czwartek, 30 grudnia 2021

"Zniewalający opiekun" Kristen Ashley

 „Zniewalający opiekun” to kolejna już odsłona przygód bohaterów serii Rock


Chick Kristen Ashley. Jestem fanką tej serii, ale poprzedni tom był dla mnie męczący i w pewnej chwili chciałam sobie dać spokój z serią. Dlatego z obawą podeszłam do najnowszej książki autorki i chyba trochę już uprzedzona.
I jak wypadł Zniewalający opiekun na tle poprzedniczek?

Otóż zaskakująco dobrze! 

Zacznę od tego, że to co tak mocno zmęczyło mnie w poprzedniej części, było elementem każdej książki z serii. I zapewne dlatego już straciłam zapał do kolejnych części i historii. Bo ile można czytać to samo. A tu nagle BUM i dostajemy coś trochę innego, choć oczywiście w znanym doskonale fankom stylu. I nie, to nie jest nagle całkiem inna książka, inaczej napisana, bez szalonych rockowych lasek i przystojniaków, którzy są ich bratnim duszami, opiekunami i przyjaciółmi.
Ale w tej powieści autorka zmieniła trochę schemat, a przede wszystkim główna bohaterka jest inna, a i Hector okazał się ciut inny niż wszyscy jego poprzednicy. Książka zaczyna się mocnym akcentem i mnie osobiście doprowadziła do łez. To co przytrafia się Sadie poruszyło mną do głębi. I jak na romans z częstymi scenami erotycznymi, to ten trudny temat jest pokazany całkiem przyzwoicie, bez zbytniego upraszczania i umniejszania tak poważnych tematów. 

Sadie jest też inną postacią niż bohaterki poprzednich książek. Nie jest twardzielką, nie jest wyszczekaną laską, co to będzie się wykłócać dla zasady. Jest mądra, jest opanowana, jest skryta i stara się odepchnąć do siebie ludzi pozą „lodowej księżniczki”. Ale to wrażliwa i złakniona miłości i przyjaciół samotna kobieta, która całe życie radziła sobie z wyobcowaniem tylko przez to, kto był jej ojcem.
Hector to niewątpliwie przystojniak i twardziel z agencji Lee. Ale w odróżnieniu od poprzednich męskich bohaterów, nie gonił w relacjach z Sadie sprintem, tylko dawał jej czas, pozwalał decydować, nie był również aż tak  autorytatywny jak inni przystojniacy z tej serii. Oczywiście nie oczekujmy cudów, i on nie raz i nie dwa zmusił Sadie do postępowania wg jego woli, ale robił to jednak w sytuacjach zagrażających jej życiu, a nie dotyczących ich związku.
Dlatego już sami bohaterowie wyróżnili się dla mnie na plus i dobrze mi się o nich czytało. 


Akcja jak to w tej serii, wartka, czasami szalona, wybuchowa i pełna niebezpieczeństw. Ale mniej tu było wygłupów rockowych lasek, za co autorka znów zasłużyła sobie u mnie na plus.
Oczywiście było zabawnie i z poczuciem humoru, ale jednak ta książka jest ciut bardziej poważna, a szaleństwa rockowych lasek zepchnięte są tu na szczęście na margines.
Ta książka to opowieść o strasznych wydarzeniach i próbach poradzenia sobie z nimi i traumą, jaką wywołały. To opowieść o samotności, miłości i prawdziwej przyjaźni. To też historia winy i kary, przebaczenia i odnalezienia w prawdziwego siebie, gdy przez lata odgrywało się tylko role, jakie zostawały bohaterom narzucane.
Oczywiście to wszystko opisane jest dość lekko, ale nie aż tak, jak w poprzednich książkach. Tutaj mamy odrobinę więcej powagi i skupieniu na tym co trudne. A wszystko okraszone jest miłosnymi uniesieniami, sporą dawką seksu, choć – i tu znów książka odbiega od poprzedniczek – nie jest go aż tak dużo, jak w poprzednich częściach. 

Podsumowując.

