niedziela, 26 stycznia 2020

"Za głosem serca" Joanne MacGregor

On – młody, bogaty, przystojny i uwielbiany przez miliony dziewcząt aktor.
Ona – wkraczająca w dorosłość młoda idealistka, która chce robić w życiu coś ważnego i iść przez nie swoją drogą.
Ona go kocha, jak fanka swojego idola.
On postanawia uciec z przyjęcia na jachcie i prawie się topi.
Ona go ratuje.
I tak zaczyna się ich wspólna przygoda.
Brzmi jak typowy romans dla nastolatek? No brzmi i generalnie jest to prawda, bo „Za głosem serca” to jest romans YA. Ale mimo klasycznych schematów i mało odkrywczych zwrotów akcji,  jest naprawdę dobrze napisany, z fajnymi bohaterami i próbą pokazania, że w życiu liczy się coś więcej niż pieniądze.

Wzięłam się za czytanie tej powieści, bo miałam ochotę na jakieś romantyczne perturbacje bohaterów z gwarancją szczęśliwego zakończenia. Akurat to ostatnie, mimo że wielce prawdopodobne, wcale nie było tak do końca oczywiste.
O przygodach i uczuciu pomiędzy Romy a Loganem czytało mi się bardzo dobrze.
To fajnie i ciekawie nakreśleni bohaterowie, którzy wbrew pozorom, wcale nie są tacy oczywiści w swoich wyborach i decyzjach.
Mają swoje życie i  dążenia, obawy, lęki, są niepewni tego, jak pokierować swoimi życiowymi wyborami.
I mimo, że w tym gatunku takie wątki to nic odkrywczego, to jednak autorka tak kierowała rozwojem wydarzeń, że nie czuło się, że „to już gdzieś było”. Tak zwyczajnie można się było dać wciągnąć w świat bohaterów i pozwolić mu oczarować.

Książka nie stawia seksu jako głównego elementu w relacjach pomiędzy parą głównych bohaterów, co uważam za duży plus tej powieści.
Ważniejsze tu są uczucia, emocje i to jak sobie oboje radzą z sytuacją, w której się znaleźli.
Świat showbiznesu to nie tylko blask sławy i uwielbienie fanów, ma on swoje drugie oblicze i jest to oblicze okrutne i bezwzględne. I właśnie to drugie oblicze próbowała pokazać czytelnikom Joanne MacGregor, wg mnie z dobrym skutkiem.
Wszystko to co dzieje się podczas kręcenia filmu, wszystkie te starannie zaplanowane strategie i działania PRowe śledzimy oczami Romy, która nigdy wcześniej nie miała z tym styczności.
Razem z nią zachwycamy się tą bajeczną otoczką i zaczynamy dostrzegać jej zepsucie i fałsz.
Uważam, że to dobrze poprowadzony wątek, nie ma tu przesady ani przejaskrawiania pewnych wydarzeń. Jest za to ocena i wnioski do jakich dochodzi Romy.

Jeśli chodzi o wątek romantyczny, to i na tym polu autorka wykazała się wyczuciem. Jest pięknie, jest romantycznie, bywa seksownie i niecierpliwie jak to pomiędzy dwójką młodych ludzi, którzy właśnie się w sobie zakochali.
Rodzące się pomiędzy Romy a Loganem uczucie jest fajnie ukazane, a mimo, że to główny wątek w powieści, to nie spycha on innych ważnych elementów na dalszy plan.
„Za głosem serca” czytało mi się bardzo dobrze. Lekki i dopracowany styl, dobre pióro i plastyczny język. Do tego fajni bohaterowie, których zwyczajnie nie sposób nie polubić, zwłaszcza babcię głównej bohaterki, która okazała się nad wyraz barwną postacią.
I choć fabuła powieści nie tchnie może świeżością, to jednak jest lepsza niż wiele innych książek z tego gatunku, które dane mi było przeczytać.
Jest wciągająca, a historia w niej opowiadana jest całkiem wiarygodna.
Czytając „Za głosem serca” miałam takie luźne skojarzenia z baśnią o Kopciuszku i wariacją na jej temat.
Czy słusznie i taki był zamysł autorki? Nie wiem. Mi jednak przypadła do gustu historia Romy i Logana i gdy znów będę miała chęć na odrobinę romansu, w pierwszej kolejności sięgnę po inne książki autorki.
Polecam.

