamy odrobinę więcej powagi i skupieniu na tym co trudne. A wszystko okraszone jest miłosnymi uniesieniami, sporą dawką seksu, choć – i tu znów książka odbiega od poprzedniczek – nie jest go aż tak dużo, jak w poprzednich częściach. 

Podsumowując.

Książka zdecydowanie lepsza od poprzedniczki. U mnie lokuje się zaraz za tomem pierwszym, który lubię najbardziej. A może i nawet ex aequo, bo obie są trochę rożne, a łączą je elementy, które polubiłam w tej serii.
Czy sięgnę po kolejne książki? Nie wiem, pewnie wiele będzie zależało od tego, czyją historię będą opowiadać.
Niemniej jednak, Zniewalającego opiekuna mogę z czystym sumieniem polecić.


niedziela, 26 grudnia 2021

„Tajemnica domu w Bielinach” Katarzyna Berenika Miszczuk od TaniaKsiążka.pl

 „Tajemnica domu w Bielinach” to najnowsza książka Katarzyny Bereniki


Miszczuk, która kierowana jest do młodszego czytelnika. Opowiada historię czwórki rodzeństwa, które po rozwodzie rodziców, wraz z mamą wyjeżdżają z Warszawy, aby zamieszkać w Bielinach u ciotki Mirki.
Spodziewają się ładnego i zadbanego domu pod lasem, ale gdy docierają na miejsce, nic nie jest takie, jak miało być. W dodatku w domu dzieją się dziwne rzeczy, a rodzeństwo będzie musiało rozwikłać jego tajemnicę. 

Zacznę od tego, że wbrew kategorii wiekowej, ta książka jest zdecydowanie dla czytelnika w każdym wieku. I od razu dodam, że jest to pierwszy tom nowej serii „Klub Kwiatu Paproci”, bo prócz całkowicie nowych postaci, w opowieści pojawiają się bohaterowie serii Kwiat Paproci, co dla mnie było ogromnie pozytywnym zaskoczeniem.
Książkę czyta się mega szybko, nie jest jakoś objętościowo spora, a akcja jest tak wciągająca, że nie można jej odłożyć, zanim się nie dotrze do finału.

Opowieść, którą przedstawia nam autorka, to mądra historia, pięknie napisana, z poczuciem humoru, ale i lekkim dreszczykiem grozy i tajemnicą, a to wszystko okraszone słowiańską mitologią i jej demonami i bóstwami.
Jeśli jednak się zastanawiacie, czy ta opowieść nada się dla dzieci, to uprzedzam – oczywiście, że tak. Jest tu fajny klimat, ale nie uważam, aby dzieci miały się bać opowieści.
Autorka tak sprytnie wplata dawne wierzenia do świata dzieci wychowanych w wielkim mieście, dla których szeptuchy, demony i dawne wierzenia, to tylko zabobony, że z niekłamaną przyjemnością obserwowałam, jak na własnej skórze przekonują się, że zdecydowanie tak nie jest i muszą sobie poradzić z tajemnicą domu ciotki Mirki. 

Książka napisana jest w sposób lekki, łatwy do przeczytania przez młodego czytelnika, ale jednocześnie w znanym już z inny powieści autorki stylu. Opowieść jest dopracowana, autorka dba o szczegóły i wprowadzenie czytelnika do wykreowanego przez siebie świata w taki sposób, aby się w nim nie pogubił. Uważam to za wielką zaletę, zwłaszcza jeśli dorośli czytelnicy nie znają jej wcześniejszych książek z tego świata, a młodsi siłą rzeczy ich nie czytelni, bo to jeszcze oczywiście nie opowieść dla nich. Wszystko tu się ładnie ze sobą łączy, splata i nie ma szans, żeby się pogubić.
A pojawienie się postaci z poprzednich książek „dla dorosłych” tej autorki, jest płynne i nie wprowadza zamieszanie czy niejasności. 

„Tajemnica domu w Bielinach” to książka mądra, bo prócz tajemnicy domu ciotki i słowiańskich wierzeniach, mówi też o rzeczach ważnych, jak rozwód rodziców i jak to wpływa na dzieci. O tym, jak ciężko jest zacząć w tej sytuacji nie tylko dorosłym, ale i dzieciom. Uważam, że ta książka jest niezwykle mądra i potrzebna, a do tego stanowi fajną rozrywkę i wciągającą historię, dzięki której młodszy czytelnik może zacząć swoją przygodę z czytaniem. 

Jeśli jeszcze nie znacie tej powieści, gorąco zachęcam do sięgnięcia i czytanie, samemu, czy z młodszym czytelnikiem. Jestem pewna, że każdy, niezależnie od wieku, będzie się przy lekturze dobrze bawił. 
Książkę można zakupić między innymi tutaj: Książki dla dzieci

Polecam.



środa, 22 grudnia 2021

"Pani Siedmiu Bram" Maria Zdybska

 Inanna, sumeryjska bogini miłości i wojny.



Obecnie mieszka w Berlinie i pracuje w muzeum, próbując wieść życie zwykłego śmiertelnika. Ale są takie osoby, którym nie pisane jest spokojne życie. Inanna odbiera w nocy telefon od Dantego, a wszystko co się wydarzy potem, będzie szaleńczym wyścigiem z czasem, aby zapobiec wydarzeniom, które mogą odmienić losy świata.
Czy Inanna poradzi sobie z wyzwaniem? Kto okaże się wrogiem, a kto przyjacielem?  

Książki Marii Zdybskiej, autorki trylogii Krucze Serce, cenię sobie od dawna. Niecierpliwie czekałam więc na premierę jej najnowszej powieści, tym bardziej, że czuję ogromny niedosyt dobrze napisanego urbanfantasy odkąd skończyłam czytać serię o Kate Daniels. Poprzeczkę postawiłam autorce bardzo wysoko i byłam ciekawa czy osobie czytającej namiętnie fantastykę, przypadnie ona do gustu. 

Zacznę od najważniejszego, co już nie raz podkreślałam. Maria Zdybska pisze w sposób piękny, używa słów tak jak artysta – malarz pędzla i płótna, maluje przed czytelnikiem swoją opowieść, przedstawia ją w sposób barwny, nasączony emocjami i niezwykle obrazowy.
W Pani Siedmiu Bram nie brakuje humoru, odrobiny sarkazmu i ironii, ale to co wyróżnia tą powieść, to melancholia, pewien rodzaj smutku, który zalega w sercach i duszach jej bohaterów.
Jeśli chodzi o główne postacie w książce, to jest to dla mnie coś, co wbrew pozorom rzadko trafia się w książkach z tego gatunku. Otóż oni wszyscy są dojrzali, z życiem zasobnym w smutek i bagażem doświadczeń. I nie ma tu znaczenia czy jesteś sumeryjską boginią, posłańcem bogów, czy nastolatką z mrokiem w duszy. 

