sobota, 30 marca 2019

"Inkub" Artur Urbanowicz. PRZEDPREMIEROWO

Rok 2016, mała wioska na Suwalszczyźnie. Zostają tam znalezione zwłoki starszego małżeństwa,
które dosłownie rozpadły się na popiół.  Do śledztwa dołącza dwóch policjantów, Vytautas – pół Litwin oraz jego przyjaciel, również policjant - Mateusz.
Wioska w której doszło do tego zdarzenia jest owiana złą sławą. W latach siedemdziesiątych doszło tam do serii nieszczęść, samobójstwo, morderstw, dziwnych chorób.
Mieszkała tam wtedy starsza kobieta, którą podejrzewano o paranie się czarną magią.  Tajemnicą wioski interesuje się młody dzielnicowy, który niespodziewanie popełnia samobójstwo, co determinuje Vitka i Mateusza do odkrycia tajemnicy Jodozior.

Akcja powieści od samego początku biegnie dwutorowo, w latach 1971-1972 oraz w 2016. Autor przedstawia niejako dwie historie, których wspólnym mianownikiem jest czarownica zamieszkująca Jodoziory.
Bardzo dobrze kreśli obraz polskiej wsi z kilkunastoma domami początków lat siedemdziesiątych, mentalności jej mieszkańców, wciąż żywej wiary w zabobony, magię i złe moce.
Klimatu tej historii dodaje fakt, że w tamtych latach we wiosce nie było jeszcze elektryczności.

Historia rozgrywająca się w  2016 roku, podczas śledztwa w Jodoziorach i wybuchu niewytłumaczalnych wydarzeń, również przepełniona jest niesamowitym klimatem. Gdy cały świat pędzi do przodu, pełen techniki i wszystkich osiągnięć  nauki, mała, zagubiona pośród lasów wioska nadal wydaje się być jakby żywcem przeniesiona z poprzedniej epoki.
Do tego natężenie niepokojących wydarzeń szczodrze okraszonych mistycyzmem i doprawionych grozą sprawia, że podczas czytania bywały takie momenty, że miałam ciarki na plechach i byłam przekonana, że coś mnie obserwuje.

Autor pisze w bardzo dobrym stylu, plastycznie, obrazowo, w sposób niesamowicie przemawiający do wyobraźni czytelnika.
Oczami wyobraźni widziałam dokładnie wszystko to, co działo się na kartach powieści, nie miałam problemu aby wczuć się w jej klimat i dać jej totalnie pochłonąć.
Akcja początkowo nie pędzie na złamanie karku, ale i siłą rzeczy nie mogło tak być, bo w tej powieści są przedstawione dwie historie połączone kilkoma postaciami i tajemniczymi wydarzeniami. Dopiero z czasem, gdy czytelnik dowiaduje się coraz więcej, akcja nabiera rozpędu, aby finalnie gnać do przodu w niesamowitym tempie.
Lekkie pióro pisarza sprawia, że czytanie Inkuba to była czysta przyjemność, a klimat grozy, który wylewa się praktycznie z każdej strony sprawił, że powieść zrobiła na mnie niesamowite wrażenie.

„Inkub” to nie jest typowy horror, gdzie każda strona nasycona jest brutalnością i makabrą. Tutaj mamy do czynienie z mistycyzmem, narastającą grozą, potęgującym się lękiem i strachem, jaki ogarnia człowieka, gdy wydaje mu się, że właśnie ma styczność z czymś, czego nie jest w stanie racjonalnie wytłumaczyć.
Do tego autor wiele razy „puszcza oczko” do czytelnika, zostawiając mu do odkrycia szczegóły, które sprytnie przemycił w fabule, a które mogą go naprowadzić na rozwiązanie zagadki czarownicy z Jodozior.