niedziela, 19 stycznia 2020

Podsumowanie roku 2019, czyli co mi w serce czytelnika zapadło

Czytelniczo rok 2019 był dla mnie ciężkim rokiem. Wiele spraw prywatnych wpłynęło na to, że nie miałam serce do czytania, szło mi jak po grudzie, mimo iż książki były bardzo dobre.
Ale w końcu przełamałam kryzys (gdzieś po wakacjach) i moja największa pasja znów dawała mi wiele radości.

Ten rok, jesli chodzi o najlepsze przeczytane w nim książki wygrywa bezapelacyjnie powieść wydana przez Wydawnictwo Papierowy Księżyc "Corla lasu" Juliet Marillier

Najlepsza książka przeczytana w 2019 roku
Ta powieść to czyste złoto. Genialna, cudowna, klimatyczna, przepięknie napisana, poprowadzona, z genialnie nakreslonymi bohaterami i ich historią. Niby baśń na postawie, ktorej została napsiana wszyscy znają, ale to jak ubogadziła ją autora zasługuje na wszelkie nagrody.
Mój absolutnu nr 1 w ubiegłym roku i jedna z najlepszych ogólnie.

W ubiegłym roku wiele było fantastyki. Pojawiły sie kontynuacje rozpoczętych serii (Żniwiarz, Inni, Książę ciemności, Kroniki Belorskie, Molly Blackwater, Trylogia zimowej nocy, Krucze serce) ale i sporo nowych przygód napisanych przez zagranicznych i polskich autorów).
Kolejność tych książek jest dowolna, nie ma tu podium. Podobały mi się wszystki, każda za coś innego, ale miały też wspólny mianownik - potrafił wciągnąć mnie do swojego świata i zachwycić, nawet pomimo niedoskonałości.
fantastyka
W drugiej kategorii wrzuciłam taki miks gatunkowy, powieści obyczajowe, dramaty, powieści grozy, przygodowe. Tu również nie mam swojego numeru jeden. Każda z powieści na zdjeciu podobała mi się bardzo, każda zachwyciła na swój sposób i zrobiła na mnie wrażenie, niektóre mocno nastraszyły.
gatunkowy miszmasz



Mimo, że ubiegły rok był dla mnie ogromnie ciężki, to znalazły się w nim i pozytywne wydarzenia. Byłam po raz drugi na Targach książki w Krakowie, gdzie spędziłam cudowne dwa dni, poznałam wiele wyjątkowych osób,  napisałam pierwszą wspólną recenzję z Lidią z  Booklore, zwiedziłam kilka fajnych miejsc, które miałam "pod nosem".
Mam nadzieję, że ten rok będzie dla mnie lepszy, nei tylko pod względem osobistym ale i czytelniczym.


środa, 15 stycznia 2020

"Twoje fotografie" Tammy Robinson

W dniu swoich dwudziestych ósmych urodzin Ava dowiaduje się, że rak, którego pokonała kilka lat
wcześniej wrócił i nie daje jej żadnych szans.
Kobieta nie zamierza jednak leżeć i czekać na śmierć, chce sama zdecydować o tym jak przeżyje pozostały jej czas, a jednym z jej marzeń od zawsze było aby stanąć na ślubnym kobiercu, w całej tej ślubnej otoczce.
Problem jest tylko jeden: brak pana młodego.
Gdy najbliżsi mobilizują siły aby pomóc jej spełnić to marzenie, niespodziewanie w sprawę zaczynają się angażować najpierw socialmedia, potem prasa. Wieść rozchodzi się lotem błyskawicy, ale są rzeczy, na które nie ma się wpływu – takie jak na przykład miłość…