Swoich bohaterów autorka przedstawia bez pośpiechu, ale w sposób,  który sprawia, że człowiek się z nimi zżywa, wierzy w powodzenie ich działań i rozpacza, gdy spotyka ich coś złego. Do tego pojawiają się w powieści postacie drugoplanowe, które samym pojawieniem się kradną show i człowiek się zastanawia, jak doszło do tego, że jest ich tak haniebnie mało w tej powieści (#teamanubis). 

Fabuła jest bardzo spójna i prowadzona w sposób, który lubię, czyli krok po kroku, bez potknięć i dziur, do przodu, zagęszczając atmosferę i wpędzając czytelnika w niecierpliwą ekscytację, gdy akcja zbliża się ku wielkiemu finałowi.
Który to finał sprawił, że po raz kolejny miałam chęć autorkę zamordować i nawet wizja wieloletniego więzienia by mnie nie powstrzymał. Na szczęście dla autorki, zrobiła to informacja, że będzie drugi tom.


Wracając do fabuły, jest ona przepełniona mitami, dawnymi bogami przez wieki znanymi pod różnymi imionami w różnych mitologiach, a wszystko to jest połączone ze światem jaki znamy i w jakim żyjemy. Uwierzcie, że ta mieszanka robi piorunujące wrażenie, tak samo jak pewien mężczyzna o imieniu Kassiel, obleczony w skórzaną kurtkę i niezachwianą determinację, aby wypełnić swoją misję. 

W książce znajduje się również wątek miłosny, który jest bardzo subtelny i nienachalny. Nie odgrywa tu pierwszych skrzypiec, ale wbrew pozorom, okazuje się ważny, a jakaś głęboko ukryta romantyczna część mojego serca zachwycała się pięknem rodzącego się pomiędzy bohaterami uczucia. 
Dla mnie osobiście było go za mało, liczę, że w drugiej części dostanę jego solidną dawkę. Zresztą miłość w tej powieści okaże się motorem napędowym wielu wydarzeń, które niczego niepodejrzewającego czytelnika naprawdę zaskakują. 

Jestem pod ogromnym wrażeniem tej powieści i patrząc na zakończenie, nie mogą się doczekać na jej kontynuację.
A odnośnie zakończenia,  muszę autorce powiedzieć jeszcze to, co powiedziałam już pani Bardugo i panu Sapkowskiemu:

„Tak się nie robi! Tak się nie godzi! Tak nie wolno!”




poniedziałek, 20 grudnia 2021

"Wampirze cesarstwo"Jay Kristoff od TaniaKsiążka.pl

 Od czasu gdy przeczytałam Dracule Brama Stokera i zobaczyłam film F.F.


Coppoli, moje serce na zawsze zostało oddane we władanie wampirów. Żadnego innego „stworzenia nocy” nie uwielbiam tak bardzo jak krwiopijców właśnie. Czytałam wiele książek o nich, kilka wybitnych, sporo dobrych i naprawdę całą masę kiepskich. O tych ostatnich chciałabym zapomnieć. Kiedy więc zobaczyłam, że Jay Kristoff pisze historię o wampirach, wiedziałam, że się jej nie oprę.

Wampirze cesarstwo” bo to o niej mowa, to historia Gabriela, członka zakonu srebroświętych, który walczy z wampirami, które opanowują ziemię, po tym jak nastał bezdzień. Słońca prawie nie ma, więc wampiry, choć trochę słabsze, mogą bez problemu funkcjonować w ciągu dnia, bez żadnego uszczerbku na ciele. Wojna wypowiedziana ludziom trwa, jest brutalna i krwawa. A wampirów jest coraz więcej.  Jedynym ratunkiem dla ludzi jest Święty Graal, który wg legendy, przywróci dzień. Ale napór sił wroga jest straszny, z zakonu zostaje tylko Gabriel, a pojmany przez wampiry zostaje zmuszony do opowiedzenia swojej historii.  

Zacznę może od tego, że ta książka (opasłe tomiszcze blisko 900 stron) to historia niesamowicie dobra. Człowiek nie czuje tego ogromu stron, a co więcej, przez ani jedną chwilę się nie nudzi. Ileż tu się dzieje, jakie autor serwuje nam zwroty akcji, ile wydarzeń, których nijak się nie spodziewał, a które zostawiały go z otwartą z wrażenia buzią.
Opowieść Gabriela jest wciągająca, hipnotyzująca wręcz, sceny walk są pięknie napisane, a sama kreacja bohaterów, to dla mnie mistrzostwo.

Język powieści jest barwny i soczysty, przekleństwa są tu idealnie wkomponowane w fabułę i powiem wam, że nie wyobrażam sobie żeby ich miało nie być. Zwyczajnie jest to jedna z tych opowieści, gdzie być muszą. Bo historia Gabriela de Leon, to nie opowieść słodka, grzeczna i przyjemna.
To krwawy i brutalny obraz walki na śmierć i życie z wampirami, nad którymi nie uroniłby łzy nikt, nawet o najmiększym sercu i uwielbieniu dla krwiopijców. To opowieść o prawdziwej wierze, zakazanej miłości i ponoszeniu konsekwencji swoich decyzji. To przede wszystkim opowieść o ludziach, przyjaciołach i wrogach i tym co ukryte w środku w człowieku. 

U pana Kristoffa wampir jest wampirem, jest zły, jest brutalny, jest morderczy, wyrachowany, silny i oszałamiający.  Do tego ci najstarsi są inteligentni i cierpliwi, jak to stworzenia, które mają nieograniczony czas. Dla mnie to zabójcza kombinacja i wyśmienity przepis na idealnego złola i antagonistę głównego bohatera. I właśnie takich przeciwników główny bohater dostaje, to z nimi przyjdzie mu się zmierzyć, ale z czasem okaże się, że nie tylko wampiry są jego wrogami. 
Sam główny bohater nie jest postacią kryształową, więcej w nim mroku niżby się mogło wydawać. Jest w nim tyle wewnętrznych sprzeczności, że tak naprawdę nie sposób przewidzieć, jak postąpi i jaką decyzję podejmie. Jest postacią niejednoznaczną, mocno sarkastyczną, nieulękłą i zdeterminowaną. Widzi swoje wady i słabości, a jednak pomimo to potrafi wznieść się ponad i dokonywać rzeczy niesamowitych. Dawno nie czytałam o tak pełnokrwistym bohaterze i chylę czoło przed panem Kristoffem, za stworzenie Gabriela. 


