poniedziałek, 30 sierpnia 2021

"Niebezpieczny facet" szósty tom serii Rock Chick Kristen Ashley

 „Niebezpieczny facet” to już szósta odsłona przygód rockowych lasek i ich


przystojnych facetów. W tym tomie poznajemy historię Stelli i Mace’a.  Akurat na jego tom czekałam niecierpliwie, bo to od początku był mój ulubieniec zaraz po Lee i byłam ciekawa, jaka kobieta skradnie jego serce. 
Akcja powieści rozpoczyna się jak każdy poprzedni tom z mocnym przytupem. Jest akcja, strzelanina i rozróba i jak zwykle w obronie tym razem wszystkich rockowych lasek, które trafiają na celownik bandytów, stają wszyscy twardziele z agencji Lee i policji. 
Oczywiście jak to u pani Ashley, powinno być wybuchowo, niebezpiecznie, namiętnie i z humorem. 
Ale mimo, że serię Rock Chick uwielbiam od pierwszego tomu (który wciąż jest moim ulubionym), to coś mi w tej części zazgrzytało i nie potrafiłam się w tą opowieść wciągnąć.
Przynajmniej do czasu. 

Zacznę do tego, że każdy tom serii ma podobny schemat i budowę, ale do tej pory w każdym było coś, co ją wyróżniało, co sprawiało, że bawiłam się wyśmienicie, przymykając oczy na pewną powtarzalność. To była dla mnie czysta rozrywka napisana dobrym stylem i wypełniona humorem. Więc po każdy kolejny tom sięgałam w ciemno.
I pojawił się „Niebezpieczny facet” a ja utknęłam.
Do połowy książki męczyłam się z nią bardzo, co było dla mnie totalnym zaskoczeniem. 
Po pierwsze miałam wrażenie, jakby autorka nie miała pomysłu na tą historię. Sama nie wiem czemu miałam takie odczucia. Możliwe, że po prostu przejadł mi się ten sam schemat. Po drugie Stella była bohaterką, która przez długi czas okropnie mnie denerwowała, swoim niezdecydowaniem, tym, że kłamała choć chciała powiedzieć prawdę, tym że sama nie wiedziała czego chce.
Mace początkowo też wydawał mi całkiem inny niż w poprzednich tomach. Nie potrafiłam zrozumieć czemu się zachowuje w taki a nie inny sposób. Cała ich relacja wydawała mi się początkowo bardzo naciągana, nie przemawiała do mnie, nie potrafiłam w nią uwierzyć, w jej prawdziwość. 
I męczyłam się tak gdzieś do połowy książki, były nawet momenty, że chciałam się poddać. I gdy już prawie odłożyłam książkę na półkę, nagle coś zaskoczyło i się wciągnęłam.
Nagle bohaterowie jakby poszli po rozum do głowy i przestali robić głupie rzeczy, znów wkradł się do fabuły humor, a relacja pomiędzy głównymi bohaterami nabrała ciekawego wymiaru i stała się bardziej prawdziwa, aż przyjemnie mi się o nich czytało.


Byłam zaskoczona tą zmianą, bo na prawdę była odczuwalna. Jakby nagle autorka nabrała wiatru w żagle i pomysłu na tą opowieść. Akcja zrobiła się płynna, a fabuła wciągająca. 
I nawet sama nie zauważyłam kiedy dotarłam do końca książki.
Podobało mi się, że pojawiły się rozdziały pisane z punktu widzenia bohaterek z poprzednich tomów, to był fajny zabieg, który pokazał jak im się układa życie. 

Ciężko mi jednoznacznie ocenić tą powieść, ale wg mnie jest najsłabszą z całej serii. Polowa naprawdę mnie wymęczyła, a druga wręcz pochłonęła. W dodatku jest w niej epilog, rozgrywający się 5 lat po wydarzeniach z Niebezpiecznego faceta, który zdradza dosłownie wszystko, nawet o postaciach, których historie dopiero się ukażą. To akurat dla mnie ogromny minus, bo straciłam już chęć na czytanie o Ally czy Hectorze, których książki mają się dopiero ukazać.
Wydaje mi się, że szósty tom miał być ostatni, ale autorka zmieniła zdanie. 