Książka zdecydowanie lepsza od poprzedniczki. U mnie lokuje się zaraz za tomem pierwszym, który lubię najbardziej. A może i nawet ex aequo, bo obie są trochę rożne, a łączą je elementy, które polubiłam w tej serii.
Czy sięgnę po kolejne książki? Nie wiem, pewnie wiele będzie zależało od tego, czyją historię będą opowiadać.
Niemniej jednak, Zniewalającego opiekuna mogę z czystym sumieniem polecić.


niedziela, 26 grudnia 2021

„Tajemnica domu w Bielinach” Katarzyna Berenika Miszczuk od TaniaKsiążka.pl

 „Tajemnica domu w Bielinach” to najnowsza książka Katarzyny Bereniki


Miszczuk, która kierowana jest do młodszego czytelnika. Opowiada historię czwórki rodzeństwa, które po rozwodzie rodziców, wraz z mamą wyjeżdżają z Warszawy, aby zamieszkać w Bielinach u ciotki Mirki.
Spodziewają się ładnego i zadbanego domu pod lasem, ale gdy docierają na miejsce, nic nie jest takie, jak miało być. W dodatku w domu dzieją się dziwne rzeczy, a rodzeństwo będzie musiało rozwikłać jego tajemnicę. 

Zacznę od tego, że wbrew kategorii wiekowej, ta książka jest zdecydowanie dla czytelnika w każdym wieku. I od razu dodam, że jest to pierwszy tom nowej serii „Klub Kwiatu Paproci”, bo prócz całkowicie nowych postaci, w opowieści pojawiają się bohaterowie serii Kwiat Paproci, co dla mnie było ogromnie pozytywnym zaskoczeniem.
Książkę czyta się mega szybko, nie jest jakoś objętościowo spora, a akcja jest tak wciągająca, że nie można jej odłożyć, zanim się nie dotrze do finału.

Opowieść, którą przedstawia nam autorka, to mądra historia, pięknie napisana, z poczuciem humoru, ale i lekkim dreszczykiem grozy i tajemnicą, a to wszystko okraszone słowiańską mitologią i jej demonami i bóstwami.
Jeśli jednak się zastanawiacie, czy ta opowieść nada się dla dzieci, to uprzedzam – oczywiście, że tak. Jest tu fajny klimat, ale nie uważam, aby dzieci miały się bać opowieści.
Autorka tak sprytnie wplata dawne wierzenia do świata dzieci wychowanych w wielkim mieście, dla których szeptuchy, demony i dawne wierzenia, to tylko zabobony, że z niekłamaną przyjemnością obserwowałam, jak na własnej skórze przekonują się, że zdecydowanie tak nie jest i muszą sobie poradzić z tajemnicą domu ciotki Mirki. 

Książka napisana jest w sposób lekki, łatwy do przeczytania przez młodego czytelnika, ale jednocześnie w znanym już z inny powieści autorki stylu. Opowieść jest dopracowana, autorka dba o szczegóły i wprowadzenie czytelnika do wykreowanego przez siebie świata w taki sposób, aby się w nim nie pogubił. Uważam to za wielką zaletę, zwłaszcza jeśli dorośli czytelnicy nie znają jej wcześniejszych książek z tego świata, a młodsi siłą rzeczy ich nie czytelni, bo to jeszcze oczywiście nie opowieść dla nich. Wszystko tu się ładnie ze sobą łączy, splata i nie ma szans, żeby się pogubić.
A pojawienie się postaci z poprzednich książek „dla dorosłych” tej autorki, jest płynne i nie wprowadza zamieszanie czy niejasności. 

„Tajemnica domu w Bielinach” to książka mądra, bo prócz tajemnicy domu ciotki i słowiańskich wierzeniach, mówi też o rzeczach ważnych, jak rozwód rodziców i jak to wpływa na dzieci. O tym, jak ciężko jest zacząć w tej sytuacji nie tylko dorosłym, ale i dzieciom. Uważam, że ta książka jest niezwykle mądra i potrzebna, a do tego stanowi fajną rozrywkę i wciągającą historię, dzięki której młodszy czytelnik może zacząć swoją przygodę z czytaniem. 

Jeśli jeszcze nie znacie tej powieści, gorąco zachęcam do sięgnięcia i czytanie, samemu, czy z młodszym czytelnikiem. Jestem pewna, że każdy, niezależnie od wieku, będzie się przy lekturze dobrze bawił. 
Książkę można zakupić między innymi tutaj: Książki dla dzieci

Polecam.



środa, 22 grudnia 2021

"Pani Siedmiu Bram" Maria Zdybska

 Inanna, sumeryjska bogini miłości i wojny.



