które dosłownie rozpadły się na popiół. Do śledztwa dołącza dwóch policjantów, Vytautas – pół Litwin oraz jego przyjaciel, również policjant - Mateusz.
Wioska w której doszło do tego zdarzenia jest owiana złą sławą. W latach siedemdziesiątych doszło tam do serii nieszczęść, samobójstwo, morderstw, dziwnych chorób.
Mieszkała tam wtedy starsza kobieta, którą podejrzewano o paranie się czarną magią. Tajemnicą wioski interesuje się młody dzielnicowy, który niespodziewanie popełnia samobójstwo, co determinuje Vitka i Mateusza do odkrycia tajemnicy Jodozior.
Akcja powieści od samego początku biegnie dwutorowo, w latach 1971-1972 oraz w 2016. Autor przedstawia niejako dwie historie, których wspólnym mianownikiem jest czarownica zamieszkująca Jodoziory.
Bardzo dobrze kreśli obraz polskiej wsi z kilkunastoma domami początków lat siedemdziesiątych, mentalności jej mieszkańców, wciąż żywej wiary w zabobony, magię i złe moce.
Klimatu tej historii dodaje fakt, że w tamtych latach we wiosce nie było jeszcze elektryczności.
Historia rozgrywająca się w 2016 roku, podczas śledztwa w Jodoziorach i wybuchu niewytłumaczalnych wydarzeń, również przepełniona jest niesamowitym klimatem. Gdy cały świat pędzi do przodu, pełen techniki i wszystkich osiągnięć nauki, mała, zagubiona pośród lasów wioska nadal wydaje się być jakby żywcem przeniesiona z poprzedniej epoki.
Do tego natężenie niepokojących wydarzeń szczodrze okraszonych mistycyzmem i doprawionych grozą sprawia, że podczas czytania bywały takie momenty, że miałam ciarki na plechach i byłam przekonana, że coś mnie obserwuje.
Autor pisze w bardzo dobrym stylu, plastycznie, obrazowo, w sposób niesamowicie przemawiający do wyobraźni czytelnika.
Oczami wyobraźni widziałam dokładnie wszystko to, co działo się na kartach powieści, nie miałam problemu aby wczuć się w jej klimat i dać jej totalnie pochłonąć.
Akcja początkowo nie pędzie na złamanie karku, ale i siłą rzeczy nie mogło tak być, bo w tej powieści są przedstawione dwie historie połączone kilkoma postaciami i tajemniczymi wydarzeniami. Dopiero z czasem, gdy czytelnik dowiaduje się coraz więcej, akcja nabiera rozpędu, aby finalnie gnać do przodu w niesamowitym tempie.
Lekkie pióro pisarza sprawia, że czytanie Inkuba to była czysta przyjemność, a klimat grozy, który wylewa się praktycznie z każdej strony sprawił, że powieść zrobiła na mnie niesamowite wrażenie.
„Inkub” to nie jest typowy horror, gdzie każda strona nasycona jest brutalnością i makabrą. Tutaj mamy do czynienie z mistycyzmem, narastającą grozą, potęgującym się lękiem i strachem, jaki ogarnia człowieka, gdy wydaje mu się, że właśnie ma styczność z czymś, czego nie jest w stanie racjonalnie wytłumaczyć.
Do tego autor wiele razy „puszcza oczko” do czytelnika, zostawiając mu do odkrycia szczegóły, które sprytnie przemycił w fabule, a które mogą go naprowadzić na rozwiązanie zagadki czarownicy z Jodozior.
Na uznanie zasługuje kreacja bohaterów. Autor pokazuje ich brutalnie obnażonych, z ich słabościami, wadami, ukrytymi pragnieniami. Są to postacie z krwi i kości, pełnokrwiste, prawdziwe.
Nie wiem w jakim stopniu jest to zasługa talentu autora, a w jakim fakt, że „Inkub” inspirowany jest wydarzeniami, które kiedyś podobno (sam autor na końcu pisze o plotkach, a nie faktach) miały miejsce w pewnej małej wiosce pod Suwałkami.
Ale największe ukłony dla pana Artura Urbanowicza należą się ode mnie za niesamowity klimat grozy, którym przepełniona jest ta powieść i zakończenie, które jest niejako otwarte, dzięki czemu miałam wolną rękę w jego interpretacji.
Choć pewne fakty są niezaprzeczalne, to jednak moja wyobraźnia (dzięki pozostawionym przez autorka różnym wskazówkom i rzuconym „od niechcenia” stwierdzeniom) dostała szerokie pole do popisu, z czego skwapliwie skorzystała.
„Inkub” to wg mnie książka bardzo dobra. Wciągająca, dopracowana, niejednoznaczna, przepełniona grozą, budząca w czytelniku lęk.
Napisana bardzo dobrym stylem z niezwykle obrazowymi opisami i przepełniona niesamowitym klimatem.
Połączenie kryminału i horroru udało się autorowi bardzo dobrze i nawet ja, osoba, które nie przepada za akcją rozgrywającą się w Polsce, jestem oczarowana (czyżby dosłownie?) tą powieścią i bardzo zachęcona do sięgnięcia po inne książki autora.
„Inkub” nie pozwala o sobie szybko zapomnieć, skłania do refleksji, zmusza do krytycznego spojrzenia na samego siebie i odpowiedzenia sobie na pytanie „a czy ja oparłabym się pokusie?”.
Za możliwość przedpremierowego przeczytania powieści dziękuję Wydawnictwu Vesper.
Zapisuję na liście do przeczytania. Lubię takie historie.
OdpowiedzUsuńBardzo polecam, powinnaś być zadowolona skoro lubisz takie klimaty grozy :D
Usuń