Czytałam poprzednią wydaną u nas książkę autorki i byłam naprawdę pod jej wrażeniem. Po „Twoje fotografie” sięgnęłam więc z przekonaniem, że to musi być dobra lektura.
I wiecie co?
Nie pomyliłam się.
Ta powieść jest nie dość, że napisana pięknym językiem, nie dość, że dopracowana, to jeszcze tak szalenie trudny temat jak odchodzenie jest, mimo nierzadkich scen  humorystycznych, potraktowany z niezwykłą subtelnością i wyczuciem.
Nie ma tu epatowania cierpieniem ponad miarę, ale nie ma też udawania, że ono nie istnieje. Wszystko jest dobrane w idealnych proporcjach, śmiech, łzy, radość, smutek.
Ta powieść przypomina mi swoim klimatem inną książkę o odchodzeniu, o której pisałam dawno temu na blogu – Ostatnie dni Królika.
Obie powieści łączy ogromny ładunek emocjonalny i piękna historia.

„Twoje fotografie” czyta się z ogromną przyjemnością, autorka ma wspaniały styl i wyjątkowo dobre pióro. Potrafi pisać niezwykle obrazowo, malować przed czytelnikiem nie tylko obraz otaczającego bohaterów świata, ale także ich uczuć. To ogromny plus tej książki.
Drugim są bohaterowie.
Są bardzo wiarygodni i prawdziwi  w swoim postępowaniu, decyzjach i rozterkach. Dodatkowo naprawdę nie sposób ich nie polubić. Nie ma tu postaci, która nie byłaby ważna, czy to pierwszo czy drugoplanowa. Każdy ma tu znaczenie, o każdym chce się czytać.
I główna bohaterka – Ava.
To autentyczna, wyrazista i zwyczajnie piękna postać. Piękna zewnętrznie i wewnętrznie. Ciężko było mi się pogodzić z tym, że od początku wiem, jaki spotyka ją los. Polubiłam ta dzielną i cudowna kobietę i płakałam ogromnie nad tym co ją spotkało.
Tammy Robinson potrafi tworzyć wspaniałych bohaterów i nic co bym napisała nie odda w pełni tego co czułam czytając tą powieść.

„Twoje fotografie” to przepiękna książka, które porusza niesamowicie trudny temat. Robi to pięknie, subtelnie, z wyczuciem. Pokazuje ogrom emocji, ale bez niepotrzebnego epatowania cierpieniem, choć autorka nie unika pisania o nim.
Ta powieść złamała mi serce, zmusiła do zatrzymania się na chwilę i docenienia tego co mam  najcenniejszego – życia.
Wylałam wiele łez, wiele razy szczerze się śmiałam. Ava swoim życiem i umieraniem wprawiła mnie w stan zadumania, melancholii, ale i tchnęła nadzieję w moje umęczone jej odejściem serce.
To przepiękna, choć ogromnie smutna historia.
Historia, o której się nie zapomina nigdy.


Polecam całym sercem.





czwartek, 9 stycznia 2020

"Nibynoc" Jay Kristoff

„Nibynoc”.
Książka, którą kupiłam dawno temu, potem dokupiłam drugi tom… i postanowiłam nie czytać, bo się
naczytałam negatywnych opinii.
Nie bardzo wiedziałam, czy dać te książki komuś, czy może sprzedać, więc nie robiłam z nimi nic. I tak sobie stały zapomniane na najniższej półce regału, aż mnie Lidia z Booklore namówiła, żebym spróbowała przeczytać pierwszy tom.
I spróbowałam.

Mia ledwie uchodzi z życiem po nieudanej rebelii swojego ojca, który jako zdrajca zostaje powieszony.
Dziewczyna, pozbawiona rodziny i przyjaciół postanawia zemścić się na winnych rozpadowi jej bliskich. Prócz determinacji posiada również dar rozmawiania z cieniami. Przy pomocy emerytowanego zabójcy, dziewczyna uczy się, aby wstąpić do Czerwonego Kościoła, gdzie szkoli się najgroźniejszych zabójców w całej Republice.
Ma to być jej klucz do zemsty, ale nauka w Kościele sama w sobie będzie jedną wielką próbą.
Czy Mia jej podoła?