Obecnie mieszka w Berlinie i pracuje w muzeum, próbując wieść życie zwykłego śmiertelnika. Ale są takie osoby, którym nie pisane jest spokojne życie. Inanna odbiera w nocy telefon od Dantego, a wszystko co się wydarzy potem, będzie szaleńczym wyścigiem z czasem, aby zapobiec wydarzeniom, które mogą odmienić losy świata.
Czy Inanna poradzi sobie z wyzwaniem? Kto okaże się wrogiem, a kto przyjacielem?  

Książki Marii Zdybskiej, autorki trylogii Krucze Serce, cenię sobie od dawna. Niecierpliwie czekałam więc na premierę jej najnowszej powieści, tym bardziej, że czuję ogromny niedosyt dobrze napisanego urbanfantasy odkąd skończyłam czytać serię o Kate Daniels. Poprzeczkę postawiłam autorce bardzo wysoko i byłam ciekawa czy osobie czytającej namiętnie fantastykę, przypadnie ona do gustu. 

Zacznę od najważniejszego, co już nie raz podkreślałam. Maria Zdybska pisze w sposób piękny, używa słów tak jak artysta – malarz pędzla i płótna, maluje przed czytelnikiem swoją opowieść, przedstawia ją w sposób barwny, nasączony emocjami i niezwykle obrazowy.
W Pani Siedmiu Bram nie brakuje humoru, odrobiny sarkazmu i ironii, ale to co wyróżnia tą powieść, to melancholia, pewien rodzaj smutku, który zalega w sercach i duszach jej bohaterów.
Jeśli chodzi o główne postacie w książce, to jest to dla mnie coś, co wbrew pozorom rzadko trafia się w książkach z tego gatunku. Otóż oni wszyscy są dojrzali, z życiem zasobnym w smutek i bagażem doświadczeń. I nie ma tu znaczenia czy jesteś sumeryjską boginią, posłańcem bogów, czy nastolatką z mrokiem w duszy. 

Swoich bohaterów autorka przedstawia bez pośpiechu, ale w sposób,  który sprawia, że człowiek się z nimi zżywa, wierzy w powodzenie ich działań i rozpacza, gdy spotyka ich coś złego. Do tego pojawiają się w powieści postacie drugoplanowe, które samym pojawieniem się kradną show i człowiek się zastanawia, jak doszło do tego, że jest ich tak haniebnie mało w tej powieści (#teamanubis). 

Fabuła jest bardzo spójna i prowadzona w sposób, który lubię, czyli krok po kroku, bez potknięć i dziur, do przodu, zagęszczając atmosferę i wpędzając czytelnika w niecierpliwą ekscytację, gdy akcja zbliża się ku wielkiemu finałowi.
Który to finał sprawił, że po raz kolejny miałam chęć autorkę zamordować i nawet wizja wieloletniego więzienia by mnie nie powstrzymał. Na szczęście dla autorki, zrobiła to informacja, że będzie drugi tom.


Wracając do fabuły, jest ona przepełniona mitami, dawnymi bogami przez wieki znanymi pod różnymi imionami w różnych mitologiach, a wszystko to jest połączone ze światem jaki znamy i w jakim żyjemy. Uwierzcie, że ta mieszanka robi piorunujące wrażenie, tak samo jak pewien mężczyzna o imieniu Kassiel, obleczony w skórzaną kurtkę i niezachwianą determinację, aby wypełnić swoją misję. 

W książce znajduje się również wątek miłosny, który jest bardzo subtelny i nienachalny. Nie odgrywa tu pierwszych skrzypiec, ale wbrew pozorom, okazuje się ważny, a jakaś głęboko ukryta romantyczna część mojego serca zachwycała się pięknem rodzącego się pomiędzy bohaterami uczucia. 
Dla mnie osobiście było go za mało, liczę, że w drugiej części dostanę jego solidną dawkę. Zresztą miłość w tej powieści okaże się motorem napędowym wielu wydarzeń, które niczego niepodejrzewającego czytelnika naprawdę zaskakują. 

Jestem pod ogromnym wrażeniem tej powieści i patrząc na zakończenie, nie mogą się doczekać na jej kontynuację.
A odnośnie zakończenia,  muszę autorce powiedzieć jeszcze to, co powiedziałam już pani Bardugo i panu Sapkowskiemu:

„Tak się nie robi! Tak się nie godzi! Tak nie wolno!”




poniedziałek, 20 grudnia 2021

"Wampirze cesarstwo"Jay Kristoff od TaniaKsiążka.pl

 Od czasu gdy przeczytałam Dracule Brama Stokera i zobaczyłam film F.F.


Coppoli, moje serce na zawsze zostało oddane we władanie wampirów. Żadnego innego „stworzenia nocy” nie uwielbiam tak bardzo jak krwiopijców właśnie. Czytałam wiele książek o nich, kilka wybitnych, sporo dobrych i naprawdę całą masę kiepskich. O tych ostatnich chciałabym zapomnieć. Kiedy więc zobaczyłam, że Jay Kristoff pisze historię o wampirach, wiedziałam, że się jej nie oprę.

Wampirze cesarstwo” bo to o niej mowa, to historia Gabriela, członka zakonu srebroświętych, który walczy z wampirami, które opanowują ziemię, po tym jak nastał bezdzień. Słońca prawie nie ma, więc wampiry, choć trochę słabsze, mogą bez problemu funkcjonować w ciągu dnia, bez żadnego uszczerbku na ciele. Wojna wypowiedziana ludziom trwa, jest brutalna i krwawa. A wampirów jest coraz więcej.  Jedynym ratunkiem dla ludzi jest Święty Graal, który wg legendy, przywróci dzień. Ale napór sił wroga jest straszny, z zakonu zostaje tylko Gabriel, a pojmany przez wampiry zostaje zmuszony do opowiedzenia swojej historii.  

Zacznę może od tego, że ta książka (opasłe tomiszcze blisko 900 stron) to historia niesamowicie dobra. Człowiek nie czuje tego ogromu stron, a co więcej, przez ani jedną chwilę się nie nudzi. Ileż tu się dzieje, jakie autor serwuje nam zwroty akcji, ile wydarzeń, których nijak się nie spodziewał, a które zostawiały go z otwartą z wrażenia buzią.
Opowieść Gabriela jest wciągająca, hipnotyzująca wręcz, sceny walk są pięknie napisane, a sama kreacja bohaterów, to dla mnie mistrzostwo.

Język powieści jest barwny i soczysty, przekleństwa są tu idealnie wkomponowane w fabułę i powiem wam, że nie wyobrażam sobie żeby ich miało nie być. Zwyczajnie jest to jedna z tych opowieści, gdzie być muszą. Bo historia Gabriela de Leon, to nie opowieść słodka, grzeczna i przyjemna.
To krwawy i brutalny obraz walki na śmierć i życie z wampirami, nad którymi nie uroniłby łzy nikt, nawet o najmiększym sercu i uwielbieniu dla krwiopijców. To opowieść o prawdziwej wierze, zakazanej miłości i ponoszeniu konsekwencji swoich decyzji. To przede wszystkim opowieść o ludziach, przyjaciołach i wrogach i tym co ukryte w środku w człowieku. 

U pana Kristoffa wampir jest wampirem, jest zły, jest brutalny, jest morderczy, wyrachowany, silny i oszałamiający.  Do tego ci najstarsi są inteligentni i cierpliwi, jak to stworzenia, które mają nieograniczony czas. Dla mnie to zabójcza kombinacja i wyśmienity przepis na idealnego złola i antagonistę głównego bohatera. I właśnie takich przeciwników główny bohater dostaje, to z nimi przyjdzie mu się zmierzyć, ale z czasem okaże się, że nie tylko wampiry są jego wrogami. 
Sam główny bohater nie jest postacią kryształową, więcej w nim mroku niżby się mogło wydawać. Jest w nim tyle wewnętrznych sprzeczności, że tak naprawdę nie sposób przewidzieć, jak postąpi i jaką decyzję podejmie. Jest postacią niejednoznaczną, mocno sarkastyczną, nieulękłą i zdeterminowaną. Widzi swoje wady i słabości, a jednak pomimo to potrafi wznieść się ponad i dokonywać rzeczy niesamowitych. Dawno nie czytałam o tak pełnokrwistym bohaterze i chylę czoło przed panem Kristoffem, za stworzenie Gabriela. 


Świat wykreowany przez autora jest rozbudowany i intrygujący. Widać jak wiele pracy w to włożył i uważam, że wyszło mu to znakomicie. W powieści pojawia się wiele postaci drugoplanowych, a te które wysuwają się na pierwszy plan, rzadko odkrywają przed czytelnikiem swoje pobudki i motywacje. Przez to tak naprawdę nie wiadomo kto jest prawdziwym przyjacielem, a kto zakamuflowanym wrogiem. Zresztą autor zaserwował czytelnikom sporo zaskakujących zwrotów akcji. Przyznaję, że większości się nie spodziewałam. W dodatku na sam koniec mruga kilka razy do czytelnika sugerując, że to co widzimy, może nie oznaczać wcale tego, czym się wydaje być na pierwszy rzut oka.
To tylko spotęgowało moje pragnienie, aby dostać tom drugi w swoje ręce już teraz, natychmiast.

 Całość zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. To brutalne, krwawe i mroczne fantasy z wampirami w roli głównej i jestem pod ogromnym wrażeniem tej powieści. Co więcej, jest w niej kilka smaczków, które wyłapałam, a które wywołały szeroki uśmiech na moich ustach. 
Jeśli lubicie takie opowieści, gdzie wampir jest drapieżnikiem, który nie cofnie się przed niczym,  główny bohater nie jest wyidealizowanym łowcą wampirów, a brutalnością w walce potrafi niemalże dorównać swoim wrogom, to ta historia jest dla was.
Tutaj krew się leje, flaki fruwają, jest brutalnie, język jest soczysty, ale w tym wszystkim jest też to co piękne, przyjaźń, miłość, braterstwo. I wiara, że nie w każdym czyha ukryty potwór.

Książkę w dobrej cenie można kupić na TaniaKsiążka.pl, w dziale fantastyka.

A od siebie dodam jeszcze tylko jedno: czytajcie, bo cholernie warto.


czwartek, 16 grudnia 2021

"Wyklęci. Era Cieni" Agnieszka Zawadka

 

„Wyklęci” autorstwa Agnieszki Zawadki, to książka, która swoją premierę miała już jakiś czas temu. Czytałam od razu, ale


oczywiście zeszło mi trochę zanim usiadłam, żeby napisać opinię. A to jedna z tych książek, o których napisać trzeba, zaraz wytłumaczę dlaczego. Akcja powieści rozgrywa się w stworzonym przez autorkę fantastycznym świecie, a główną bohaterką jest Raven, wyszkolonej do eliminowania zabójczych Plag.
Raven jest gwałtowna, impulsywna, bywa uparta jak osioł i pyskata. A jednak z takimi cechami jest postacią, którą szczerze się lubi, której się kibicuje i która absolutnie nie jest postacią irytującą czy denerwującą. Autorce udało się to, co tak rzadko udaje się w gatunku YA – stworzyć charakterną postać kobiecą, która nie jest głupio butna, arogancka czy zwyczajnie wredna. Polubiłam Raven od samego początku i do ostatniego słowa swojej opinii o niej nie zmieniłam.

Do tego w książce pojawia się sporo postaci drugoplanowych, które są równie dobrze nakreślone. A gdy na scenę wkracza uroczo sarkastyczny ładca Cieni, generał Nathaniel, historia nabiera dodatkowych kolorów i zaczyna się w niej subtelnie rozwijać wątek miłośny, który nienachalnie wplata się w opowieść snutą przez Agnieszkę Zawadkę. Sama akcja jest bardzo dynamiczna, ale autorce udało się uzyskać balans pomiędzy pędzącą akcją, a wprowadzeniem czytelnika do swojego świata i pozwolenie mu na dobre poznanie swoich bohaterów. Wszystko to ze sobą współgra, idealnie się splata i łączy. Tajemnice intrygują, bohaterowie zachwycają, a styl Agnieszki sprawia, że naprawdę ciężko uwierzyć, że ta powieść to debiut. 

Tak właśnie, „Wyklęci” to debiut i napiszę to z całą odpowiedzialnością, debiut na bardzo wysokim poziomie. W ubiegłym roku tak samo zachwycił mnie debiut Michała Dąbrowskiego i jego „Imię Boga”, a w tym Agnieszka Zawadka i jej „Wyklęci”. Jej książka jest dopracowana w każdym szczególe i dopieszczona, historia poprowadzona płynnie i bez nielogiczności, napisana barwnym językiem. Jej czytanie było dla mnie prawdziwą czytelniczą ucztą.


Czy w tej beczce miodu jest jakaś łyżka dziegciu?