Świat wykreowany przez autora jest rozbudowany i intrygujący. Widać jak wiele pracy w to włożył i uważam, że wyszło mu to znakomicie. W powieści pojawia się wiele postaci drugoplanowych, a te które wysuwają się na pierwszy plan, rzadko odkrywają przed czytelnikiem swoje pobudki i motywacje. Przez to tak naprawdę nie wiadomo kto jest prawdziwym przyjacielem, a kto zakamuflowanym wrogiem. Zresztą autor zaserwował czytelnikom sporo zaskakujących zwrotów akcji. Przyznaję, że większości się nie spodziewałam. W dodatku na sam koniec mruga kilka razy do czytelnika sugerując, że to co widzimy, może nie oznaczać wcale tego, czym się wydaje być na pierwszy rzut oka.
To tylko spotęgowało moje pragnienie, aby dostać tom drugi w swoje ręce już teraz, natychmiast.

 Całość zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. To brutalne, krwawe i mroczne fantasy z wampirami w roli głównej i jestem pod ogromnym wrażeniem tej powieści. Co więcej, jest w niej kilka smaczków, które wyłapałam, a które wywołały szeroki uśmiech na moich ustach. 
Jeśli lubicie takie opowieści, gdzie wampir jest drapieżnikiem, który nie cofnie się przed niczym,  główny bohater nie jest wyidealizowanym łowcą wampirów, a brutalnością w walce potrafi niemalże dorównać swoim wrogom, to ta historia jest dla was.
Tutaj krew się leje, flaki fruwają, jest brutalnie, język jest soczysty, ale w tym wszystkim jest też to co piękne, przyjaźń, miłość, braterstwo. I wiara, że nie w każdym czyha ukryty potwór.

Książkę w dobrej cenie można kupić na TaniaKsiążka.pl, w dziale fantastyka.

A od siebie dodam jeszcze tylko jedno: czytajcie, bo cholernie warto.


czwartek, 16 grudnia 2021

"Wyklęci. Era Cieni" Agnieszka Zawadka

 

„Wyklęci” autorstwa Agnieszki Zawadki, to książka, która swoją premierę miała już jakiś czas temu. Czytałam od razu, ale


oczywiście zeszło mi trochę zanim usiadłam, żeby napisać opinię. A to jedna z tych książek, o których napisać trzeba, zaraz wytłumaczę dlaczego. Akcja powieści rozgrywa się w stworzonym przez autorkę fantastycznym świecie, a główną bohaterką jest Raven, wyszkolonej do eliminowania zabójczych Plag.
Raven jest gwałtowna, impulsywna, bywa uparta jak osioł i pyskata. A jednak z takimi cechami jest postacią, którą szczerze się lubi, której się kibicuje i która absolutnie nie jest postacią irytującą czy denerwującą. Autorce udało się to, co tak rzadko udaje się w gatunku YA – stworzyć charakterną postać kobiecą, która nie jest głupio butna, arogancka czy zwyczajnie wredna. Polubiłam Raven od samego początku i do ostatniego słowa swojej opinii o niej nie zmieniłam.

Do tego w książce pojawia się sporo postaci drugoplanowych, które są równie dobrze nakreślone. A gdy na scenę wkracza uroczo sarkastyczny ładca Cieni, generał Nathaniel, historia nabiera dodatkowych kolorów i zaczyna się w niej subtelnie rozwijać wątek miłośny, który nienachalnie wplata się w opowieść snutą przez Agnieszkę Zawadkę. Sama akcja jest bardzo dynamiczna, ale autorce udało się uzyskać balans pomiędzy pędzącą akcją, a wprowadzeniem czytelnika do swojego świata i pozwolenie mu na dobre poznanie swoich bohaterów. Wszystko to ze sobą współgra, idealnie się splata i łączy. Tajemnice intrygują, bohaterowie zachwycają, a styl Agnieszki sprawia, że naprawdę ciężko uwierzyć, że ta powieść to debiut. 

Tak właśnie, „Wyklęci” to debiut i napiszę to z całą odpowiedzialnością, debiut na bardzo wysokim poziomie. W ubiegłym roku tak samo zachwycił mnie debiut Michała Dąbrowskiego i jego „Imię Boga”, a w tym Agnieszka Zawadka i jej „Wyklęci”. Jej książka jest dopracowana w każdym szczególe i dopieszczona, historia poprowadzona płynnie i bez nielogiczności, napisana barwnym językiem. Jej czytanie było dla mnie prawdziwą czytelniczą ucztą.


Czy w tej beczce miodu jest jakaś łyżka dziegciu?

Ja uważam, że nie. Oczywiście jeśli ktoś bardzo będzie chciał skrytykować, to na pewno znajdzie coś, za co według niego się da, ale dla mnie „Wyklęci” to książka z gatunku tych, na jakie się czeka i debiut o jakim się myśli, że to niemożliwe, aby powstał. Bardzo niecierpliwie czekam na kolejny tom i liczę na to, że wydawca nie będzie się ociągał z jego wydaniem. 

Jeśli jeszcze nie wiecie (czy to możliwe?), to dodam, że Agnieszka jest również twórcą okładki do swojej książki, jak i wielu innych okładek. Uważam, że jest niesamowicie utalentowana nie tylko jako autorka książki, ale również jako grafik.
Jej projekty od dłuższego już czasu mnie zachwycają. 

A co do powieści – czytajcie, bo warto. Jestem pewna, że się nie rozczarujecie.

 

 

środa, 8 grudnia 2021

"Plastikowy Mag" Charlie N. Holmberg z księgarni TaniaKsiążka.pl

 „Plastikowy mag” – czwarty tom magicznej serii autorstwa Charlie N. Holmberg.


Ale jeśli myślicie, że to kontynuacja losów postaci z poprzednich części, to uprzedzam, nie jest tak. Tym razem poznajemy Alvie Brechenmacher, która przyjeżdża do Londynu na praktykę jako politwórca do maga Mariona Praffa, prawdziwej legendy wśród magów. Dziewczyna rzuca się w wir pracy i niespodziewanie wpada na pomysł pewnego projektu, w który wraz z magiem Praffem się angażują. Ale konkurencja nie śpi, co więcej, bywa niebezpieczna. Czy Alvie i magowi Praff uda się osiągnąć wyznaczony cel? 