Wiecie, gdy czytałam opis książki byłam ciekawa, jak autor ugryzie ten temat, bo sam opis nie sugerował niczego świeżego i zaskakującego.
Powiedziałabym nawet, że opis fabuły to taki miszmasz wszystkiego co już kiedyś było, w dodatku z nastoletnią twardzielką w roli głównej bohaterki.
Ale gdy zaczęłam czytać, początkowo dość pomału, krok po kroku zagłębiałam się w świat wykreowany przez  autora i nawet nie wiem kiedy, a wsiąkłam na amen.

Podoba mi się sposób prowadzenia narracji i te niezliczone ilości przypisów, które były dla mnie źródłem wiedzy o świecie, w którym żyje Mia.
Lekki i dobry styl, do tego bardzo plastyczne opisy, spora porcja humoru i wartka akcja. Czego można chcieć więcej? Ano spójnej fabuły, bez lukrowanego wątku miłosnego podczas którego bohaterka już przy pierwszych motylach w brzuchu traci zdolność racjonalnego myślenia. Tego ostatniego na szczęście w Nibynocy nie ma, choć przyznam się w sekrecie, że liczyłam na choć krótki romans pomiędzy Mią a jednym z bohaterów.
Niestety nie dane mi było o nim przeczytać, ale nie przeszkodziły mi te moje zawiedzione nadzieje w cieszeniu się lekturą.

Fabuła jest spójna i autor konsekwentnie dąży w wyznaczonym kierunku. Gdy myślałam, że wiem jak to wszystko się potoczy, że mimo obiecującej pierwszej połowy, druga część powieści powieli schemat setek innych historii w tym stylu, autor zrobił mi kilka psikusów i totalnie zaskoczył.
Naprawdę byłam ogromnie zaskoczona jak poprowadził akcję, jak rozwinął niektóre wątki i jak pokierował życiem Mii.
Bardzo mi się to spodobało, bo to daje nadzieję, że kolejny tom będzie lepszy.

Sposób ukazanie swoich bohaterów autorowi wyjątkowo się udał. Nie było w tej książce postaci, które by mnie denerwowały czy irytowały. Sama Mia jest bardzo fajną bohaterką, nieprzerysowaną, potrafiącą racjonalnie myśleć i podejmować sensowne decyzje. Nie ma w niej nic  ani z rozszczebiotanej nastolatki, ani superhiper twardzielki, która nikogo i niczego się nie boi.
Jest twarda, jest harda, ale i wrażliwa i ma serce tam gdzie trzeba. Co patrząc na profesję jaką postanowiła się zajmować jest dość wyjątkowe.
Nie znajdziecie w Nibynocygłownej bohaterki wulgarnej, pyskatej i aroganckiej tylko doświadczoną przez życie twardą i zdeterminowaną młodą dziewczynę, która mimo wszystko zachowała w sobie pewną dozę wrażliwości.

„Nibynoc” to książka w swoim gatunku bardzo dobra. Ciekawa, wciągająca, dobrze napisana, z wyrazistymi bohaterami.
Spójna fabuła, zaskakujące zwroty akcji i bohaterowie, których zwyczajnie się lubi.
Pomimo tych wszystkich negatywnych opinii, ja jestem bardzo na tak i zachęcam do sięgnięcia po tą powieść, zwłaszcza, że tom drugi od dawna już jest dostępny, a trzeci (finalny) ma się ukazać już w marcu.
Polecam.


poniedziałek, 6 stycznia 2020

„Zimowe zaręczyny” Christelle Dabos. Tom pierwszy serii Lustrzanna

„Zimowe zaręczyny” autorstwa Christelle Dabos to pierwszy tom serii Lustrzanna. To steampunkowy
świat, który zabiera czytelnika do niesamowitych miejsc, ciekawych wydarzeń i wyjątkowych bohaterów.
Główną bohaterką jest Ofelia, mieszkająca na arce Animie, która zostaje zaręczona z tajemniczym Thornem, mieszkającym na odległej arce zwanej Biegunem.
Mimo, że dziewczyna nie chce wychodzić za mąż, nie ma wyjścia i wraz z narzeczonym udaje się na jego rodzinną arkę. A tam już nic nie jest takie jak się wydawało.