Ja uważam, że nie. Oczywiście jeśli ktoś bardzo będzie chciał skrytykować, to na pewno znajdzie coś, za co według niego się da, ale dla mnie „Wyklęci” to książka z gatunku tych, na jakie się czeka i debiut o jakim się myśli, że to niemożliwe, aby powstał. Bardzo niecierpliwie czekam na kolejny tom i liczę na to, że wydawca nie będzie się ociągał z jego wydaniem. 

Jeśli jeszcze nie wiecie (czy to możliwe?), to dodam, że Agnieszka jest również twórcą okładki do swojej książki, jak i wielu innych okładek. Uważam, że jest niesamowicie utalentowana nie tylko jako autorka książki, ale również jako grafik.
Jej projekty od dłuższego już czasu mnie zachwycają. 

A co do powieści – czytajcie, bo warto. Jestem pewna, że się nie rozczarujecie.

 

 

środa, 8 grudnia 2021

"Plastikowy Mag" Charlie N. Holmberg z księgarni TaniaKsiążka.pl

 „Plastikowy mag” – czwarty tom magicznej serii autorstwa Charlie N. Holmberg.


Ale jeśli myślicie, że to kontynuacja losów postaci z poprzednich części, to uprzedzam, nie jest tak. Tym razem poznajemy Alvie Brechenmacher, która przyjeżdża do Londynu na praktykę jako politwórca do maga Mariona Praffa, prawdziwej legendy wśród magów. Dziewczyna rzuca się w wir pracy i niespodziewanie wpada na pomysł pewnego projektu, w który wraz z magiem Praffem się angażują. Ale konkurencja nie śpi, co więcej, bywa niebezpieczna. Czy Alvie i magowi Praff uda się osiągnąć wyznaczony cel? 

Seria Papierowy Mag to moje tegoroczne odkrycie i prawdziwa perełka wśród książek fantasy. Zakochałam się w ich klimacie i bohaterach. Na czwarty tom czekałam z niecierpliwością dziecka oczekującego Mikołaja.  Miałam również naprawdę wysoko postawioną poprzeczkę wobec Plastikowego Maga. I wiecie co? Nie rozczarowałam się. 

Sama Alvie jest totalnie inną postacią niż Ceony i to jest naprawdę świetne. W dodatku wątek romantyczny w tym tomie również się różni i jest cudownie uroczy. Dlaczego o tym wspominam? Bo czasem czytelnicy podejrzewają, że kolejny tom może powielać rozwiązania z poprzednich części. Ale tu tego nie ma. To wspaniale nowa i świeża opowieść osadzona w tym wyjątkowym świecie stworzonym przez autorkę. Mamy tu wątek główny, mamy kilka pobocznych, są tajemnice, jest odrobina niebezpieczeństwa i taka w sam raz porcja romansu. Wszystko splata się ze sobą w idealny sposób, tworząc razem barwną historię, która wciąga niesamowicie. 

Jest coś takiego w twórczości Charlie N. Holmberg co sprawia, że jej książki się pochłania, że ma się wrażenie jakby się brało udział w niesamowitej przygodzie, gdzie przywiązuje się do bohaterów, którzy są naprawdę różni, nieidealni, zachwycający. Gratką dla wielbicieli serii będzie zapewne to, że epizodycznie pojawiają się w tym tomie postacie z poprzednich części, czy to główni bohaterowie czy drugoplanowi. Ale bez obawy, ta książka to zdecydowanie historia Alvie i na niej się koncentruje. Pojawienie się znanych już z poprzedniej części postaci, to raczej takie mrugnięcie do czytelnika, a nie ciągnięcie nowego tomu na ich popularności. 

„Plastikowy Mag” to książka dobra, tak dobra, że nie potrafię znaleźć ani jednej słabej strony tej opowieści. Jest napisana pięknym językiem, a wszystkie wątki ładnie się ze sobą łączą. To urocza, piękna historia, która mnie oczarowała tak samo jak poprzednie części serii.


Na koniec muszę wspomnieć o okładce. To chyba jedna z najpiękniejszych okładek w fantastyce i tak samo było zresztą z poprzednimi częściami. Patrzenie na nie, to uczta dla oczu. 

Jeśli nie znacie tej serii, to gorąco zachęcam do jej przeczytania. A jeśli słyszeliście o niej, ale niezbyt pochlebne opinie, to bardzo namawiam do przeczytania i sprawdzenia samemu. Bo ja również naczytawszy się niezbyt dobrych opinii odłożyłam pierwszy tom na półkę i zapomniałam o nim na dłuuuugo. A potem coś mnie tknęło, może czytelnicze przeczucie i spróbowałam.