Seria Papierowy Mag to moje tegoroczne odkrycie i prawdziwa perełka wśród książek fantasy. Zakochałam się w ich klimacie i bohaterach. Na czwarty tom czekałam z niecierpliwością dziecka oczekującego Mikołaja.  Miałam również naprawdę wysoko postawioną poprzeczkę wobec Plastikowego Maga. I wiecie co? Nie rozczarowałam się. 

Sama Alvie jest totalnie inną postacią niż Ceony i to jest naprawdę świetne. W dodatku wątek romantyczny w tym tomie również się różni i jest cudownie uroczy. Dlaczego o tym wspominam? Bo czasem czytelnicy podejrzewają, że kolejny tom może powielać rozwiązania z poprzednich części. Ale tu tego nie ma. To wspaniale nowa i świeża opowieść osadzona w tym wyjątkowym świecie stworzonym przez autorkę. Mamy tu wątek główny, mamy kilka pobocznych, są tajemnice, jest odrobina niebezpieczeństwa i taka w sam raz porcja romansu. Wszystko splata się ze sobą w idealny sposób, tworząc razem barwną historię, która wciąga niesamowicie. 

Jest coś takiego w twórczości Charlie N. Holmberg co sprawia, że jej książki się pochłania, że ma się wrażenie jakby się brało udział w niesamowitej przygodzie, gdzie przywiązuje się do bohaterów, którzy są naprawdę różni, nieidealni, zachwycający. Gratką dla wielbicieli serii będzie zapewne to, że epizodycznie pojawiają się w tym tomie postacie z poprzednich części, czy to główni bohaterowie czy drugoplanowi. Ale bez obawy, ta książka to zdecydowanie historia Alvie i na niej się koncentruje. Pojawienie się znanych już z poprzedniej części postaci, to raczej takie mrugnięcie do czytelnika, a nie ciągnięcie nowego tomu na ich popularności. 

„Plastikowy Mag” to książka dobra, tak dobra, że nie potrafię znaleźć ani jednej słabej strony tej opowieści. Jest napisana pięknym językiem, a wszystkie wątki ładnie się ze sobą łączą. To urocza, piękna historia, która mnie oczarowała tak samo jak poprzednie części serii.


Na koniec muszę wspomnieć o okładce. To chyba jedna z najpiękniejszych okładek w fantastyce i tak samo było zresztą z poprzednimi częściami. Patrzenie na nie, to uczta dla oczu. 

Jeśli nie znacie tej serii, to gorąco zachęcam do jej przeczytania. A jeśli słyszeliście o niej, ale niezbyt pochlebne opinie, to bardzo namawiam do przeczytania i sprawdzenia samemu. Bo ja również naczytawszy się niezbyt dobrych opinii odłożyłam pierwszy tom na półkę i zapomniałam o nim na dłuuuugo. A potem coś mnie tknęło, może czytelnicze przeczucie i spróbowałam.

I zakochałam się totalnie. 

Książkę w super cenie można kupić w księgarni TaniaKsiążka.pl  w dziale nowości


sobota, 4 grudnia 2021

"Tkając świt" Elizabeth Lim

 Maia marzy aby być najlepszą krawcową w kraju. Wydawać się może, że to dobre


marzenie. Problem jest natomiast jeden, najznamienitszymi krawcami są tylko mężczyźni. Gdy schorowany ojciec Mai – znany krawiec,  otrzymuje zaproszenie od królewskiego posłańca, aby wziąć udział w konkursie, Maia postanawia uratować rodzinę przed biedą, przebiera się za brata i rusza do królewskiego pałacu. Musi ukrywać kim naprawdę jest i wziąć udział w rywalizacji z dwunastoma pozostałymi krawcami. 
Żeby nie było łatwo, nadworny mag Edan zdaje się dostrzegać więcej niż Maia by chciała i obawia się, że odkryje on jej sekret. 

Premiera książki Elizabeth Lim odbiła się szerokim echem w mediach społecznościowych. Pod wpływem impulsu kupiłam ją i ja, a potem na długo porzuciłam na półce – karygodny błąd. Gdy tylko zaczęłam ją czytać, wciągnęłam się tak mocno,  że nie potrafiłam się od niej oderwać, czego skutkiem była nieprzespana noc.

Powieść ma wyjątkowo dobry klimat, jest tu sporo magii, nuta melancholii, dobrze nakreślony wątek niedopuszczania kobiet do niektórych zawodów i oczywiście pięknie i z pazurem opisany wątek miłosny. Jest również tajemnica do odkrycia, i to nie jedna, jest przygoda do przeżycia i zadanie do wykonania. Wszystko to się ze sobą pięknie splata, tworząc barwną i klimatyczną całość. 

Bohaterowie. 

Był to element, który niezmiernie mi się podobał i uważam, że wyszedł autorce wyjątkowo dobrze. Główną bohaterkę poznajemy naprawdę dobrze, wpływ ma na to pierwszoosobowa narracja. Ale i mag Edan to postać, która jest bardzo dobrze nakreślona, która mimo skrywanych tajemnic odsłania przed czytelnikiem swoje prawdziwe oblicze i charakter. Postacie drugoplanowe są również ciekawe, choć nie tak wyraźnie zarysowane jak główni bohaterowie. Mi to nie przeszkadzało, tym bardziej, że to co najważniejsze w powieści koncentrowało się jednak na Mai i tym co ją spotyka.  

Sam wątek konkursu krawieckiego ma drugie dno i uważam, że Elizabeth Lim świetnie sobie poradziła z jego nakreśleniem. Wszystko co będzie się działo w związku z tym konkursem, okaże się ważne, nawet najdrobniejszy szczegół. Początkowo wydawać się mogło, że Tkając świt podzieli los podobnych powieści z gatunku YA fantasy i powieli tak wiele razy maglowany szablon. A tu niespodzianka – książka okazała się zaskakująco inna i ciekawa, mimo pewnych elementów wspólnych wszystkim powieściom z tego gatunku, dla mnie była opowieścią z lekką nutą świeżości.  


Język i styl autorki przypadły mi do gustu. Poza tym pisze ona niezwykle obrazowo, potrafiła tak przedstawić otaczającą bohaterkę rzeczywistość, że nie miałam kłopotu z wyobrażeniem sobie wszystkiego w najdrobniejszym szczególe. Do tego akcja jest dynamiczna, ale nie ma się wrażenia, że pędzi na łeb na szyję, tylko wszystko rozgrywa się z odpowiednim tempie. Całość to świetne połączenie ze sobą wszystkich elementów, które składają się na szalenie ciekawą opowieść podaną w świetnej formie.

Już nie mogę się doczekać kolejnej części, bo to jak autorka zakończyła pierwszy tom, wywołuje we mnie zgrzytanie zębami z niepewności o to, co się dalej wydarzy. Bo zapomniałam dodać, że nic tu nie jest pewne, a Elizabeth Lim potrafiła mnie mocno zaskoczyć. 

Jeśli jeszcze nie znacie tej powieści, to gorąco ją polecam. 


wtorek, 30 listopada 2021

"Warcross: Dzika karta" Marie Lu

 „Warcross: Dzika karta”, to świetna kontynuacja historii autorstwa Marie Lu. 


Emika Chen ledwo uszła z życiem z Mistrzostw Warcrossa. Poznała  prawdę stojącą za nowym algorytmem Neurołącza stworzonym przez Hideo i zorientowała się w jego zamiarach. Czas nagli, wrogowie są blisko, nowy algorytm jest wg niej zagrożeniem. Czy Emice uda się powstrzymać Hideo? Co będzie musiała zrobić, aby nie dopuścić do realizacji jego planów? I kto jest przyjacielem, a kto wrogiem?

„Warcross: Dzika karta” przeczytałam już jakiś czas temu. Przyznaję, że do pierwszego tomu podeszłam bardzo sceptycznie, a okazał się świetną rozrywką i wciągającą historią, wysoko podnosząc poprzeczkę drugiej części. Gdy zabrałam się za jej czytanie, okazało się, że nie miałam żadnych powodów do obaw, kontynuacja nie tylko utrzymała poziom poprzedniczki, ale i go podniosła. Akcja jest bardzo wartka. Ileż tam się dzieje, cały czas wydarzenie goni wydarzenie, ale w tej pędzącej akcji znalazło się i miejsce na chwile refleksji i zadumy.

O czym? 

O tym co porusza w obu tomach autorka. Czy w imię dobra można robić złe rzeczy? Czy zniewolenie to dobra droga do eliminacji zła? Czy ludźmi można i powinno się sterować, przewidywać i czy nawet najlepszy algorytm może poradzić sobie z emocjami, które kierują człowiekiem? O to wszystko pośród pościgów, wirtualnej rzeczywistości, tajemniczych wrogów i niebezpieczeństwa pyta Marie Lu.
A pyta w sposób, który zmusza do zastanowienia się, przemyślenia, zweryfikowania do czego my sami bylibyśmy zdolni, aby powstrzymać zło, przemoc, ból i cierpienie. 

Książka jest napisana bardzo dobrze, wszystkie wątki się ze sobą łączą, wszystkie tajemnice w końcu ujrzą światło dzienne, a finał tej opowieści będzie nie tylko zaskakujący, ale i niejako da czytelnikowi odpowiedź na pytania, które autorka w swojej opowieści zadaje.  Bardzo podobało mi się jak autorka pokazała, że nawet w świecie wirtualnej rzeczywistości, gdzie każdy może być każdym, zwykłe osobiste relacje, przyjaźń, miłość, więzi rodzinne, wciąż są tym, czego ludzie potrzebują, czego nie da się zastąpić niczym.

W tej historii jest jeszcze jeden wątek, który mnie osobiście bardzo poruszał. Chodzi o to, do czego jest w stanie się posunąć człowiek w imię przełomowych odkryć. Gdzie jest granica oddzielająca pracę nad osiągnięciami mającymi służyć dobrym celom od chorej ambicji i dążenia do realizacji swoich planów za wszelką cenę, niezależnie od poniesionych kosztów. 

„Warcross: Dzika karta” to książka mądra, ważna, choć jednocześnie jest to historia bez wątpienia rozrywkowa, z barwnie opisanym wirtualnym i rzeczywistym światem. Wizja przyszłości ukazana przez Marie Lu wcale nie jest nieprawdopodobna. Co więcej, wydaje się być całkiem realną drogą rozwoju naszego świata. 
Jeśli lubicie takie klimaty, to zachęcam do sięgnięcia po tą dylogię. To fascynująca historia i niejednoznaczni bohaterowie, którym bliżej do odcieni szarości, niż czerni bądź bieli. 

Ja przy czytaniu bawiłam się świetnie, łapałam się na tym, że zastanawiałam się, co za jakiś czas okaże się już nie tylko fabułą w książce, ale i naszą rzeczywistością. Czas pokaże, a wam gorąco polecam Warcross i Warcross: Dziaka karta.

Czytajcie bo warto.


wtorek, 16 listopada 2021

"Mexican Gothic" autorstwa Silvia Moreno-Garcia z Księgarni TaniaKsiazka.pl

 Mexican Gothic autorstwa Silvia Moreno-Garcia, to nowość i bardzo dobrze


oceniana powieść grozy. 
Akcja rozgrywa się w Meksyku lat 50. Ojciec Noemi otrzymuje list od Cataliny, którą wychowywał po śmierci jej rodziców, a która od roku jest szczęśliwą mężatką. Ale czy na pewno? Mieszkając w Wysokim Dworze na odludziu Catalina pisze w swoim liście bardzo dziwne i niepokojące rzeczy, a ojciec Noemi postanawia w celu sprawdzenia co się tam dzieje, wysłać tam nie kogo innego, tylko ją. Młoda kobieta, gwiazda salonów, wyrusza do odciętego od świata domostwa, poznaje dziwną rodzinę kuzynki i osobliwe zasady panujące w ich domu.
Stan kuzynki jest trudny do określenia, rodzina nie jest przychylna obecności Noemi, a sama kobieta zaczyna doświadczać dziwnych snów i tajemniczych, przerażających sytuacji.

Książka na okładce sugeruje, że ta historia to połączenie Lovecrafta i z siostrami Bronte. Przyznam szczerze, że od dawna nie sugeruję się tego typu poleceniami i dobrze na tym wychodzę. Tak samo było i w tym przypadku, bowiem o ile pewne inspiracje Lovecraftem w Mexican Gothic faktycznie można się doszukać, o tyle klimatu z książek sióstr Bronte na pewno tutaj nie znajdziecie.