Czy polecam „Niebezpiecznego faceta”? 
Mimo, że jestem ogromną fanką serii, to mam mieszane odczucia wobec tej części. Uważam jednak, że warto ocenić samemu, więc  nie będę odradzać.

Czy sięgnę po kolejne tomy?

Nie wiem, ale chyba nie, skoro znam już ich zakończenie.



poniedziałek, 23 sierpnia 2021

"Syn Cieni" Juliet Marillier

 „Syn Cieni” to drugi tom serii Siedmiorzecze autorstwa Juliet Marillier. Wracamy


w nim do dobrze znanego nam z pierwszego tomu świata i rodziny Sorchy. W tym tomie jednak to nie ona jest główną postacią, a jej młodsza córka Liadan. Choć akcja skupia się na niej, autorka tka opowieść o  wszystkich bohaterach, Sorchy i jej braci, Rudego, Niamh oraz nowych postaci, które pojawiają się dopiero w tym tomie, czyli Malowanego Człowieka i jego bandy. Byłam zachwycona tym, że w drugim tomie pojawią się wszyscy bohaterowie, których tak polubiłam w pierwszej części. 

Akcja powieści rozwija się powoli, przez tą opowieść się płynie i wciąż chce się więcej i więcej. Język, styl, sposób budowanie opowieści są tak wspaniałe, że tą historią się żyje, zatraca się w niej i ma się przekonanie, że śledzi się wszystko z boku, a nie z kart powieści.
Tak samo jak Córka Lasu, ta część jest niesamowicie nostalgiczna i melancholijna. Bardzo dużo jest tu nawiązań do starych opowieści, legend i podań, autorka kładła w tym tomie na to bardzo duży nacisk. Te opowieści są ważnym elementem historii. 

Sama fabuła jest dla mnie absolutnie cudowna, historia Liadan mocno mnie poruszała, droga którą musiała przebyć, próby którym została poddana – to wszystko było głęboko poruszające i wywoływało masę emocji. I choć polubiłam ją od pierwszej strony, to był ktoś, kogo polubiłam zdecydowanie bardziej. Chodzi o Malowanego Człowieka. Autorka stworzyła fenomenalną postać, która w moim odczuciu jest tak dobra jak Sorcha, która to niezmiennie jest dla mnie najlepszą postacią kobiecą o jakiej czytałam. Liadan również skradła moje serce, choć muszę przyznać, że była ciut za bardzo idealna, jakby nie miała ani jednej wady.
Zabrakło mi za to rozwinięcia wątku Niamh, starszej siostry Liadan. Początkowo jej nie lubiłam, zalazła mi za skórę swoim egoizmem. Ale z czasem jej los ogromnie mnie poruszył, złamał serce i uważam, że za mało poświęcono jej czasu, a to naprawdę wyjątkowa postać. 

„Syn Cieni” jest opowieścią przepiękną, ukazującą po raz kolejny siłę kobiet, ich odwagę i determinację. Ale jest również opowieścią o tolerancji, przebaczeniu i walce o siebie. Jest też bardzo trudną historią o samoakceptacji i tym jak bardzo można mieć zatrutą duszę, gdy nie wierzy się, że jest się wartym szacunku.
To wszystko sprawiało, że Syn Cieni nie był łatwą lekturą wbrew pozorom. Ta książka porusza niesamowicie trudne tematy i choć robi to sięgając po fantastykę, to ich wydźwięk jest ogromny. 


Autorka potrafi niesamowicie kreować swoich bohaterów i nie inaczej jest w drugiej części. Tak jak pisałam, może i Liadan była dla mnie zbyt idealna, ale nie zmienia to faktu, że sama postać jest nakreślona wyśmienicie. Tak samo zresztą jak pozostali bohaterowie, ci dobrzy, źli czy niejednoznaczni. Żałowałam trochę, że pani Marillier nie dała nam więcej czasu z bandą Malowanego Człowieka. Historie tych ludzi były bardzo ciekawe, a panujące pomiędzy nimi relacje i to jak funkcjonowali w bandzie było intrygujące.
I choć chciałabym czegoś więcej, jakiegoś bohatera czy wątku, to jest to moje czytelnicze pragnienie. W żaden sposób nie rzutuje to na powieść, która jest wybitna. Nie są to wady, tylko coś, o czym chętnie przeczytałabym więcej. 