Na uznanie zasługuje kreacja bohaterów. Autor pokazuje ich brutalnie obnażonych, z ich słabościami, wadami, ukrytymi pragnieniami. Są to postacie z krwi i kości, pełnokrwiste, prawdziwe.
Nie wiem w jakim stopniu jest to zasługa talentu autora, a w jakim fakt, że „Inkub” inspirowany jest wydarzeniami, które kiedyś podobno (sam autor na końcu pisze o plotkach, a nie faktach) miały miejsce w pewnej małej wiosce pod Suwałkami.
Ale największe ukłony dla pana Artura Urbanowicza należą się ode mnie za niesamowity klimat grozy, którym przepełniona jest ta powieść i zakończenie, które jest niejako otwarte, dzięki czemu miałam wolną rękę w jego interpretacji.
Choć pewne fakty są niezaprzeczalne, to jednak moja wyobraźnia (dzięki pozostawionym przez autorka różnym wskazówkom i rzuconym „od niechcenia” stwierdzeniom) dostała szerokie pole do popisu, z czego skwapliwie skorzystała.
„Inkub” to wg mnie książka bardzo dobra. Wciągająca, dopracowana, niejednoznaczna, przepełniona grozą, budząca w czytelniku lęk.
Napisana bardzo dobrym stylem z niezwykle obrazowymi opisami i przepełniona niesamowitym klimatem.
Połączenie kryminału i horroru udało się autorowi bardzo dobrze i nawet ja, osoba, które nie przepada za akcją rozgrywającą się w Polsce, jestem oczarowana (czyżby dosłownie?) tą powieścią i bardzo zachęcona do sięgnięcia po inne książki autora.
„Inkub” nie pozwala o sobie szybko zapomnieć, skłania do refleksji, zmusza do krytycznego spojrzenia na samego siebie i odpowiedzenia sobie na pytanie „a czy ja oparłabym się pokusie?”.


Za możliwość przedpremierowego przeczytania powieści dziękuję Wydawnictwu Vesper.

środa, 20 marca 2019

"Czarcie słowa" Grzegorz Wielgus

Sześć lat po wydarzeniach opisanych w „Pękniętej koronie” Grzegorz Wielgus zaprasza czytelnika
do ponownego spotkania z bratem Gotfrydem, Jaksą oraz Lambertem.
Tym razem przebojowe trio pojawi się na turnieju rycerskim u naszych sąsiadów, a tam zamiast zaznawać rozrywki będą musieli rozwikłać nie tylko tajemnicę  Titivillusa – demon słów, ale również dowiedzieć się kto zorganizował spisek i dokonuje morderstw na zamku Rappottenstein.

Akcja powieści jest bardzo dynamiczna i od samego początku bardzo wiele się dzieje, a tropy i strzępy informacji, które podsuwa czytelnikowi autor nie naprowadzają go zbyt szybko na rozwiązanie obu tajemnic.
Poprzednia powieść autora była objętościowo bardzo skromna i to dawało się odczuć. Brakowało mi wtedy rozwinięcia niektórych wątków, lepszego nakreślenia bohaterów.
„Czarcie słowa” są o około 100 stron „grubsze” i przyznaję, że od razu czuć różnicę w porównaniu do poprzedniej powieści. Różnicę na plus.

Autor dobrze ukazuje nam trójkę głównych bohaterów, zwłaszcza brata Gotfryda mamy szansę poznać trochę lepiej. Mimo to, nadal pozostaje on dość tajemniczą postacią, skrzętnie ukrywającą swoją przeszłość. Jest powściągliwy, skryty, nie trwoni słów na próżno, ale nawet on ma poczucie humoru i przepełnia go troska o dwójkę przyjaciół.
Do tego jest bystry, inteligentny i spostrzegawczy.
Więcej dowiadujemy się również o Jaksie i Lambercie, o ich przeszłości, pragnieniach i troskach.
Uważam, że większa objętość książki dała autorowi możliwość poświęcenia swoim bohaterom więcej czasu, co wyszło im bardzo na plus.

Autor pisze lekko, przyjemnym stylem. Dobrze oddaje realia średniowiecznej Europy i panujących w niej zależności geopolitycznych. Nie przesadza jednak ze szczegółami, dlatego książka absolutnie nie nuży.
Opisy otaczającej bohaterów rzeczywistości są plastyczne i obrazowe, sprawiają, że oczami wyobraźni dokładnie widzi się, to co autor odmalowuje na kartach powieści.
Fabuła jest bardzo ciekawa i wciągająca. Ciężko się zorientować kto jest spiskowcem, a kto  budzącym grozę Titivillusem.
Autor sprytnie manipuluje czytelnikiem, więc tak naprawdę do końca nie wiedziałam, kto tu jest tym złym.
Fajnie ukazane są również relacje pomiędzy głównymi bohaterami, ich wzajemna, męska przyjaźń i troska jaką się otaczali.

