sobota, 27 lutego 2021

"Alicja" Christina Henry

 Kto nigdy nie słyszał o Alicji, która wpadła do króliczej nory i znalazła się w


Krainie Czarów? Chyba każdy choć raz miał styczność, czy to z książką, filmem, czy samą wzmianką o niej.
W ubiegłym roku nakładem wydawnictwa Vesper ukazała się powieść Christiny Henry i jej wizja Alicji. Wizja niepokojąca, pełna brutalności, przemocy i braku nadziei.
Kraina Czarów wcale nie wygląda kolorowo i radośnie, a główna bohaterka zamiast do tejże trafiła do szpitala dla psychicznie chorych, gdzie rok po roku traciła nadzieję, a jej jedynym przyjacielem był Topornik, pacjent z sali obok. Gdy w szpitalu wybucha pożar, przed Alicją i Topornikiem pojawia się szansa na ucieczkę.
Ale nie tylko oni wydostają się na wolność.
Wraz z nimi uwalnia się niepojęte zło – Dżaberłak… 

Gdyby „Alicja” nie zainteresowała mnie samym opisem, to na pewno przyciągnęłaby mnie cudowną okładką. Budząca lęk i dreszcz niepokoju, wizualnie wspaniała. Ta powieść, to retelling „Alicji w Krainie Czarów” utrzymany w konwencji horroru połączonego z baśnią, choć uważam, że autorka bardziej skupiła się na pokazaniu wewnętrznego strachu i grozy przeżywanej przez bohaterów niż straszeniu czytelnika. Koncentrowała się na ukazaniu tego jaki świat otaczający Alicję jest przerażający, jak wielkie zło może kryć się w człowieku. W książce jest mrocznie, krwawo, brutalnie, niebezpiecznie. Wzbudzała we mnie ogromne emocje, a świat wykreowany przez panią Henry potrafił przytłoczyć swoją brutalnością, bezwzględnością i okrucieństwem.

Wszystko to opisane zostało niezwykle obrazowo i plastycznie. Całe tło wydarzeń, które rozgrywają się w tej powieści jest tak sugestywnie wykreowane, że w tą historie się wsiąka od pierwszej chwili. Czuje się emocje tytułowej Alicji, widzi się świat jej oczami, wraz z nią przeżywa się lęki i strach, ale i nadzieję. Razem z Alicją zostajemy zmuszeni do skonfrontowania się z jej przeszłością i tym co wymazała z pamięci.
A umówmy się – nie są to miłe wspomnienia. 

Akcja powieści z jednej strony jest bardzo dynamiczna, z drugiej ma się wrażenie, że płynie leniwie, choć jedno wydarzenie goni następne.
To takie dziwne uczucie , gdy wszystko się zmienia, akcja gna do przodu, a ma się wrażenie, że przy książce spędziło się wiele dni, dając się pochłonąć wykreowanemu przez autorkę światowi.


Jeśli chodzi o samych bohaterów, czy to głównych (Alicja, Topornik) czy drugoplanowych, są one niezwykle ciekawe i pełnokrwiste, a sama Alicja jest postacią wyjątkową. Nie sposób jej nie polubić, nie współczuć, nie życzyć powodzenia. Pomimo swojej brutalnej natury również Topornik wzbudzał we mnie wiele pozytywnych emocji, a jako obrońca Alicji gotów był na wszystko.
Ten duet mocno zapadł mi w czytelnicze serce i ogromnie im kibicowałam.

Oczywiście, patrząc na to w jakim stylu utrzymana jest powieść, do samego końca nie miałam podejrzeń, jak się ta historia zakończy, co dla mnie było ogromnym plusem.
Christina Henry pisze naprawdę pięknie i obrazowo, oczywiście to piękno stylu to też zasługa naszego przekładu, za który odpowiada pan Janusz Ochab.
Tą historię się pochłaniało, smakowało, przepadało się w niej całkowicie.
„Alicja” jest wspaniale opowiedzianą historią pełną brudu, krwi i przemocy, a mimo to dającej nadzieję, że zawsze jest szansa na zmianę.
I że często najgorsze zło, to to, które ukrywa się w człowieku.