„Syn Cieni” to wspaniała kontynuacja Córki Lasu, utrzymana na takim samym wysokim poziomie. I choć historia Sorchy i Rudego chyba zawsze będzie dla mnie numerem jeden, to Syn Cienie jest jej godną kontynuacją. Twórczość pani Juliet Marillier to dla mnie czytelnicze objawienie. Polecam gorąco każdemu.

Czytajcie, naprawdę warto.

 


sobota, 21 sierpnia 2021

"Żelazny wilk" Siri Pettersen

 "Żelazny Wilk" to pierwsza książka z serii "Vardari", odrębnego cyklu, którego


akcja toczy się w uniwersum poprzedniej trylogii aktorki czyli  "Kruczych pierścieni".
Główną bohaterką jest Juva, która nienawidzi czytających z krwi, wieszczek, które otaczane są czcią i uznaniem, ale zazwyczaj są oszustkami. Juva ma o tym pojęcie, bo sama pochodzi z rodu czytających z krwi – najpotężniejszego rodu.
Przysięgła, że nigdy nie stanie się jedną z nich i dotrzymuje obietnicy – do czasu. Gdy jednak jej rodzinie zaczynają zagrażać vardari i tajemnica, która może zmienić wszystko, Juva zostaje uwikłana w wydarzenia, które na zawsze zmienią nie tylko świat, ale i ją samą. 

Długo czekałam na nową powieść pani Pettersen. Byłam ogromnie ciekawa, co tym razem dostanę od niej, czy znów coś w klimacie Kruczych Pierścieni. Ucieszyłam się, że autorka wróciła do stworzonego przez siebie uniwersum. Ale niech was to nie zmyli, tym razem, mimo że uniwersum jest to samo, to świat do jakiego trafiamy jest całkiem inny, inna jest też magia i wszystko co jest budulcem tego świata. Jedno za to jest niezmienne, surowy klimat, pewna surowość w bohaterach i otaczającej ich rzeczywistości. 

Autorka postawiała na dość długie wprowadzenie, co dla mnie jest ogromną zaletą, dzięki temu gdy akcja nabiera rozpędu, wiem już wszystko co powinnam o bohaterach i ich miejsca w świecie, ich przeszłości i teraźniejszości. Oczywiście jest wiele tajemnic do odkrycia, wiele wątków, które dopiero się klarują. Ale uwierzcie, nie sposób się od tej książki oderwać, bo historia jest niesamowita, wielowątkowa i wciągająca. 

Sami bohaterowie są bardzo dobrze wykreowani. Ale żeby ich zrozumieć, zdecydować czy się ich lubi czy wręcz przeciwnie, trzeba dać im szansę i czas, żeby ich poznać. Wszystko w tej książce jest ważne, nie ma tu zbędnych „zapychaczy” fabuły, a nawet jeśli coś nie wydaje się istotne, pod koniec książki dostrzega się, że jednak było to coś ważnego autorka sprawnie łączy ze sobą wątki, misternie tka swoją opowieść i roztacza przed czytelnikiem tajemnice i zagadki, z którymi przyjdzie się zmierzyć bohaterom.  

Klimat tej powieści jest niesamowity i nie mam tu na myśli jedynie magii czy nieśmiertelnych istot, które skrywają niesamowite tajemnice. Jest coś w twórczości pani Pettersen i w tej powieści również, co sprawia, że gdy się czyta jej książki, w myślach ma się obraz mroźnej i ciemnej północy w Norwegii, czuje się determinację bohaterów, ich zmagania z radzeniem sobie w niełatwych warunkach, w świcie, który bywa nieprzyjazny i wymagający sił i odwagi. 


Juva mimo młode wieku bynajmniej nie jest rozkapryszoną dziewczynką, czy butnie-arogancką nastolatką. Jest młoda, ale doświadczona przez życie. Jest młoda, ale mądra, choć nie wolna od błędów, które niejako wymusza jej wie. Jest młoda, ale ma w sobie hart ducha, siłę i odwagę. I mimo strachu, który czuje, jest nieulękła. Ogromnie podoba mi się ta bohaterka, uważam, że bardzo się autorce udała. Zresztą postacie drugoplanowe, albo i te główne, ale pojawiające się później, są niesamowicie wyraziste i pełnokrwiste.  Co ważne, mimo, że człowiek ma jakieś swoje podejrzenia, to naprawdę autorka potrafi zaskoczyć. Gdy już zaczyna się ją podejrzewać o wpadnięcie w schematy, okazuje się, że nic z tych rzeczy. Jest tu powiew świeżości, który mimo surowego klimatu, rozgrzewa czytelnicze serce.
Nie mogę się doczekać kolejnej części. Ogromnie lubię ten dopracowany styl autorki, jej wyobraźnię i pomysłowość. 
Jeśli nie znacie jej twórczości, gorąco polecam. To świetna przygoda w niesamowitym świecie.