Wątek Titivillusa podobał mi się bardzo, zapewne dlatego, że autor sprawnie połączył w nim dawne wierzenia ludowe z nową wiarą. Mimo wielu lat chrześcijaństwa na tych ziemiach, w ludziach nadal żywa była wiara w pogańskie demony czy bóstwa.
Byłam ciekawa jak autor rozwikła tą tajemnicę i gdy już się przekonałam, nie byłam rozczarowana.
Wątek spisku na zamku również przypadł mi do gustu został bardzo dobrze skonstruowany i poprowadzony.
Widać, że autor nabrał doświadczenia i potrafił z niego skorzystać.

„Czarcie słowa” to naprawdę kawał dobrej powieści historyczno-kryminalnej, szczodrze okraszonej poczuciem humoru i doprawionej odrobiną grozy.
Spędziłam z tą książką kilka udanych wieczorów i jestem ogromnie ciekawa kolejnej powieści z bratem Gotfrydem, Jaksą i Lambertem.
Polecam.


poniedziałek, 18 marca 2019

Książkowe zakupy - wszystkie zdobycze w 2019 roku

Rok 2019 zaczął się dla mnie wybitnie źle.
Całe moje życie uległo zmianie, do której nie potrafiłam się dostroić, a którą musiałam zaakceptować.
Dlatego też zamówione wcześniej książki zeszły na odległy plan i nie miałam serca do pisania co kupiłam/dostałam. W sumie nawet czytać za bardzo nie mogłam, więc na blogu zaległa cisza, przerywana recenzjami, które napisałam wcześniej, a które czekały na publikację.
Ale staram się wrócić "do żywych", ogarnąć życiowo i poświęcić więcej uwagi blogowi, którego bardzo lubię i na powrót zacząć czytać.
Dlatego pozbierałam wszystkie książki, które przybyły na moich półkach w  2019 roku i pokazać, co upolowałam przez te 3 miesiące.

Dużo fantastyki, sporo obyczajówek, kilka powieści polskich autorów i moich ulubionych rosyjskojęzycznych pisarzy.
Do tego wyczekiwane premiery czy finalny tom cudownej sagi rodzinnej Poldark.

Każda książka cieszy, każdą bardzo chciałam przeczytać. I mimo, że chwilowo jestem wciąż na życiowym rozdrożu, już się cieszę na przyszłe lektury.

Bardzo ciekawa jestem wielu książek ze zdjęć, niektóre są autorstwa pisarzy, których znam już inne książki, niektóre to moje "pierwsze razy" danego autora.
Każda z tych powieści daje przedsmak czegoś wspaniałego.

Swoje miesjce znalazł również tomik poezji Wisławy Szymborskiej. Przyznaję - nie znam się na poezji, ale wiersze tej poetki jakoś szczególnie do mnie przemawiają.


Nowa powieść Brandona Sandersona była przeze mnie mocno wyczekiwana, tak samo jak powieść pana Żadana "Internat".
Liczę, że obie spełnią moje wysokie oczekiwania. Oczywiście jak tylko je przeczytam, podzielę się wrażeniami na blogu.

Ufff to by było na tyle, sama jestem zaskoczona, że tyle się ich uzbierało.

środa, 13 marca 2019

"Zbrodnia i Karaś" Aleksandra Rumin

Dziesięć osób, każda z motywem i trup w uniwersyteckiej łazience…
Kto zabił, skoro powód miał każdy? Jak dojść prawdy? I jakim człowiekiem tak naprawdę był zamordowany profesor Karaś?

Powieść (debiutancka zresztą) Aleksandry Rumin rozpoczyna się z przytupem od zbrodni i grona podejrzanych, czyli kryminał jak się patrzy. Ale to nie tylko zagadka zbrodni i poszukiwania winnego, to również niesamowita mieszanka humoru, wnikliwej obserwacji otaczającej nas rzeczywistości, szpila wbita nie tylko w środowisko uniwersyteckie, ale również w celebrytów, polityków i nasze narodowe przywary.

