„Wyklęci” autorstwa Agnieszki Zawadki, to książka, która swoją premierę miała już jakiś czas temu. Czytałam od razu, ale
oczywiście zeszło mi trochę zanim usiadłam, żeby napisać opinię. A to jedna z tych książek, o których napisać trzeba, zaraz wytłumaczę dlaczego. Akcja powieści rozgrywa się w stworzonym przez autorkę fantastycznym świecie, a główną bohaterką jest Raven, wyszkolonej do eliminowania zabójczych Plag.
Raven jest gwałtowna, impulsywna, bywa uparta jak osioł i pyskata. A jednak z takimi cechami jest postacią, którą szczerze się lubi, której się kibicuje i która absolutnie nie jest postacią irytującą czy denerwującą. Autorce udało się to, co tak rzadko udaje się w gatunku YA – stworzyć charakterną postać kobiecą, która nie jest głupio butna, arogancka czy zwyczajnie wredna. Polubiłam Raven od samego początku i do ostatniego słowa swojej opinii o niej nie zmieniłam.
Do tego w
książce pojawia się sporo postaci drugoplanowych, które są równie dobrze
nakreślone. A gdy na scenę wkracza uroczo sarkastyczny ładca Cieni, generał
Nathaniel, historia nabiera dodatkowych kolorów i zaczyna się w niej subtelnie
rozwijać wątek miłośny, który nienachalnie wplata się w opowieść snutą przez
Agnieszkę Zawadkę. Sama akcja
jest bardzo dynamiczna, ale autorce udało się uzyskać balans pomiędzy pędzącą
akcją, a wprowadzeniem czytelnika do swojego świata i pozwolenie mu na dobre
poznanie swoich bohaterów. Wszystko to
ze sobą współgra, idealnie się splata i łączy. Tajemnice intrygują, bohaterowie
zachwycają, a styl Agnieszki sprawia, że naprawdę ciężko uwierzyć, że ta
powieść to debiut.
Tak właśnie,
„Wyklęci” to debiut i napiszę to z całą odpowiedzialnością, debiut na bardzo
wysokim poziomie. W ubiegłym roku tak samo zachwycił mnie debiut Michała
Dąbrowskiego i jego „Imię Boga”, a w tym Agnieszka Zawadka i jej „Wyklęci”. Jej książka
jest dopracowana w każdym szczególe i dopieszczona, historia poprowadzona
płynnie i bez nielogiczności, napisana barwnym językiem. Jej czytanie było dla
mnie prawdziwą czytelniczą ucztą.
Czy w tej beczce miodu jest jakaś łyżka dziegciu?
Ja uważam,
że nie. Oczywiście jeśli ktoś bardzo będzie chciał skrytykować, to na pewno
znajdzie coś, za co według niego się da, ale dla mnie „Wyklęci” to książka z
gatunku tych, na jakie się czeka i debiut o jakim się myśli, że to niemożliwe,
aby powstał. Bardzo
niecierpliwie czekam na kolejny tom i liczę na to, że wydawca nie będzie się
ociągał z jego wydaniem.
Jeśli
jeszcze nie wiecie (czy to możliwe?), to dodam, że Agnieszka jest również
twórcą okładki do swojej książki, jak i wielu innych okładek. Uważam, że jest
niesamowicie utalentowana nie tylko jako autorka książki, ale również jako
grafik.
Jej projekty
od dłuższego już czasu mnie zachwycają.
A co do powieści – czytajcie, bo warto. Jestem pewna, że się nie rozczarujecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz