niedziela, 22 listopada 2020

"Zabójczy kusiciel" Kristen Ashley

 „Zabójczy kusiciel” to czwarty tom serii Rock Chick autorstwa Kristen Ashley. 

W tym tomie poznajemy przygody Jules Lawler, pracownicy socjalnej, która postanawia pomagać dzieciakom z azylu dla dzieci w niecodzienny sposób – walcząc na ulicy z dilerami narkotyków. Podczas jednej z jej akcji, na jej drodze staje Vance Crowe, który jest członkiem zespołu detektywistycznego Nightingale Investigations. Seksowny, mądry, rdzenny Amerykanin nie spocznie póki nie zapewni ochrony Jules i… nie rozkocha jej w sobie całkowicie. Ich miłosne zmagania rozpoczynają się z przytupem i takie będą do samego końca tej powieści. 

Powiedzieć, że lubię serię Rock Chick, to jak nie powiedzieć nic. Uwielbiam te pełne humoru, miłości, pikanterii i szalonych przygód książki, które w dodatku są świetnie napisane. Oczywiście każdy z bohaterów jest mega seksowny, mega przystojny, mega twardzielem i każda kobieta oddałaby nie tylko nerkę i wątrobę, aby znaleźć się w ich ramionach. A każda bohaterka jest piękna, choć każda na swój sposób, maja charakter, wartości i cały ogrom dobrego serca. Każdy w tej powieści dba o swoich przyjaciół i rodzinę, a absurdalne wręcz wybryki rockowych lasek są traktowane przez tych boskich twardzieli z pełnym pogodzenia się z sytuacją westchnieniem. Ale mimo, że człowiek czytając wie, że no cóż, to mega podkoloryzowana fikcja, to jednak czyta się te książki tak dobrze, bawi się przy nich tak wspaniale, że nie ważne jest, że to fizycznie niemożliwe, żeby tyle bogów seksu i obłędnie przystojnych facetów zebrało się w jednym miejscu. To nie jest ważne w najmniejszym stopniu, bo czasem chce się przeczytać o pięknych kobietach i wspaniałych facetach, którzy zakochują się w sobie, a po drodze do happy endu przytrafi się im masa niesamowitych i wywołujących wybuchy śmiechu przygód. 


Jeśli chodzi o bohaterów tego tomu, to Vance zdecydowanie jest moim ulubieńcem. Prócz Lee, to właśnie jego polubiłam najbardziej i byłam ciekawa jaka kobieta skradnie mu serce. Trafiło na Jules, która początkowo trochę mnie irytowała, ale z biegiem czasu przekonałam się do niej i mocno kibicowałam jej związkowi z Vancem. Oczywiście ich związek pełen był namiętności, szalonych emocji i miłości, do tego kryminalna otoczka i cała gama postaci pojawiających się w tej serii od samego początku. I choć przy czwartym tomie już wiadomo było czego się tu można spodziewać, to nie jest to bynajmniej wadą, bo autorka potrafi stworzyć tak szalone akcje, tak pełne chemii interakcje pomiędzy bohaterami i tak chwytającą za serce otoczkę przyjaźni i wspólnoty pomiędzy wszystkimi postaciami, że książkę czyta się z zapartym tchem i chce się tylko więcej i więcej.

W tym tomie robi się też trochę poważniej, pojawia się ukłucie niepewności co do losów bohaterów i niepokój, czy aby tym razem coś nie pójdzie nie tak, jak byśmy chcieli. Naprawdę było kilka momentów, że oczy mi lekko się zaszkliły ze wzruszenia, a nie tylko ze śmiechu. I powiem Wam, że ten tom jest naprawdę dobry, zdecydowanie trzyma poziom swoich poprzedniczek, a poprzeczkę autorka postawiła sobie bardzo wysoko. 

Jaki jest „Zabójczy kusiciel”?

Tak samo jak poprzednie tomy – świetny!

Dobrze napisany, z ciekawie rozpisaną akcją i dużą dawką poczucia humoru. Miłość i seks idą tu ze sobą w parze, ale niczego nie jest ani za dużo, ani za mało. Nie ma przesady, jest za to pokazana więź pomiędzy przyjaciółmi i wsparcie jakie sobie oferują. Jest tu przyjaźń i niezależnie od tego czy ktoś jest po dobrej czy złej „stronie mocy”, nikt nie porzuci przyjaciół i bliskich, gdy ci potrzebują pomocy. Niecierpliwie czekam na kolejny tom tej serii, bo od dawna nie trafiłam na tak dobre powieści z tego gatunku i chcę ich więcej, zwłaszcza, że jeszcze sporo przystojniaków czeka na swoją kolej i kobietę swojego życia.

Polecam!



wtorek, 17 listopada 2020

"Sekret Xeina" Laura Gallego. Drugi tom trylogii Strażnicy Cytadeli

 „Strażnicy Cytadeli. Sekret Xeina” to druga część niecierpliwie wyczekiwanej


przez mnie kontynuacji Księgi Axlin. Pierwszy tom totalnie mnie oczarował. W odrobinę baśniowym stylu, powieść ta zawróciła mi w głowie. Dlatego ciut się obawiałam, czy tom drugi spełni moje oczekiwania i wysoko postawioną przez autorkę poprzeczkę. 

O fabule nie za bardzo można pisać, bo jeśli ktoś nie czytał pierwszego tomu, to miałby tu spoiler za spoilerem. Ograniczę się tylko do tego, że drugi tom jest bezpośrednią kontynuacją pierwszego i praktycznie w całości rozgrywa się w Cytadeli. Na karty powieści powracają dobrze nam już znane z pierwszej części postacie, ale pojawi się też kilka nowych, które wprowadzą trochę zamieszania w fabułę. Przepadłam w tej opowieści już od pierwszych stron i z jednej strony gnałam do przodu ciekawa tego co się wydarzy, z drugiej starałam się zwolnić, aby jak najdłużej pozostać w świecie, który wykreowała dla nas Laura Gallego.

Książka jest pięknie napisana, lekko, plastycznie, obrazowo. Utrzymana w odrobinę baśniowym klimacie zachwyca subtelnością, brakiem wulgarności, pięknem uczuć i emocji i obrazem silnej kobiety, która potrafi walczyć o to co kocha i w co wierzy. Każda kolejna strona oczarowywała mnie coraz bardziej, a gdy już myślałam, że wiem wszystko i niczym mniej już autorka nie zaskoczy, że odgadłam na czym będzie się koncentrować fabuła – dostałam pstryczka w nos i okazało się, że tak bardzo się mylę. I wiecie co? Ja się niesamowicie cieszę, że się pomyliłam, bo to co sobie wyobrażałam nijak się ma do tego, co zaserwowała mi pisarka. 

„Najgorsze potwory to te, których nie widać”

Jeśli czytaliście tom pierwszy, to wiecie, że to właśnie potwory determinują całą egzystencję ludzi, że to walka z nimi określa Strażników, że to możliwość obrony ludzi przed nimi jest dla nich priorytetem. I w drugim tomie się to nie zmienia, potwory są, niezmiennie są śmiertelnie niebezpiecznie. Ale nie tylko z nimi przyjdzie się zmierzyć bohaterom. I uwierzcie, nawet się nie domyślacie, co w tym tomie się wydarzy. 


Akcja jest dynamiczna, ale jednocześnie taka…soczysta. Autorka nie skupia się tylko na tym, aby wydarzenie goniło wydarzenie, ale pozwala czytelnikowi śledzić to co dzieje się w uczuciach bohaterów, jak wydarzenia, których stają się uczestnikami zmieniają ich, naznaczają. Pokazuje, że nie wszystko jest takie jak się mogło wydawać, a odkrywanie przez bohaterów skrzętnie skrywanych tajemnic jest niesamowicie fascynujące i zaskakujące. 

Książka ma – jak już pisałam kilka razy - wyjątkowy klimat, odrobinę baśniowy. Gdybym miała Sekret Xeina porównać do innej książki, to może do Wybranej Naomi Novik. To podobny klimat, tak samo piękny język i subtelność, która oczarowuje. Jestem pewna, że duża tu zasługa tłumacza, którym w tym przypadku jest Karolina Jaszecka, która wspaniale oddała sposób pisania hiszpańskich autorów. Nie spodziewałam się, że druga część będzie aż tak dobra i że zachwyci mnie bardziej niż tom pierwszy, a jednak! „Sekret Xeina” to cudowna lektura, wspaniała historia i niesamowicie pięknie napisana opowieść. Tom trzeci ma przed sobą nie lada wyzwanie, ale patrząc na zakończenie drugiej części, jestem przekonana, że może być tylko lepiej. 

Więc jeśli jeszcze nie znacie tego cyklu, to gorąco Was zachęcam do sięgnięcia po te wyjątkowe i piękne książki.

Polecam.


wtorek, 10 listopada 2020

"Niegrzeczny manager" Kristen Callihan

Gabriel Scott, manager największej rockowej kapeli na świecie. Przez wszystkich nazywany Scottie.


Obłędnie przystojny, seksowny i… zimny jak lód. Trzymający wszystkich na dystans. Aż pewnego dnia, na wykupionym przez niego miejscu w samolocie obsługa sadza trajkoczącą, pyskatą Sophie Darling, która leci do Londynu na rozmowę o pracę. Oboje nie zdają sobie sprawy, że jej pracodawcą ma się stać nie kto inny jak Scottie. Są różni jak ogień i woda, a jednak ciągnie ich do siebie. Jakie będzie ich zdziwienie, gdy zorientują się kim są w rzeczywistości. 

Serię VIP zapoczątkowała powieść o wokaliście zespołu, którego managerem jest Scottie. Podobała mi się, była wyważona, pikantna, dobrze napisana, pełna emocji. Byłam przekonana, że drugi tom będzie opowiadał historię kolejnego członka zespołu, dlatego zdziwiłam się, że autorka sięgnęła po postać Gabriela Scotta. I wiecie co? Ucieszyłam się, bo ta postać spodobała mi się od samego początku. Akcja „Niegrzecznego managera” od samego początku jest wyjątkowo dynamiczna i wciągająca. Poznajemy Sophię i od razu muszę to napisać, uwielbiam tą bohaterkę. Początkowo, czytając opis książki mocno się obawiałam, że okaże się ona kolejna pyskatą i arogancką laską, która będzie mnie denerwować swoim zachowaniem i butą. Ale gdy tylko zaczęłam ją poznawać moje obawy rozwiały się całkowicie! To świetna postać, zabawna, z poczuciem humoru, inteligentna, dobra i nie ma w niej ani odrobiny infantylności czy arogancji. Potrafi się przyznać do błędu i walczyć o to co kocha. Gabriela Scotta polubiłam już w pierwszym tomie. Chłodny, zdystansowany, ostrożny. W głębi serca jednak złakniony bliskości, miłości i przyjaźni. Czułam, że jego chłód i dystans z czegoś wynika i byłam ciekawa jak to ukaże autorka. 


Jeśli chodzi o rozwój uczucia pomiędzy parą głównych bohaterów, to jestem więcej niż usatysfakcjonowania. Jest pomiędzy nimi przyjaźń, jest rodząca się miłość, jest bliskość no i oczywiście jest niesamowita chemia. Iskrzy między nimi okrutnie, ale wbrew podejrzeniom, ich związek to nie jedynie namiętność. Jest fajnie pokazane rozwijanie się ich relacji, narodziny miłości, tworzenie się bliskości i zaufania. Prócz tego książka skrzy od humoru, który wyjątkowo mi się podobał. Jest naprawdę zabawnie i pod tym względem tom drugi bije pierwszy na głowę. Do tego pojawiają się wszyscy bohaterowie z pierwszej części, którzy odgrywają i tu ważną rolę.  Jest pikantnie, jest zabawnie, ale i wzruszająco. Autorka potrafi tak opisywać pikantne sceny, aby nie przegiąć z dosadnością, aby nie było wulgarnie i prostacko. Nie ma też przesytu scenami seksu, bo książka nie jest nimi naszpikowana, choć Kristen Callihan od nich nie stroni. Wszystko w tej powieści jest dobrane w idealnych proporcjach, a całość łączy się w naprawdę świetną opowieść. 

Jeśli mam być szczera, to „Niegrzeczny manager” podobała mi się zdecydowanie bardziej niż jej poprzedniczka, a sądziłam, że to nie będzie możliwe. Teraz pani Callihan ma wysoko postawioną poprzeczkę i jestem ogromnie ciekawa jak sobie z tym wyzwaniem poradzi. Czekam niecierpliwie na trzeci tom serii VIP, a Wam szczerze i gorąco polecam tą książkę. Jest świetna!


wtorek, 3 listopada 2020

"Nas dwoje" Holly Miller

 Joel obiecał sobie, że nigdy się nie zakocha i od tego czasu jest singlem. Ma pewien dar, który sprawia,


że mężczyzna ze wszystkich sił unika głębszych uczuć.  Do czasu aż na swojej drodze spotyka Callie, trzydziestoletnią kobietę, która zawładnie jego sercem i duszą. Która wypełni jego samotny świat swoją cudowną obecnością. Mimo, że od razu zapalają do siebie uczuciem, a ich historia dopiero się zaczyna, Joel już wie, jak ona się zakończy…

Gdy zaczynałam czytać „Nas dwoje” spodziewałam się pewnej konkretnej historii. I jakie było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że moje przewidywania totalnie się rozminęły z tym, o czym napisała autorka. Zacznę od bohaterów, bo to dla mnie był mocny punkt tej powieści. Po pierwsze byli dla mnie niesamowicie wiarygodni i tacy prawdziwi. Widziałam ich charaktery, poznałam ich osobowość, znałam ich słabości i siłę. Miałam możliwość poznać ich uczucia, miłość jaką dzielili, radości i złamane serca. Niecierpliwie chciałam poznać ich losy i zobaczyć, czy ta historia zakończy się happy endem. O tym czy tak się stało, będziecie musieli się dowiedzieć sami, bo tego oczywiście nie zdradzę. 


Jeśli chodzi o fabułę, to byłam nią zaskoczona i chwilami miałam chęć wykrzyczeć autorce prosto w twarz, że nie tego się spodziewałam i nie tego oczekiwałam. Że to nie tak miało być! A jednak to jak pokierowała rozwojem fabuły  Holly Miller idealnie oddało sedno tej powieści, czyli opowieść o prawdziwej i bezinteresownej miłości. O uczuciu tak silnym i wielkim, że dobro osoby, którą się kocha, stało wyżej niż wszystko inne w życiu, łącznie z poświęceniem wszystkiego, aby tylko ukochana osoba była szczęśliwa. Targały mną sprzeczne emocje, bo z niektórymi decyzjami bohaterów nie potrafiłam się pogodzić, niektóre sprawiały, że płakałam razem z nimi, a mimo to uważam, że wszystko w tej powieści jest na swoim miejscu i tak jak być powinno. Czułam emocje, które chciała mi pokazać autorka, a już zakończenie totalnie mnie rozwaliło i wycisnęło łzy, bo powiem Wam, że to jedno z piękniejszych zakończeń jakie dane mi było przeczytać.  

Kolejnym mega plusem jest język jakim posługuje się autorka i jej lekki, plastyczny i soczysty język. Holly Miller pisze o uczuciach z pewną subtelnością, bez zbędnej wulgarności, a fizyczną miłość opisuje pięknie, subtelnie, w sposób poruszający. Naprawdę próżno tu szukać ordynarności w opisach seksu, jest za to cała masa uczuć, a Joel i Callie się ze sobą kochają, nie tylko zaspokajają pożądanie. Było to dla mnie ogromnie cenne, bo ta książka jest tak po prostu piękna i aż trudno uwierzyć, że to debiut. „Nas dwoje” to naprawdę poruszająca i pięknie napisana opowieść o niesamowitej miłości, przeznaczeniu i poświęceniu dla miłości. Szczerze polecam, to jedan z lepszych książek jakie czytałam w tym roku.