Czy w takim razie jestem rozczarowana? 

Otóż nie. 

Akcja powieści rozpoczyna się niespiesznie i rozwija powoli, ale w powieści gotyckiej to całkiem naturalne i tutaj należą się autorce ukłony, bo wspaniale żongluje tajemnicami, niepokojącymi zdarzeniami, powoli narastającym w bohaterce lękiem i poczuciem osaczenia. Żywiołowa i wygadana Noemi jest mocno kontrastującą z resztą postaci bohaterką, a na tle ponurego domu pełnego niepokojących tajemnic wygląda jak zamknięty w stodole paw.
Sam klimat powieści jest gęsty, mroczny i niepokojący. Pełen strasznych snów, okraszony krwawą przeszłością rodziny, krok po kroku zaczyna wzbudzać w czytelniku odpowiednie dla gatunku wrażenia. 
Podobało mi się to w tej powieści i naprawdę dałam się jej wciągnąć, i to do tego stopnia, że nie potrafiłam tej książki odłożyć. Musiałam się dowiedzieć jaka była przyczyna tych wszystkich wydarzeń, jaki jej początek i co za nią stało. 

Jeśli chodzi o kreację bohaterów, to mimo, że w tej książce nie było ani jednej osoby, którą tak szczerze mogłabym polubić, to podobał mi się sposób ich ukazania, nakreślenia ich charakterów, siły napędowej ich działań. Nikogo nie można było być pewnym, autorka sprawnie potrafiła zmylić czytelnika i wprowadzić element niepewności. 
Aura otaczająca mieszkańców Wysokiego Dworu jest mętna i złowroga i był to kolejny element, który mi się podobał, na równi z ukazaniem samej rezydencji, jej ponurości, jej mroku, jej zepsucia i lęku jaki wywoływała w bohaterce. 


Jeśli chodzi o sam finał i przyczyną tych wszystkich wydarzeń, to przyznaję, że dość szybko zorientowałam się co będzie główną przyczyną tego co spotyka Catalinę, a następnie Noemi. Zresztą uważam, że sama autorka zostawiła kilka bardzo wyraźnych wskazówek, których nie sposób przegapić. Jednak przyczyna była tylko podwaliną późniejszej makabry, jaką Silvia Moreno-Garcia zaserwowała swoim czytelnikom i przyznaję, że były takie elementy, na które aż się wzdrygnęłam z odrazą. Myślę, że to właśnie w nich widać inspirację Lovecraftem, o której wspomina na okładce wydawca. Czy to dla mnie był minus tej historii?
Nie, choć przyznaję, że granica absurdu w moim odbiorze została delikatnie muśnięta, choć nie przekroczona. 

Mam tylko jedno zastrzeżenie co do tej historii. Mexican Gothic jak na powieść gotycką ma bardzo mdły i ledwie zarysowana wątek miłosny, który w tym gatunku jest wręcz nieodzowny. Tutaj wypada on bardzo bezbarwnie i jest ledwie widoczny, co dla mnie akurat jest wadą. 

Jak oceniam całość?

Niezwykle klimatyczna, napisana prostym i lekkim stylem powieść z ciekawie poprowadzoną fabułą. Dałam się wciągnąć w tą snutą niespiesznie opowieść i przyznaję, że kilkakrotnie nawet zaskoczyć. Mimo, że dla mnie nie jest to książka bez wad, z minimalnie słabszą drugą częścią, to całość i tak wypada dobrze i polecam do sięgnięcia i przekonania się samemu.

Książkę w dobrej cenie można znaleźć tutaj: TaniaKsiążka - nowości


sobota, 13 listopada 2021

"Vicious. Nikczemni" V.E. Schwab

 Victor i Eli poznali się na studiach. Genialni, ambitni, zdolni, kreatywni,


potrafiący myśleć bez jakichkolwiek ograniczeń, nawet moralnych. Łączy ich nieposkromiona ambicja i głów wiedzy. Wiedzy niebezpiecznej, mrocznej.
To doprowadzi ich do badań nad adrenaliną, doświadczeniami bliskimi śmierci i możliwości zdobycia dzięki temu nadprzyrodzonych zdolności. Eksperymenty wymykają się jednak spod kontroli, efektem czego Viktor trafia na 10 lat do więzienia. Gdy stamtąd ucieka, nie sam, w towarzystwie Mitcha, a po drodze spotykają Sydney, ranną dziewczynkę skrywającą równie mroczną tajemnicę, wszystko co dotyczyło Viktora i Eliego zaczyna przybierać przerażające kształt. 

Są tacy autorzy, których książki biorę w ciemno, niezależnie na jaki temat napiszą czy w jakim gatunku. Do nich zalicza się właśnie Victoria Schwab. Jej seria Złoczyńcy długo czekała u mnie na półce, aż wreszcie postanowiłam się za nią zabrać. I tak oto w swoje ręce dostałam opowieść o Victorze i Elim, geniuszach, którzy uznali, że nie ma dla nich żadnych granic, których nie mogliby przekroczyć. 

Sama powieść napisana jest totalnie w stylu pani Schwab, czyli obrazowo, wspaniałym stylem, lekkim piórem i w sposób niezwykle przemawiający do wyobraźni. Swoją opowieść autorka prowadzi niespiesznie, ale nie dajcie się temu zmylić, tutaj dzieje się naprawdę wiele, trzeba się skupić na czytaniu, żeby nie przegapić żadnych niuansów i smaczków.
Bo to co w tej książce najbardziej urzeka, to opowieść o tym jak rodzi się zło. Jak z ambitnych i zdolnych ludzi, kształtują się złoczyńcy, którzy poświęcą wszystko i wszystkich dla swoich celów. 


Jeśli chodzi o samych głównych bohaterów, to dla mnie ich kreacja to prawdziwe mistrzostwo. Każdy szczegół ich zmiany, każdy element ich drogi do tego, kim się stali, nawet wojna pomiędzy nimi, wszystko to pokazane jest tak dobrze, tak wiarygodnie, że ciężko uwierzyć, że to „tylko” postacie fikcyjne. Obaj, Victor i Eli, wzbudzili we mnie ogrom emocji i naprawdę nie potrafię powiedzieć jednoznacznie, co konkretnie wobec którego czuję. Na pewno jestem nimi zafascynowana, na pewno w jakimś stopniu przerażało mnie ich postępowanie i absolutne przekonanie o tym, że mają prawo robić to co robić, bo są wyjątkowi. Jakby samo to było usprawiedliwieniem dla każdej nikczemności, jaką popełniają. Niesamowite było śledzenie drogi jaką przebyli, gdy uznali, że to świat powinien się przed nimi ukorzyć, a nie oni przed światem.  