Akcja powieści jest podzielona na dwa przedziały czasowe – czas zbrodni oraz 12 lat później. Od pierwszej do ostatniej strony jest bardzo dynamiczna, wiele się dzieje, nie sposób się domyślić kto zabił, ani w którym kierunku rozwinie się fabuła.
Do tego nie sposób nie śmiać się w głos, bo humor wręcz wylewa się z każdej strony.
Autorka ma lekkie pióro i bardzo przyjemny styl pisania. Jej powieść czytało mi się bardzo przyjemnie i szybko, co akurat nie dziwi, bo byłam ogromnie ciekawa, jak ta cała kałabała się rozwikła i kto ukatrupił Karasia.

Na pochwałę zasługuje również kreacja bohaterów. Dziesięć osób, każda z nich całkiem dobrze nakreślona, ukazana z pełnym wachlarzem zalet, wad i przywar. Każda z nich ma coś za uszami, każda z nich ma w swojej przeszłości coś, czego się wstydzi, obawia. A jednak nie sposób nie polubić każdego z tych bohaterów, a jeśli nie polubić, to mimo wszystko nie życzyć źle.
Uważam, że bohaterowie i humor, to największe atuty tej powieści, choć nie jedyne.
Autorka kpi sobie z otaczającej nas rzeczywistości, jak pisałam wyżej, wbija szpile w wiele różnych środowisk, ale robi to w tak zabawny i uroczy sposób, że nie można się na nią za to gniewać.
Serwuje czytelnikowi wiele zabawnych sytuacji, wiele wydarzeń niekiedy totalnie absurdalnych, a jednak bardzo pasujących do fabuły.
Jej powieść to super rozrywka, w dodatku sprawnie napisana i z ciekawą fabułą, więc ani przez chwilę nie można się nudzić podczas czytania.

Jeśli chodzi o „winnego”, to w sumie do samego końca nie wiedziałam, kto zamordował Karasia i uważam, że dzięki temu bawiłam się jeszcze lepiej. Byłam ciekawa, zaintrygowana, totalnie dałam się wciągnąć w tą zabawną historię.
„Zbrodnia i Karaś” to świetne połączenie kryminału, komedii, obyczajówki z delikatną nutą romansu (w sumie to nawet niejednego).
Wszystko to jest tak sprawnie ze sobą wymiksowane i okraszone humorem, że czyta się tą książkę wyśmienicie i w sumie żałuje, gdy nadchodzą ostatnie strony, bo chciałoby się zdecydowanie więcej.

Jestem pod wrażeniem tego debiutu i talentu pani Rumin i zdecydowanie sięgnę po kolejne jej powieści. A że „Zbrodnia i Karaś” to debiut, to jestem pewna, że każda kolejna książka autorki, może być tylko lepsza.
Zdecydowanie polecam.

sobota, 9 marca 2019

„Dziewczyna z wieży” Katherine Arden - PRZEDPREMIEROWO

„Dziewczyna z wieży” Katherine Arden, to kontynuacja fenomenalnego „Niedźwiedzia i Słowika” –
książki, która zapadła mi w serce i poruszyła na wskroś.
Długo przyszło mi czekać na drugi tom, ale gdy już go dostałam w swoje ręce byłam pełna obaw, czy aby sprosta tak wysokim oczekiwaniom, jakie wobec niego miałam.
Czy tak się stało?
O tym poniżej.

Akcja powieści rozpoczyna się w niedługim czasie po wydarzeniach z poprzedniej części. Wasia wraz ze swoim ukochanym Słowikiem rusza w świat. Pożegnawszy się z Panem Zimy i Śmierci postanawia zobaczyć coś więcej niż klasztorne mury i rodzinną wioskę.
Los spłata jej jednak „psikusa” i nowe niebezpieczeństwo stanie na jej drodze, sprowadzając ją do Moskwy i doprowadzając do spotkania z bratem, siostrą, Wielkim Księciem Moskiewskim, a także pewnym tajemniczym bojarem.
Równocześnie nad Wasią i Moskwą zaczną się zbierać czarne chmury, a zło, które nigdy nie śpi niebezpiecznie podpełznie pod mury miasta.

