Maia marzy aby być najlepszą krawcową w kraju. Wydawać się może, że to dobre
marzenie. Problem jest natomiast jeden, najznamienitszymi krawcami są tylko mężczyźni. Gdy schorowany ojciec Mai – znany krawiec, otrzymuje zaproszenie od królewskiego posłańca, aby wziąć udział w konkursie, Maia postanawia uratować rodzinę przed biedą, przebiera się za brata i rusza do królewskiego pałacu. Musi ukrywać kim naprawdę jest i wziąć udział w rywalizacji z dwunastoma pozostałymi krawcami.
Żeby nie było łatwo, nadworny mag Edan zdaje się dostrzegać więcej niż Maia by chciała i obawia się, że odkryje on jej sekret.
Premiera książki Elizabeth Lim odbiła się szerokim echem w mediach społecznościowych. Pod wpływem impulsu kupiłam ją i ja, a potem na długo porzuciłam na półce – karygodny błąd. Gdy tylko zaczęłam ją czytać, wciągnęłam się tak mocno, że nie potrafiłam się od niej oderwać, czego skutkiem była nieprzespana noc.
Powieść ma wyjątkowo dobry klimat, jest tu sporo magii, nuta melancholii, dobrze nakreślony wątek niedopuszczania kobiet do niektórych zawodów i oczywiście pięknie i z pazurem opisany wątek miłosny. Jest również tajemnica do odkrycia, i to nie jedna, jest przygoda do przeżycia i zadanie do wykonania. Wszystko to się ze sobą pięknie splata, tworząc barwną i klimatyczną całość.
Bohaterowie.
Był to element, który niezmiernie mi się podobał i uważam, że wyszedł autorce wyjątkowo dobrze. Główną bohaterkę poznajemy naprawdę dobrze, wpływ ma na to pierwszoosobowa narracja. Ale i mag Edan to postać, która jest bardzo dobrze nakreślona, która mimo skrywanych tajemnic odsłania przed czytelnikiem swoje prawdziwe oblicze i charakter. Postacie drugoplanowe są również ciekawe, choć nie tak wyraźnie zarysowane jak główni bohaterowie. Mi to nie przeszkadzało, tym bardziej, że to co najważniejsze w powieści koncentrowało się jednak na Mai i tym co ją spotyka.
Sam wątek konkursu krawieckiego ma drugie dno i uważam, że Elizabeth Lim świetnie sobie poradziła z jego nakreśleniem. Wszystko co będzie się działo w związku z tym konkursem, okaże się ważne, nawet najdrobniejszy szczegół. Początkowo wydawać się mogło, że Tkając świt podzieli los podobnych powieści z gatunku YA fantasy i powieli tak wiele razy maglowany szablon. A tu niespodzianka – książka okazała się zaskakująco inna i ciekawa, mimo pewnych elementów wspólnych wszystkim powieściom z tego gatunku, dla mnie była opowieścią z lekką nutą świeżości.
Język i styl autorki przypadły mi do gustu. Poza tym pisze ona niezwykle obrazowo, potrafiła tak przedstawić otaczającą bohaterkę rzeczywistość, że nie miałam kłopotu z wyobrażeniem sobie wszystkiego w najdrobniejszym szczególe. Do tego akcja jest dynamiczna, ale nie ma się wrażenia, że pędzi na łeb na szyję, tylko wszystko rozgrywa się z odpowiednim tempie. Całość to świetne połączenie ze sobą wszystkich elementów, które składają się na szalenie ciekawą opowieść podaną w świetnej formie.
Już nie mogę się doczekać kolejnej części, bo to jak autorka zakończyła pierwszy tom, wywołuje we mnie zgrzytanie zębami z niepewności o to, co się dalej wydarzy. Bo zapomniałam dodać, że nic tu nie jest pewne, a Elizabeth Lim potrafiła mnie mocno zaskoczyć.
Jeśli jeszcze nie znacie tej powieści, to gorąco ją polecam.
Dla mnie pierwsza połowa książki świetna, klimatyczna, ale druga już mniej mi się podobała. Moim zdaniem romans się za bardzo wysunął na pierwszy plan, ale ogólnie całkiem miło się czytało.
OdpowiedzUsuńMi się właśnie romans bardzo podobał. Ma w sobie (wg mnie) coś wykraczającego poza "po prostu" zakochanie się. Jest w tym piękno poświęcenia i nadzieja. To był dla mnie ogromny plus tej opowieści. Nie mogę się doczekać na drugi tom.
Usuń