 


środa, 18 sierpnia 2021

"Dom nad jeziorem" Ella Carey z księgarni TaniaKsiazka.pl

 „Dom nad jeziorem” Elli Carey, to drugi to trylogii paryskiej autorki. Gdy


czytałam o niej w zapowiedziach na Tania Książka - literatura kobieca spodobał mi się opis fabuły. Lubię historie obyczajowe z tajemnicami z przeszłości w tle.
Akcja rozgrywa się w Niemczech, gdy amerykanka Anna, na prośbę swojego dziadka, jedzie do tego kraju, do jego rodowej rezydencji, którą jego rodzina opuściła w obawie przed sowietami. Dziadek prosi wnuczkę żeby odnalazła coś, co tam w 1940 roku zostawił.
Anna się zgadza i wyrusza w podróż, a szukając tajemniczego przedmiotu, poznaje Willa, prawnika i człowieka, który pomoże jej odkryć przeszłość. 

Zacznę od tego, że sięgnęłam po tą książkę totalnie nie pamiętając, że czytałam pierwszą cześć trylogii paryskiej. Gdyby tak było, zapewne odpuściłabym sobie lekturę. Tom pierwszy nie zrobił na mnie zbyt dobrego wrażenia. Ale nazwisko autorki uleciało mi z pamięci i tak oto sięgnęłam po tą powieść.

Akcja dzieje się dwutorowo, w 2010 roku i w okresie przed i w trakcie II WŚ. Lubię takie zabiegi, więc to uznaję za zaletę książki. Gdy czytałam o Annie i jej dziadku, mimo, że niektóre sytuacje były przedstawione bardzo ckliwie, to nie miałam problemu, aby wciągnąć się w lekturę. Ale gdy pojawił się pierwszy rozdział rozgrywający się w latach przedwojennych, od razu zorientowałam się, że dotyczy on w większości bohaterów opisanych w poprzednim tomie. Autorka powróciła do odkrytego po 70 latach apartamentu w Paryżu i jego mieszkanek. Tym razem tylko opowiadała historię Isabelle, a nie jej babki. I powiem Wam, że dla mnie to był niesamowity minus, bo po poprzedniej części wiadomo jak zakończyły się losy Isabelle, co ją spotkało. Nie było żadnego zaskoczenia, żadnej tajemnicy. Przez to ta linia czasowa nie była dla mnie ciekawa, co więcej, chwilami mnie nużyła. Co prawda Max -  dziadek Anny jest postacią nową, ale nie trudno było się domyśleć co nim powodowało, co doprowadziło go do takich a nie innych życiowych wyborów i decyzji. 
I choć autorka przyłożyła się do opisania tamtych wydarzeń, ja byłam mocno zniechęcona. 


Jeśli chodzi o wątek dziejący się w 2010 roku, to był on nawet ciekawym,  choć znów – chwilami ckliwy i przewidywalny. Mimo to autorka lepiej zobrazowała swoich bohaterów niż tych w pierwszym tomie i byli oni bardziej przekonywujący. I choć nie było żadnych dramatycznych wydarzeń, a cała opowieść o Annie zaliczyć można raczej do letniej herbaty, niż mocnego i gorącego espresso, to jednak była ona przyjemna w odbiorze i dobrze mi się ją czytało. Nie byłam zaskoczona, łatwo było się domyślić co i jak się potoczy. A mimo to uważam, że Dom nad jeziorem jest lepszą książką niż pierwszy tom. 
Gdyby nie „odgrzewanie” tematu i bohaterów z pierwszego tomu, jestem pewna, że powieść podobałaby mi się bardziej. Autorka ma talent do snucia nieśpiesznych opowieści i całkiem przyjemny styl.