Czekam niecierpliwie na kolejna książkę z tego świata, bo zakończenie to sugeruje, a i wydawnictwa już na swoim profilu na fb przebąkiwało na temat kolejnej części.
Ta książka, to była pierwsza przeczytana w  2021 roku powieść i mogę tylko powiedzieć, że czytelniczo, ten rok rozpoczęłam wspaniale.
Polecam. 


sobota, 20 lutego 2021

"Wróć do mnie" tom pierwszy serii o braciach Arrowood Corinne Michaels

 Jedna wspólna  noc sprzed ośmiu laty na zawsze naznaczyła Connora i Ellie. 


Zostawiła im nie tylko wspomnienia, ale stała się czymś, co dało im siłę, aby stawić czoła rzeczywistości.
Jedna noc, całe lata wracania do niej w myślach, zastanawiania się czy jeszcze kiedyś się spotkają.
Ich drogi rozeszły się, każde z nich ułożyło sobie życie.
Aż przychodzi dzień, gdy Connor po śmierci ojca – przemocowca musi wrócić z braćmi na farmę, żeby ją sprzedać. Tam spotyka go kilka niespodzianek, w tym spotkanie, na które nie miał nadziei, a którego pragnął od ośmiu lat… 

„Wróć do mnie” to pierwszy tom nowej serii Corinne Michaels o braciach  Arrowood, których jest czworo. Historia byłego już komandosa Connora i Ellie, to opowieść o bólu, stracie, rozpaczy, ale i nadziei i miłości. Autorka poruszyła w niej niezwykle ciężki temat przemocy w rodzinie, nie tylko w kontekście Connora, ale i Ellie. Temat trudny i niełatwy do opowiedzenia, tutaj został pokazany w ciut ugładzonej wersji, która stanowi tło dla rodzącego się uczucia pomiędzy bohaterami. Nie jest on bynajmniej potraktowany po macoszemu, po prostu autorka nie epatuje brutalnością ponad miarę w opisaniu tego, co spotkało Connora i jego braci i Ellie z rąk ludzi, którzy mieli być dla nich opoką, a stali się katami.

Corinne Michaels pisze bardzo obrazowo o uczuciach i emocjach, tworzy plastyczne obrazy wydarzeń, choć niepozbawione są one sporej porcji ckliwości.  Czytałam dwie jej wcześniejsze powieści i w każdej tak jest, więc to nie przypadek, a styl autorki. Mi akurat jakoś za bardzo ta ckliwość nie przeszkadzała, choć nie przepadam za jej nadmiarem w książkach. Sama historia jest ciekawa, piękna, podszyta odrobiną pikanterii, choć absolutnie nie jest to erotyk. To piękna opowieść o miłości, o walce o siebie i swoje życie, o pokonywaniu traum i stawaniu na nogi. W końcu to historia o szansie na szczęście i nadziei na przyszłość.


Mimo ciężkich wątków powieści, książkę czyta się mega szybko i przyjemnie. Bo to taki typ literatury, że wiadomo, że na drodze bohaterów muszą pojawić się przeciwności i demony przeszłości, aby mogli je wspólnie pokonać i w końcu doświadczyć zasłużonego szczęścia.
Ale mimo pewnej schematyczności, nie jest to żadna przeszkoda aby cieszyć się z lektury, która wzrusza, bawi i smuci jednocześnie. Powieść pani Michaels wywołuje sporo różnych emocji i finalnie daje poczucie dobrze spędzonego czasu  z książką. Jestem ciekawa kolejnego tomu z historią następnego brata, podejrzewam po epilogu, że będzie to Declan Arrowood, co bardzo mnie cieszy. 

Jeśli szukacie romansu, który jest dobrze napisany, ma wyrazistych bohaterów, nie tylko tych pierwszoplanowych, ale i tych drugoplanowych, z przejmującą historią, to opowieść o Connorze Arrowood i Ellie, to książka dla was.