I zakochałam się totalnie. 

Książkę w super cenie można kupić w księgarni TaniaKsiążka.pl  w dziale nowości


sobota, 4 grudnia 2021

"Tkając świt" Elizabeth Lim

 Maia marzy aby być najlepszą krawcową w kraju. Wydawać się może, że to dobre


marzenie. Problem jest natomiast jeden, najznamienitszymi krawcami są tylko mężczyźni. Gdy schorowany ojciec Mai – znany krawiec,  otrzymuje zaproszenie od królewskiego posłańca, aby wziąć udział w konkursie, Maia postanawia uratować rodzinę przed biedą, przebiera się za brata i rusza do królewskiego pałacu. Musi ukrywać kim naprawdę jest i wziąć udział w rywalizacji z dwunastoma pozostałymi krawcami. 
Żeby nie było łatwo, nadworny mag Edan zdaje się dostrzegać więcej niż Maia by chciała i obawia się, że odkryje on jej sekret. 

Premiera książki Elizabeth Lim odbiła się szerokim echem w mediach społecznościowych. Pod wpływem impulsu kupiłam ją i ja, a potem na długo porzuciłam na półce – karygodny błąd. Gdy tylko zaczęłam ją czytać, wciągnęłam się tak mocno,  że nie potrafiłam się od niej oderwać, czego skutkiem była nieprzespana noc.

Powieść ma wyjątkowo dobry klimat, jest tu sporo magii, nuta melancholii, dobrze nakreślony wątek niedopuszczania kobiet do niektórych zawodów i oczywiście pięknie i z pazurem opisany wątek miłosny. Jest również tajemnica do odkrycia, i to nie jedna, jest przygoda do przeżycia i zadanie do wykonania. Wszystko to się ze sobą pięknie splata, tworząc barwną i klimatyczną całość. 

Bohaterowie. 

Był to element, który niezmiernie mi się podobał i uważam, że wyszedł autorce wyjątkowo dobrze. Główną bohaterkę poznajemy naprawdę dobrze, wpływ ma na to pierwszoosobowa narracja. Ale i mag Edan to postać, która jest bardzo dobrze nakreślona, która mimo skrywanych tajemnic odsłania przed czytelnikiem swoje prawdziwe oblicze i charakter. Postacie drugoplanowe są również ciekawe, choć nie tak wyraźnie zarysowane jak główni bohaterowie. Mi to nie przeszkadzało, tym bardziej, że to co najważniejsze w powieści koncentrowało się jednak na Mai i tym co ją spotyka.  

Sam wątek konkursu krawieckiego ma drugie dno i uważam, że Elizabeth Lim świetnie sobie poradziła z jego nakreśleniem. Wszystko co będzie się działo w związku z tym konkursem, okaże się ważne, nawet najdrobniejszy szczegół. Początkowo wydawać się mogło, że Tkając świt podzieli los podobnych powieści z gatunku YA fantasy i powieli tak wiele razy maglowany szablon. A tu niespodzianka – książka okazała się zaskakująco inna i ciekawa, mimo pewnych elementów wspólnych wszystkim powieściom z tego gatunku, dla mnie była opowieścią z lekką nutą świeżości.  


Język i styl autorki przypadły mi do gustu. Poza tym pisze ona niezwykle obrazowo, potrafiła tak przedstawić otaczającą bohaterkę rzeczywistość, że nie miałam kłopotu z wyobrażeniem sobie wszystkiego w najdrobniejszym szczególe. Do tego akcja jest dynamiczna, ale nie ma się wrażenia, że pędzi na łeb na szyję, tylko wszystko rozgrywa się z odpowiednim tempie. Całość to świetne połączenie ze sobą wszystkich elementów, które składają się na szalenie ciekawą opowieść podaną w świetnej formie.

Już nie mogę się doczekać kolejnej części, bo to jak autorka zakończyła pierwszy tom, wywołuje we mnie zgrzytanie zębami z niepewności o to, co się dalej wydarzy. Bo zapomniałam dodać, że nic tu nie jest pewne, a Elizabeth Lim potrafiła mnie mocno zaskoczyć. 

Jeśli jeszcze nie znacie tej powieści, to gorąco ją polecam.