Czy sięgnę po finalny tom? Jeśli znów będzie dotyczył tych samych bohaterów, to zapewne nie. I żeby było jasne, to nie jest zła powieść, po prostu uważam, że gdyby byli w niej całkiem inni bohaterowie, których spotyka to, co spotkało Isabelle i Maxa, to książka by na tym zyskała i była ciekawsza. Czytałoby się z ciekawością, bo nie byłoby wiadomo od razu, jak się wątek z lat wojennych zakończy. 

Czy polecam?
Uważam, że każdy powinien wyrobić sobie własną opinię, więc na pewno nie odradzam. 


wtorek, 17 sierpnia 2021

Seria Papierowy Mag autorstwa Charlie N. Holmberg

 Papierowy Mag to cykl książek autorstwa Charlie N. Holmberg i jednocześnie


tytuł pierwszego tomu. Drugi to Szklany Mag, a trzeci to Arcymag. Ponad rok temu zauroczyła mnie okładka pierwszej części i kupiłam bez zastanowienia, po drodze dokupując tom drugi. Ale zanim ukazał się trzeci, wlazłam na grupę o fantastyce i poszukałam opinii o serii. 
I znalazłam.
Same negatywne, w sensie, że nic szczególnego, że słaba, że nudna i w ogóle szkoda czasu. I odstawiłam Papierowego Maga na najniższą półkę regału i zapomniałam o książce.
Niedawno jak zwykle miałam dylemat co wziąć do czytania, spojrzałam, a tam kurzy się powieść pani Holmberg. Jakaś przekorność sprawiła, że postanowiłam zacząć ją czytać.
I wiecie co?
Okazało się, że to moje odkrycie roku. Prawdziwa perełka, cudo czarujące fabułą, stylem i klimatem. I bohaterami. 

To tyle tytułem wstępu.
Oczywiście szybko dokupiłam trzeci tom, bo jak łatwo się domyślić, drugą część pochłonęłam żarłocznie. 
Historia opowiadana przez autorkę to opowieść o Ceony, która kończy szkołę magii i trafia na praktyki do Maga Emery’ego Thane’a. I choć młoda kobieta liczyła na inną specjalizację niż mag papieru, to z biegiem dni zaczyna się przekonywać do decyzji szkoły i do ekscentrycznego Emery’ego.

Co będzie się działo potem, oczywiście nie napiszę, bo nie chcę zdradzać za wiele. Dodam tylko, że w tej powieści będą się dziać rzeczy niesamowite, pełne magii i zaskakujących zwrotów akcji. A wszystko zostanie doprawione leciutką jak mgiełka szczyptą romansu, który jednak nie stoi tu na pierwszym miejscu. Wszystkie trzy tomy są dla mnie fenomenalne. Zmiany jakie dokonują się w Ceony i Emerym są pięknie pokazane. Autorka w sposób niezwykle obrazowy pokazuje ich charaktery, przeszłość, nadzieje na przyszłość.  Potrafi tak cudownie pisać o emocjach bez zbędnego patosu czy ckliwości, oszczędnie i subtelnie, że nie da się nie zachwycać. Nie wszystko jest tu bezceremonialnie podane na tacy, są niuanse w które należy się wczytać, zanurzyć w świat Papierowego Maga i poczuć ten wyjątkowy, roztaczany przez autorkę klimat. 


Swoją opowieść autorka snuje niespiesznie, zwracając uwagę na szczegóły, zanurzając się w historię zamiast prześlizgiwać się po jej powierzchni. To wbrew pozorom wcale nie tak częsta umiejętność, więc ogromnie ją doceniłam i dałam się oczarować. Cała seria, to wspaniała opowieść o determinacji, poświęceniu, przyjaźni, odwadze i miłości.  Zaskakująca, świeża i wciągająca. Jej bohaterowie są wspaniale i wiarygodnie wykreowani i naprawdę nie da się ich nie lubić.

Tak jak pisałam, seria Papierowy Mag Charlie N. Holmberg to dla mnie czytelnicze odkrycie roku i nie mogę się doczekać czwartej części serii, która ma się ukazać późną jesienią. 
Jestem zakochana w tej opowieści i jej bohaterach.

Gorąco polecam!