Akcja powieści jest bardzo dynamiczna i wartka. Autorka nie daje czytelnikowi za dużo czasu na złapanie oddechu, bo tu wydarzenie goni wydarzenie.
Mimo to, jest czas na przedstawienie czytelnikowi wykreowanego świata, choć ja miałam mocny niedosyt informacji na temat otaczającej bohaterów rzeczywistości i tego jakimi prawami rządzi się ich świat. Ciekawiło mnie wszystko co z tym związane, ale autorka dawkowała mi informacje małymi porcjami zaostrzając moją chęć dowiedzenia się więcej.
Natomiast szybko dowiadujemy się najważniejszych rzeczy, że ludzie posiadają różne moce, np. Ofelia potrafi czytać przeszłość przedmiotów praktycznie do czasu ich powstania i przechodzić przez lustra, co jest dość wyjątkową umiejętnością, że każda arka ma swojego opiekuna, kogoś na kształt boskiej istoty, ale będącej całkiem materialnym mieszkańcem arki. Jest tego więcej, bo świat stworzony przez autorkę jest bogaty i ciekawy.

Jeśli chodzi o bohaterów, to są bardzo fajnie nakreśleni, choć najwięcej dowiadujemy się o Ofelii. Narracja jest trzecioosobowa dzięki czemu śledzimy wydarzenia z szerszej perspektywy, choć wszystko co jest tajemnicą dla Ofelii, jest też tajemnicą dla czytelnika.
Ofelia jako główna bohaterka posiada w sobie cechy, które mnie osobiście czasami irytowały, ale są one uzasadnione, wynikają z tego co dziewczynę spotkało w przeszłości. Jest to dla mnie zrozumiałe, więc zaakceptowałam bohaterkę taką jaka jest i czytanie o tym co ją spotyka szło mi bardzo dobrze i bez denerwowania się.

Bohaterowie drugoplanowi również są dobrze wykreowani, każdy odgrywa w powieści ważną rolę, nie jest tylko statysta w fabule, ma swoje zadanie, ukryte cele, dążenia, które czytelnik odkrywa kawałek po kawałku razem z bohaterką. W tym tomie mało dowiadujemy się o drugim głównym bohaterze, czy Thornie, ale czuję, że to celowy zabieg i czekam na drugą część, aby odkryć tajemnice tego młodego mężczyzny.
Oczywiście nie wszystko jest tym czym się na pierwszy rzut oka wydaje, Ofelia nie wie komu może ufać, czym kierował się jej narzeczony wybierając ją na żonę i do czego on dąży.
Fabuła jest spójna, ale nie jest łatwo przewidzieć kto, co, jak i dlaczego. Gubi się w tym bohaterka, gubi się i czytelnik, a gdy już oboje odkrywają niektóre tajemnice, zaskoczenie jest niesamowite.

Książka napisana jest pięknym językiem, pełnym, plastycznym, obrazowym. Czytanie Zimowych zaręczyn to czysta przyjemność, za co również ponosi odpowiedzialność tłumacz, pan Paweł Łapiński.
I mimo, że to powieść młodzieżowa, a bohaterka ma siedemnaście lat w momencie, gdy ją poznajemy, to śmiało po powieść mogą sięgnąć również starsi czytelnicy.
Dla mnie lektura tej powieści była czystą przyjemnością i mimo, że czasy gdy byłam nastolatką minęły bardzo dawno temu, fabuła mnie wciągnęła, bohaterowie ciekawili, a tajemnice otaczające Ofelię intrygowały.
Dałam się pochłonąć temu ciekawie wykreowanemu światu i z chęcią dowiem się o nim więcej w kolejnych tomach serii.
Jestem bardzo ciekawa jak potoczą się losy głównej bohaterki i jej niechcianego narzeczonego, co się wydarzy, gdy Ofelia odkryje cel Thorna i jak poukłada się ich wspólne życie (jeśli do niego dojdzie, bo ślubu jeszcze nie było).

Autorka zabrała mnie w Zimowych zaręczynach w niesamowitą podróż i już nie mogę się doczekać jej kontynuacji.
Co mnie zaskakuje to fakt, że o tej powieści jest tak cicho, mało opinii czy recenzji, na Instagramie nie ma zdjęć… Zaskakujące i niepojęte, bo książka jest świetna i zasługuje na to by o niej mówić, polecać, pokazywać.