Cóż ja mogę napisać, aby oddać emocje, jakie wciąż mną targają po zakończeniu czytania?
Zacznę może od klimatu, bo to jest jeden z największych atutów powieści.
Jest niesamowity, baśniowy, tajemniczy, pełen mitologii słowiańskiej skonfrontowanej z pojawieniem się na terenie Rusi nowej wiary, która krok po kroku wypierała pogańskie wierzenia.
Autorka stworzyła pełną mroku baśniową opowieść o Wasi, dziewczynie, która chciała więcej niż w tamtych czasach życie oferowało kobietom.
Nie chciała zostać wtłoczona do teremu, nie chciała uschnąć za klasztornymi murami, chciała oddychać pełną piersią, zwiedzać świat i sama decydować o sobie.
Autorka wspaniale ukazał jej pragnienie wolności i potrzebę decydowania o sobie. Jednocześnie ukazał rozwój Wasi, to jak z dziewczynki stawała się kobietą, jak doświadczała pierwszego zauroczenia, ale przede wszystkim jak z ciut nieporadnego dziecka, stała się twardą i odważną kobietą, nie bojącą się poświęcić dla tych, których kocha.

Postać kobieca, czyli Wasilisa, jest skonstruowana wręcz idealnie. Nie ma w niej niczego przerysowanego, dziewczyna nie denerwuje, nie irytuje, nie drażni niezdecydowaniem.
Jest odważna, wytrzymała, ale i podatna na zranienia, popełnia jak każdy błędy.
Dla mnie to jedna z nielicznych, tak świetnie nakreślonych postaci kobiecych w literaturze, którą pokochałam od pierwszej chwili.
Również bohaterowie drugoplanowi są bardzo wyraziści i intrygujący, brat Wasi – Sasza, siostra Olga, Morozko czy nowa postać – Kasjan Lutowicz.
Każdy bohater został stworzony z dbałością i wielką uwagą, za co należą się autorce głębokie ukłony.

Głównym wątkiem nadal jest starcie nowej wiary ze starymi wierzeniami i udział w tym wszystkim Wasi, ale autorka poświeciła sporo czasu, aby pokazać czytelnikowi realia tamtych czasów i trochę historii Rusi. Starałam się nakreślić panujące wtedy obyczaje, kulturę i rolę kobiet, którą przypisywali im mężczyźni, zależności i układy geopolityczne. Wszystko to jest bardzo subtelnie wplecione w fabułę, która w całości koncentruje się na Wasi i tym, co ją spotyka.

Pragnienie wolności, stare wierzenia, czarty i diabły, które słabną coraz bardziej wraz ze wzrostem siły nowej wiary, pierwsza miłość, konieczność podjęcia trudnych decyzji, wyrzuty sumienia i ta niepohamowana niczym ciekawość świata.
To wszystko ubrane w baśniowy klimat robi piorunujące wrażenie i wywołuje ogromne emocje.
Ja byłam tak pochłonięta tą opowieścią, że świat realny przestawał dla mnie istnieć podczas czytania.
Do tego autorka potrafiła uchwycić  w swojej opowieści tą specyficzną dla rosyjskojęzycznych pisarzy melancholię i tęsknotę w duszy bohaterów.
Niesamowite jest, jak bardzo jej się to udało. Czuć, że Katherine Arden jest zafascynowana tym krajem i jego historią oraz dawnymi wierzeniami . Potrafiła o nich pisać w cudowny sposób, lekko, obrazowo i plastycznie.
Moje początkowe obawy, czy tom drugi dorówna pierwszemu okazały się płonne – „Dziewczyna z wieży” to wspaniała lektura, cudowna historia i bohaterowie, których szczerze pokochałam. Wszystko to okraszone cudownym klimatem, który aż wylewa się z każdej strony.

Jeśli ktoś jeszcze nie czytał tych książek, to szczerze do tego zachęcam. Jeśli tylko lubicie słowiańskie klimaty i cudownych bohaterów, intrygującą historię i nieprzewidziane zwroty akcji – koniecznie musicie sięgnąć po książki Katherine Arden.

Premiera „Dziewczyny z wieży” już 20 marca 2019.
Za możliwość przedpremierowego przeczytania powieści dziękuję Wydawnictwu Muza.