środa, 11 sierpnia 2021

"Magia triumfuje" Finalny tom serii o Kate Daniels autorstwa Ilony Andrews

 „Magia triumfuje” to dziesiąty i zarazem finalny tom serii o Kate Daniels


autorstwa Ilony Andrews. Ta seria, to moje ulubione urban fantasy, które ma w sobie wszystko co najlepsze z gatunku plus wiele więcej. Byłam ciekawa jak autorzy pozamykają wszystkie wątki, przede wszystkim ten związany z Rolandem. Bo nie ma co ukrywać, w 9 tomie nic nie zapowiadało rychłego rozwiązania problemów Kate z ojcem. A bałam się, że autorzy zrobią coś na szybko i po łebkach.
Oj, ta moja niewiara! Powinnam była zaufać pisarzom i czytać bez obaw, bo wszystko co się rozegrało w tej powieści idealnie podsumowało całą serię, a wątki, które czekały na zamknięcie, podomykano w sposób idealnie dopasowany, bez pośpiechu, bez sztuczności i wymyślania niestworzonych rzeczy. 

Jeśli doczytaliście do finalnego tomu, to znak, że jesteście fanami tak samo jak ja. A to oznacza, że doskonale wiecie jak plastycznym językiem operuje Ilona Andrews, jak tworzy barwny świat i pełnokrwistych bohaterów.  Do tego, co podkreślam przy każdym tomie, wplata w fabułę postacie z różnych mitologii i wierzeń i robi to wspaniale. Kreuje swój świat i jego mieszkańców jakby od niechcenia, lekką ręką, ale widać w tym ogrom pracy włożony w research.
Od pierwszego tomu byłam tym zachwycona, zwłaszcza tą nutką rosyjskiej melancholii, którą da się wyczuć od samego początku.  

Jeśli chodzi o prowadzenie fabuły i rozwiązania, to przyznaję – nie raz zostałam zaskoczona. I w swoim przekonaniu, że domyślam się wszystkiego dostałam prztyczka w nos, bo okazało się, że jest całkiem inaczej, oczywiście zdecydowanie lepiej. Akcja jest wzorem poprzednich tomów niesamowicie dynamiczna, jest krwawo, ale z Kate nie może być inaczej, jest o miłości, jest o lojalności i przyjaźni. I zdradzie. O tym też.
Wszystko splata się ze sobą we wspaniały obraz malowany przed czytelnikami przez dziesięć tomów tej wyjątkowej serii. 

„Magia triumfuje” to tom zamykający historię skupiającą się na Kate i Curranie. I uważam, że to dobrze. Tutaj wybrzmiało już wszystko, ale nie oszukujmy się, ten świat jest tak dobrze zbudowany, że aż się prosi o kolejne książki, tym razem skupiające się na innych postaciach (oczywiście w USA są, ale coś nasza FB się obija w tym temacie). Autorzy mają niesamowite pomysły i lekkie pióro, potrafią wciągnąć w swoją opowieść i nie puszczać. Coś takiego nie może się zmarnować. 


Wierzę, że następne powieści od Ilony Andrews pojawią się u nas i nadal będę mogła się cieszyć z ich pracy i talentu. Lubię urban fantasy, ale musi być dobre, spójne i wciągające, ze świetnymi postaciami. I seria o Kate Daniels właśnie taka jest. Ma w sobie wszystko co najlepsze i wiele więcej.
Więc jeśli jeszcze nie znacie tego cyklu, to gorąco zachęcam do sięgnięcia. Przyznaję, kilka lat temu, gdy wydawca wznowił serię, sama byłam sceptycznie nastawiona, no bo tylko zachwytów, tyle pochwał… 
I wiecie co? Głupia byłam z tym swoim uprzedzeniem! Bo ta seria naprawdę zasługuje na te wszystkie pochwały i zachwyty. 

Tak więc, bierzcie się za te książki i czytajcie. I bawcie się dobrze, śmiejcie, wzruszajcie i czerpcie z czytania radość. Jestem pewna, że tak właśnie będzie.

Polecam.


wtorek, 10 sierpnia 2021

"Bibliotekarka z Paryża" Janet Skeslien Charles z księgarni TaniaKsiazka.pl

 „Bibliotekarka z Paryża”  autorstwa Janet Skeslien Charles, to kolejna powieść z


akcją osadzoną w czasach II WŚ. Rozpoczyna się w Paryżu, w przededniu wojny, gdy młoda Odile dostaje wymarzoną pracę w Amerykańskiej Bibliotece. Młoda dziewczyna kocha książki, kocha tą bibliotekę, więc jest to dla niej spełnienie marzeń.  W swojej pracy poznaje wielu wspaniałych ludzi, nawiązuje przyjaźnie. Ale widmo wojny zbliża się nieodwracalnie, a gdy Paryż trafia pod niemiecką okupację, nic już w życiu Odile nie będzie takie samo. 