Polecam.


wtorek, 9 lutego 2021

"Niegrzeczny rockman" Kristen Callihan seria VIP

 Trzeci tom serii VIP Kristen Callihan „Niegrzeczny rockman” opowiada historię


Johna „Jaxa” Blackwooda, gitarzysty i wokalisty rockowego zespołu Kill John. To właśnie on jakiś czas wcześniej próbował popełnić samobójstwo. Mężczyzna mieszka chwilowo w Nowym Jorku, a zapowiedź śnieżycy zmusza go do ruszenia do sklepu i obkupienie się w łakocie, w tym lody miętowe z kawałkami czekolady. Problem w tym, że wziął ostatnie opakowanie, a pewna rudowłosa kobieta również ich chciała.
Stella postanowiła zrobić wszystko, aby zdobyć lody, nawet pocałować Jaxa.

Tak zaczyna się historia mężczyzny sponiewieranego na duszy i kobiety, która mimo, że jest „profesjonalną przyjaciółką” sama jest niebywale samotna. Gdy sięgałam po tą powieść, byłam pewna, że nic nie przebije opowieści o „górze lodowej” czyli wspaniałym managerze zespołu Scottie. Poprzeczkę autorka ustawiła wysoko i… trzecim tomem wywindowała ją w kosmos.
Opowieść o Jaxie i Stelli jest porywająca. To wspaniały romans z naprawdę mocnym przesłaniem. John próbuje sobie poradzić z depresją i próbą samobójczą, Stella z samotnością wśród ludzi. Jest więc i romantycznie i pikantnie, ale i poważnie i poruszająco.

Naprawdę było sporo momentów, gdy mocno się wzruszyłam, kilka razy nawet łzy zakręciły mi się w oczach. I nie dlatego, że w powieści bohaterów spotykają raz po raz kolejne nieszczęścia tego świata, tylko ich przeżycia, to co w nich siedzi, z czym próbują sobie poradzić, jest tak dobrze opisane, ich emocje tak namacalne, że nie potrafiłam opanować poruszenia i emocji, które we mnie buzowały. 

Akcja powieści jest dynamiczna, tak samo jak w poprzednich dwóch tomach. Wiele się w tej historii dzieje, jest zabawnie i poważnie. Jest namiętnie i uczuciowo. Głównych bohaterów naprawdę się lubi i im kibicuje. A Stella nie jest denerwującą postacią, tylko fajnie wykreowaną bohaterką, która zapada w serce od pierwszej chwili.
Za to John… jakie on na mnie wywarł piorunujące wrażenie. Był gwiazdą rocka, miał wszystko, a czuł, że nie ma nic. Autorka tak dobrze odmalowała jego samotność i rozpacz, że nie było szans, żeby mnie to nie poruszyło do głębi.
W książce pojawiają się wszyscy bohaterowie z poprzednich tomów, cały zespół Kill John, co jest naprawdę świetne. Dlatego też doradzam czytać po kolei, bo wiele można sobie zdradzić z poprzednich części, jeśli zacznie się na przykład od trzeciego tomu. I choć każda opowieść jest zamknięta, to jednak sporo się o bohaterach poprzednich tomów tu mówi.


„Niegrzecznego rockmana” czyta się cudownie. To świetna opowieść o miłości ze sporą porcją pikanterii. Ale w tej kwestii nie ma tu przesady, a sex nie stanowi osi fabuły. Mamy tu i romans i namiętność, ale i przyjaźń, tęsknotę za bliskością przyjaciół. Autorka pokazuje również jak ciężką chorobą jest depresja i że nieleczona potrafi siać ogromne spustoszenie. To ważny głos i wątek i mimo gatunku powieści, nie jest on potraktowany po macoszemu, tylko z dużym szacunkiem i wyczuciem. 