Oczywiście prócz głównej pary bohaterów, mamy kilkoro dodatkowych, którzy w tej opowieści odgrywają bardzo ważną rolę i nie sposób pominąć ich milczeniem. Sydney, Mitch, Serena. To kolejne osoby, które w ten czy inny sposób zostaną wciągnięte w walkę pomiędzy Victorem i Elim i które pani Schwab przedstawiła niezwykle wyraziście, dzięki czemu w niczym nie ustępują parze głównych bohaterów.
Chciałam napisać, że Nikczemni, to opowieść starciu dobra ze złem, ale tak naprawdę to opowieść o różnych odcieniach zła, a jak to powiedział Wiedźmin:

„ Zło to zło, Stregoborze - rzekł poważnie wiedźmin wstając. - Mniejsze, większe, średnie, wszystko jedno, proporcje są umowne a granice zatarte.” 

(A. Sapkowski Ostatnie życzenie)

Jeśli więc nie znacie jeszcze tej serii, to gorąco zachęcam do sięgnięcia po nią i chwili refleksji, czy człowiek z natury jest dobry, a zło się pojawia, czy wręcz przeciwnie, jest zły, tylko stara się czynić dobrze. 

Polecam.


czwartek, 4 listopada 2021

"Baśnie Śnieżnego Lasu" Sophie Anderson od TaniaKsiążka.pl

 Gdy Janka była dzieckiem, znaleziono ją koło jaskini niedźwiedzicy.


Dziewczynka rosła jak na drożdżach, szybko przewyższając wszystkich siłą i wzrostem, przez co zyskała przydomek Janka Niedźwiedzica. Pewnego dnia odkrywa, że jej nogi zamieniły się w niedźwiedzie łapy. Aby odkryć przyczynę tej zmiany, Janka wyruszy do Śnieżnego Lasu, gdzie odkryje swoją przeszłość, zrozumie co kocha i na czym jej zależy oraz odkryje, że prawdziwa przyjaźń i miłość nie zważa na to kto jest kim, tylko na to co ma się w sercu. 

Baśnie Śnieżnego Lasu” to kolejna po Domu na kurzych łapach powieść Sophie Anderson. Autorka czerpie z folkloru rosyjskiego, odmalowując niesamowicie piękną, nostalgiczną i chwilami melancholijną historię młodej dziewczynki szukającej swojego miejsca na ziemi.
Sama opowieść o Jance i jej przyjaciołach opowiedziana jest w formie baśni, w której… zawarte są kolejne baśnie. Jest to wspaniały zabieg i sprawia, że ma się wrażenie, że trafiło się wprost z fotela do magicznej krainy, gdzie wszystko jest możliwe, a każdy rozdział, każda strona, to wyzwanie dla wyobraźni. 

Autorka wprowadza czytelnika w niesamowicie baśniowy klimat i utrzymuje go w nim do samego końca. Akcja jest wartka, pojawiają się nowi bohaterowie, są tajemnice z przeszłości do odkrycia, są zadania do wykonania, jest też wiele rzeczy, które nasza bohaterka musi zrozumieć, doświadczyć, aby pojąć gdzie jest jej miejsce.
Ta historia to powieść o wielkiej odwadze, o sile miłości i przyjaźni. O zaufaniu, nadziei i walce o to w co się wierzy i tych, których się kocha. Napisana pięknym jeżykiem, w sposób malowniczy i obrazowy historia Janki i jej bliskich, to cudowne doświadczenie czytelnicze nie tylko dla młodego czytelnika. Ta opowieść spodoba się każdemu, niezależnie od wieku. Okraszona jest wspaniałymi ilustracjami, a baśnie, które są w niej opowiadane, to idealne uzupełnienie tej jakże poruszającej opowieści. 


Sophie Andreson stworzyła historię ponadczasową, ważną, wzruszająca. Wywołującą sporo emocji i sprawiającą, że chwilami łza się w oku zakręciła. Było smutno i melancholijnie, jak to w baśniach bywa, było też zabawnie i z poczuciem humoru. Wszystko idealnie do siebie dopasowane.  Bohaterowie w tej opowieści natomiast wcale idealni nie są, ale jak to w baśniach bywa, wcale nie muszą. To bardzo mądra opowieść, przesycona klimatem rosyjskich baśni i folklorem.
Ta historia oczarowuje, wzrusza, bawi, zmusza do refleksji. Potrafi sprawić, że ma się wrażenie jak wraz z Janką wyruszyło się w przygodę życia przez mroźny i tajemniczy las, aby znaleźć odpowiedź na pytanie „kim jestem? Gdzie jest moje miejsce?”. 

Jeśli jeszcze nie znacie tej książki, to gorąco zachęcam do sięgnięcia po nią, jest dostępna w dobrej cenie w książkach dla dzieci w TaniejKsiążce.pl

To tak piękna opowieść, że nie będziecie chcieli jej odłożyć, dopóki nie przekonacie się, jakich wyborów dokonała Janka, czy rozwikłała tajemnicę swojego pochodzenia i zrozumiała, że prawdziwa przyjaźń nie zna granic. A prócz walorów czytelniczych powieść zachwyca też bajecznie cudowną okładką, która na równi z fabułą oczarowuje od pierwszego spojrzenia. 

Ogromnie polecam! 


sobota, 30 października 2021

"Księgi zapomnianych żyć" Bridget Collins

 „Księgi zapomnianych żyć” Bridget Collins, to historia miłosna napisana w 


otoczce magii. Oto bowiem są ludzie, którzy potrafią zabrać człowiekowi wspominania i zapisać je w księdze. Każde złe wspomnienia, każdy zły czyn z głowy ofiary można wymazać, jakby nie istniał. W taki sposób można również ukryć każdą niegodziwość. Człowiek, któremu odebrano wspomnienia traci je na zawsze, chyba że księga jego wspomnień ulegnie spaleniu. 

Na początku muszę napisać, to co kołatało mi w głowie, gdy czytałam powieść. Otóż kompletnie nie tego się spodziewałam po opisie i początkowych rozdziałach powieści. Byłam przekonana, że dostanę całkowicie inny kierunek rozwoju fabuły i tego jak ona zostanie poprowadzona. Przyznaję, że początkowo byłam trochę rozczarowana, jakby ktoś mi coś obiecał, a następnie zmienił zdanie i dał coś totalnie innego.
Rozczarowanie moje nie było jednak na tyle deprymujące, abym odłożyła powieść bez dotarcia do finiszu opowieści. 