Zacznę od tego, że książek z tego gatunku i osadzonych w realiach II WŚ czytałam sporo. Lubię takie opowieści, zwłaszcza gdy oparte są na prawdziwych wydarzeniach, tak jak w tym przypadku. Czytając o tym co się działo w tak strasznych czasach, ile odwagi i męstwa ludzie w sobie mieli, ale i ile zła ta straszna wojna wyciągnęła z niektórych, można wyciągnąć naukę na przyszłość. Historia Odile i pozostałych bohaterów tej powieści, to przede wszystkim historia ludzi i tego jak radzili sobie w tych potwornych czasach. To historia różnych zachowań, różnych reakcji i podejmowanych decyzji. To opowieść o poświęceniu, miłości, ale i zdradzie i czarnych sercach, w których nienawiść znalazła żyzny grunt do rozkwitu. To również opowieść o książkach i o tym ile potrafiły dać wytchnienia w czasach, gdy teraźniejszość była tylko walką o przetrwanie. 

Akcja powieści biegnie dwutorowo, w trakcie okupacji Paryża podczas wojny i w latach osiemdziesiątych w stanach zjednoczonych. Ale w obu liniach koncentruje się na Odile, to ona jest jej filarem. W współczesnej linii czasowej poznajemy również historię nastoletniej Lily i jej rodziny, której życie splecie się z życiem Odile, starszej, zdystansowanej sąsiadki.
Fabuła w obu liniach czasowych jest bardzo wciągająca i nietrudno przepaść dla świata podczas czytania. I co ważne, obie linie czasowe są tak samo dobrze napisane, ich bohaterowie są tak samo dobrze nakreśleni. Jest to zasługa tego, że autorka skupia się na ludziach, na relacjach jakie ich łączą, na tym co czują, na ich decyzjach i przeżyciach. Nie epatuje brutalnością, aby pokazać grozę wojny, ale pokazuje co ta wojna robiła z ludźmi. Ile im odbierała, ale i czego nie potrafiła zniszczyć, nadziei i wiary, prawdziwych przyjaźni i więzi mocniejsze niż okrucieństwo wojny. 

Jeśli chodzi o kreację bohaterów, to jest to naprawdę mocna strona tej powieści. Są oni przedstawieni bardzo wiarygodnie i realistycznie, a w posłowiu autorka wytłumaczyła, kto jest postacią historyczną, jakie fakty zmieniła i dopasowała do fabuły. Bohaterowie tej powieści nie są biało-czarni. Nie znajdziecie tu wyświechtanych schematów czy z góry narzuconych odczuć wobec postaci. Będziecie musieli sami wyrobić sobie o nich zdanie, zrozumieć ich postępowanie, zdecydować co względem nich czujecie. W niektórych przypadkach będzie to łatwe, w niektórych wręcz odwrotnie. Ale żaden bohater tej książki nie pozostawi Was obojętnych. 


Książka wg mnie jest jedną z lepszych w swoim gatunku i ogromnie się cieszę, że ją przeczytałam. Gdy wypatrzyłam ją na stronie księgarni Tania Książka.pl w dziale powieści zagranicznych, w pierwszej chwili pomyślałam, że to już było, że takich historii było mnóstwo. A jednak coś mnie popchnęło do tej lektury i uwierzcie, nie żałuję ani minuty spędzonej z tą powieścią. To pięknie napisana, chwilami bolesna, chwilami pełna nadziei opowieść o ludziach, którzy postanowili przeciwstawić się złu, o nadziei i miłości w czasach, gdy rozpacz i śmierć przetaczały się niepowstrzymaną falą po świecie. To opowieść o tym, że walczyć można nie tylko na polu bitwy i z karabinem w ręku, a odwaga przybiera różne oblicza.

Ogromnie polecam tą pełną emocji powieść, czytajcie, bo naprawdę warto.



czwartek, 5 sierpnia 2021

"Teraz twój ruch" Kristen Callihan

 „Teraz twój ruch” to trzeci tom serii Game on autorstwa Kristen Callihan.