Autorka ma lekkie pióro i potrafi pisać niesamowicie obrazowo. W tą historię się wsiąka, a książki nie sposób odłożyć. Gdybym miała wybrać ulubionego bohatera męskiego z tej serii, to nie potrafiłabym. Myślałam, że Scottie to mój ulubieniec, ale teraz to już nie potrafię się zdecydować. Uwielbiam ich wszystkich, także tych, którzy jeszcze czekają na swoją opowieść. „Niegrzecznego rockmana” ogromnie polecam, to cudowna książka. Tak samo jak dwie poprzednie.

Czytajcie, nie będziecie żałować.


czwartek, 4 lutego 2021

"Nieosiągalny" Ewelina Nawara, Małgorzata Falkowska

 Olimpia, przez wszystkich nazywana Olą, to mieszkająca w Toruniu studentka,


która nie ma łatwego życia. Wycofana, zakochana w książkach, dorabiająca jako kelnerka w hotelu. Nie ma złej macochy, ma za to okrutnego ojca i wierną przyjaciółkę. Pewnego dnia zgadza się zastąpić ją w pracy na eleganckiej imprezie. Poznaje tam jednego z gości – Williama. Jeden nocny spacer ulicami Torunia sprawi, że tych dwoje nie będzie mogło o sobie zapomnieć.
Tylko co zrobi Ola, gdy dowie się kim jest William? I czy uczucie, które ich połączy będzie miało szansę przetrwać? 

„Nieosiągalny” Eweliny Nawary i Małgorzaty Falkowskiej to ubrana we współczesne szaty baśń o Kopciuszku. Mamy tu bajecznie bogatego, niesamowicie przystojnego następcę trony małego europejskiego księstwa  i niezamożną, skromną, ale o wielu innych walorach Olimpię. Książka jest soczystym romansem w baśniowym klimacie, są tu uczucia, są emocje, jest też pikantnie, ale książka nie jest erotykiem, choć autorki nie bały się odważnych scen miłosnych.
Napisana zgrabnym językiem szybko pozwala się wciągnąć w fabułę i dać pochłonąć romantycznej opowieści. A ta jest naprawdę ciekawa i w pewnym momencie stwierdziłam, że ciężko mi odstawić książkę na stolik mimo późnej pory. 

Autorki ciekawie opisały realia życia – jakże różnego – obojga bohaterów. Nakreśliły różnice w pochodzeniu, w statusie społecznym i możliwościach jakie mieli oboje. To co dla Willa było nic nie znaczącym utrudnieniem, dla Olimpii było przeszkodą nie do przeskoczenia. Podobał mi się sposób pokazania, w jak bardzo różnych światach oboje żyją i jak mogła je połączyć… miłość.
Bo to właśnie to jest w tej książce najważniejsze – miłość.
To ona jest osią fabuły i napędza wszystkie wydarzenia. To ona wywraca życie bohaterów do góry nogami i sprawi, że będą w stanie zrobić wiele, aby nie pozwolić temu uczuciu przepaść. 


Jeśli chcecie poszukać na mapie księstwa,  w którym żyje William, to od razu uprzedzam – dajcie spokój.
„Nieosiągalny” to współczesna opowieść o Kopciuszku i właśnie tak należy do niej podejść, a naprawdę spędzicie z tą książką dobrze czas, tak jak zrobiłam to ja. To jest historia o miłości, uczuciu bajkowym wręcz, ciut wyidealizowanym, ale uroczym i namiętnym. Nie znaczy to, że w powieści nie pojawiają się inne wątki i tematy, poważniejsze, zmuszające do zadumy czy refleksji. Pojawiają się, są dobrze wplecione w klimat powieści. Wg mnie znalazły się w książce w idealnych proporcjach, są ważnym elementem opowieści i mają na nią wpływ. 

Jak oceniam „Nieosiągalnego”?
Naprawdę dobrze.
Zgrabnie napisana historia, która wywoła sporo emocji w duszy każdej romantyczki. 
Ciekawa opowieść, piękna miłość i możliwość oderwania się od szarugi za oknem. Czas spędzony z Williamem i Olimpią uznaję za bardziej niż udany i czekam na kontynuację, bo coś przeczuwam, że będzie.