Sama historia, która opowiada pani Collins, napisana jest naprawdę pięknym językiem, w sposób delikatny, a jednak niepozbawiony mocniejszych akcentów. Książka mimo, że nie epatuje brutalnością, to pokazuje ciemną stronę ludzkiej natury w sposób klarowny i bez owijania w bawełnę. Autorka pokazała jak wiele złego można zrobić drugiemu człowiekowi, gdy jest tylko możliwość uniknięcia kary i ukrycia swoich złych uczynków. 

Sama opowieść o Emmecie, to w sposób subtelny opisana historia miłości i pogodzeniu się ze sobą i tym kim się jest. To również opowieść o walce o siebie i swoje miejsce na świecie.  Zaskoczeniem było dla mnie tylko, że jest to historia miłości spod znaku LGBT, bo w zapowiedziach czy opisie kompletnie nic tego nie sugerowało. Nie ma to jednak wpływu na to, że opowieść ta jest piękna, a wątek miłosny nakreślony w sposób wyważony i poruszający. 


Jeśli chodzi o kwestie magii, to osobiście czułam jej niedosyt. Oczywiście jest tu opisane „oprawianie” czyli wymazywanie wspomnień i przenoszenie ich do książek, ale w moim odczuciu był to tylko sposób aby skupić się na innych watkach i tło do ich ukazania. I chyba też to sprawiło, że tak jak pisałam na początku, poczułam się jakby autorka nie dotrzymała obietnicy. Spodziewałam się magii i bazowania właśnie na niej, a nie magii jako tła.

Czy to ogromna wada?
Nie.
Książka sama w sobie jest piękna, porusza niebywale ważne i trudne tematy, a autorka robi to w sposób wyważony i subtelny. Pokazuje również, że nawet odbierając człowiekowi wspomnienia, nie można mu odebrać tego kim jest i jaki jest, że nie da się tego zmienić, zmusić do zmiany, naciskami wymóc życie wbrew sobie.
Dlatego uważam, że mimo, że dostałam coś całkowicie innego, niż oczekiwałam, to książka jest zdecydowanie warta przeczytania i poznania opisywanej w niej historii.


środa, 27 października 2021

"Echa nad światem" 4 tom serii Lustrzanna Christelle Dabos

 „Echa nad światem” to finalny – choć ja mam nadzieję, że jednak nie – tom serii 


Lustrzanna. Książki te zyskały ogromne grono fanów, czemu wcale się nie dziwię. Pięknie napisana (i wspaniale przełożona na język polski), z niesamowitą fabułą i cudownymi bohaterami seria oczarowuje od pierwszej strony.
Echa nad światem to zwieńczenie opowieści o Ofelii, Thorze i tym w co zostali wplątani, co musieli zrobić aby powstrzymać rozpad arek i uratować nie tylko siebie, ale i swoich bliskich. 

Akcja powieści od samego początku książki jest niezwykle dynamiczna i a sama powieść utrzymuje wysoki poziom swoich poprzedniczek. Jest tu wszystko to, co tak urzekło mnie w poprzednich częściach, niesamowicie barwnie wykreowany świat, pełnokrwiści bohaterowie i niedająca się przewidzieć fabuła. Wszystkie wątki rozpoczęte w poprzednich częściach zaczynają się ze sobą łączyć, splatać w jeden zaskakujący finał. Nic nie pozostaje bez odpowiedzi, w końcu mamy szansę poznać wszystkie fakty i zrozumieć co tak naprawdę się wydarzyło, gdy Eulalia postanowiła działać dawno temu. 

Książka wg mnie jest zdecydowanie bardziej poważna niż poprzednie tomy, więcej w niej rozważań na temat dobra, zła, wykluczenia, odmienności i dążenia do wyznaczonego celu bez względu na cenę. Niesamowicie mi się to podobało, dzięki temu cała historia stała się dla mnie bogatsza, pełniejsza, wielowymiarowa. Niby to wciąż było literatura młodzieżowa, ale wnikliwy czytelnik znalazł w niej wiele więcej niźli tylko opowieść o przygodach Ofelii.
Dodatkowo wątek małżeństwa i uczuć łączących Ofelię i Thorna jest opisany tak przepięknie, delikatnie, ujmująco, jest prowadzony z subtelnością i wyczuciem, że nie sposób się nim nie zachwycać i nie doceniać tego, czego autorka z nim dokonała.
O emocjach i uczuciach potrafiła napisać bez podawania wszystkiego na tacy, a jednocześnie w sposób nie pozostawiający wątpliwości, że niesamowite uczucie połączyło głównych bohaterów. 

O języku i naszym przekładzie pisałam już nie raz, dla mnie to mistrzowski poziom. Od początku byłam zachwycona tym w jak przepiękny sposób cała seria jest przetłumaczona, jak dopieszczone każde słowo, zdanie. Raz, że autorka potrafi pisać i robi to w niezwykle lekki, a jednocześnie barwny sposób, dwa, że nasz przekład jest idealnie oddający klimat powieści. 


Na koniec napisze jeszcze kilka zdań podsumowania.

Sama fabuła była dla mnie świetna, dopracowana, bardzo dobrze łącząca i wyjaśniająca wszystkie rozpoczęte przez autorkę wątki. Podobało mi się to, w jaki sposób wszystko się rozwiązało, jak została poprowadzona akcja. Ta książka praktycznie do samego końca nie miała dla mnie ani jednej wady.
I w sumie mogłabym powiedzieć, że tak zostało, ale nie. Choć nie jest to wada, a jedynie moja niezgoda na takie zakończenie jakie otrzymałam. Spodziewałam się wszystkiego, tylko nie tego. I choć zakończenie jest otwarte, mimo, że autorka zostawiła szeroko otwartą, nawet nie furtkę, a bramę do kolejnej części, to jednak było mi ogromnie przykro, że Echa nad światem kończą się w ten konkretny sposób.

Czy to wada? 

NIE!

To pomysł autorki i ja go szanuję, choć moje czytelnicze serce płacze. Całość polecam gorąco każdemu, młodemu i starszemu czytelnikowi. 
Piękna, poruszająca ważne tematy powieści seria, która pozostawia czytelnika oczarowanego magią słów.
Polecam.