Polecam.



poniedziałek, 1 lutego 2021

"Żądanie miłości" Kristen Ashley

 Josie przybywa do Magdalene na pogrzeb ukochanej babci, po której dziedziczy


pokaźny majątek. Podczas odczytywania testamentu, zjawia się jeszcze jedna osoba, która została w nim ujęta – Jake.
Prócz pieniędzy mężczyzna otrzymuje w spadku również… Josie, co wywołuje niemałe zamieszanie. Co miała na myśli babcia kobiety, zapisując ją w spadku mężczyźnie?
Czy Josie zostanie w Magdalene by się o tym przekonać?
Twórczość Kristen Ashley pokochałam za sprawą jej zabawnych powieści z serii Rock Chick. Polubiłam jej barwnych bohaterów, poczucie humoru i często nieprawdopodobne sytuacje, które non stop przytrafiają się jej bohaterom. Byłam więc ciekawa, co zaserwuje mi autorka w książce niezwiązanej z tamtą serią.

Na wstępie zaznaczę, że oboje bohaterów „Żądanie miłości” to osoby dojrzałe, które w swoim życiu wiele już przeszły. I Jake i Josie są bowiem w wieku 40+. I to było coś, co bardzo mi się od początku spodobało. Każde z nich ma już swój bagaż życiowych doświadczeń, błędów i potknięć. Gdy się spotykają, nie są już patrzącymi z wiecznym optymizmem, dopiero wchodzącymi w dorosłość młodymi ludźmi, a raczej realistami, którzy wiedzą, że nie wszystko jest biało – czarne, a życie ma szeroką paletę odcieni szarości. Ale choć obojgu głównych bohaterów bliżej do półwiecza, to nie oznacza, że i ich nie może spotkać gorąca, namiętna i pełna pasji miłość.
Bo o tym jest ta powieść. O odnajdywaniu miłości, o rodzinie, o więzach silniejszych niż jakiekolwiek więzy krwi, o odkrywaniu swojego miejsca na świecie i tego, co w życiu najważniejsze. 

Sama historia nie jest może niczym odkrywczym i od początku wiadomo jaki będzie miała finał, ale fajnie jest się dowiedzieć, co się wydarzyło pomiędzy prologiem, a epilogiem. Wciągnęłam się niesamowicie w perypetie Josie i mężczyzny, któremu babcia zapisała ją w testamencie. Byłam ciekawa co się wydarzy, co pojawi się na drodze bohaterów, czy mimo, że oboje mieli burzliwą przeszłość, to dadzą sobie jeszcze jedną szansę na szczęśliwe życie. Prócz dwójki głównych bohaterów, mamy tu również sporo postaci drugoplanowych, które są nie mniej ciekawe jak ci co grają pierwsze skrzypce. Ich problemy nie są jedynie zapychaczami fabuły, ale mają na nią realny wpływ. 


Książka była dla mnie pewnym zaskoczeniem, bo nie ma aż tak wiele romansów, gdzie bohaterzy są dojrzali, tak samo jak ich uczucia i emocje. Ich problemy również zasadniczo różniły się od tych, jakie zazwyczaj mają w książkach bohaterowie 20+. Uważam, że to ogromna zaleta tej powieści. Do tego nie raz autorka pokazuje, że nie zapomina o poczuciu humoru i bywały momenty, gdy można się było pośmiać.

Czy „Żądanie miłości” ma jakieś wady?
Zasadniczo dla mnie nie.
Miałam jedynie początkowo pewien problem ze stylem w jakim została napisana powieść, ale nie wiem czy to kwestia autorki czy może tłumaczenia. Po prostu przyzwyczaiłam się do serii Rock Chick i z napisaną inaczej „Żądanie miłości” musiałam się po prostu oswoić.  

Czy polecam „Żądanie miłości”?
Oczywiście!
To bardzo dobra rozrywka i wciągająca opowieść. Jeśli lubicie twórczość Kristen Ashley, to jestem pewna, że i ta jej książka przypadnie Wam do gustu, tak samo jak mi.