Poprzednie dwa tomy podobały mi się choć, drugi mniej niż pierwszy. Ciekawa zatem byłam, jak przyjmę opowieść o Ethanie i Fionie. Już w poprzednich częściach Dex mnie intrygował, małomówny, opanowany, skryty. I gdy tylko zaczęłam czytać jego historię „Teraz twój ruch” szybko stała się moją ulubioną częścią serii. 

Nie wiem co takiego jest w Ethanie, ale od pierwszej strony skradł moje serce. Może to jego stoicki spokój, a może poważne podejście do życia. Dość tego, że pokochałam go od pierwszych stron i do końca powieści nic się nie zmieniło. Co do Fiony, to różnie z tym bywało, chyba nadal moją ulubioną postacią żeńską jest Anna, choć koniec końców i z Fioną się polubiłam. Jak zwykle pojawiają się tutaj bohaterowie poprzednich tomów i jest to serio, bardzo fajny zabieg, bo mogłam się dowiedzieć, co się u nich dzieje. Autorka bardzo dobrze nakreśliła charaktery i osobowość głównej pary, do tego postacie drugoplanowe, które już znamy i te nowe, również dostają prawo głosu. Są świetnym uzupełnieniem historii Ethana i Fiony, pokazują również, że niektóre więzi potrafią przetrwać nawet odległość i czas. 

Akcja jest bardzo dynamiczna i gna do przodu nie pozostawiając czasu na nudę. Wszystko kręci się wokół wątku miłosnego, ale autorka wplata również elementy poważniejsze, jak odnalezienie swojego miejsca na ziemi, pogodzenie się ze swoimi słabościami i zdobycie się na odwagę, aby zmienić swoje życie i pozwolić sobie podążać za marzeniami. Jest tu również wpleciony wątek o tym, jak w dzisiejszych czasach social media potrafią zniszczyć człowiekowi życie, zaszczuć go i doprowadzić na skraj wytrzymałości psychicznej. Wszystko to wplecione jest w opowieść o miłości i idealnie się z nią komponuje. Oczywiście jak na serię Game on przystało, książka pełna jest scen erotycznych. Jest namiętnie, mocno pikantnie i obrazowo. Ale co ważne, nie jest wulgarnie i seks nie jest opisywany dla seksu, ale jest konsekwencją uczuć, jakie się rodzą pomiędzy bohaterami. 


Całość utrzymana jest w klimacie poprzednich części, choć muszę przyznać, że trzecia część jest moją ulubioną. Zapewne to za sprawą Ethana, choć podczas czytania odniosłam wrażenie, że ten tom jest ciut poważniejszy. Nie sprawdzałam, czy ta część jest ostatnią, czy może będą jeszcze kolejne, ale jeśli tak to na pewno po nie sięgnę. Mimo słabszego wg mnie drugiego tomu, autorka trzecim pokazała, że ma talent i nie zawaha się go użyć. Historia Dexa i Fiony naprawdę mi się podobała, napisana jest w lekkim stylu, obrazowo i w sposób, który porusza wyobraźnię. 

Jestem wierną fanką twórczości Kristen Callihan, uważam, że do „Zwykłego” romansu zawsze potrafi wpleść i poruszyć wartościowe i ważne wątki i robi to naprawdę dobrze.

Polecam.


wtorek, 3 sierpnia 2021

"Scholomance. Mroczna wiedza" Naomi Novik

 „Scholomance. Mroczna wiedza” to pierwsza część nowej serii Naomi Novik.


Opowiada o szkole magii, ale niech was nie zwiedzie wyobrażenie narzucone przez Hogwart. W szkole pani Novik nie ma nauczycieli, wakacji ani przyjaźni. Jest za to wysokie ryzyko, że nie wyjdziecie z niej żywi, bo najważniejsze jest tu przetrwanie do jej końca i w dniu zakończenie opuszczenie ją na własnych nogach, z tętnem i bijącym sercem.
Dlaczego? Bo w tej szkole roi się od potworów, które czyhają na każdego ucznia, który zapuści się w jej korytarze czy sale samotnie, wejdzie nie tam gdzie powinien czy niedokładnie zabezpieczy swój pokój.
Galadriel Higgins, zwana El jest samotniczką, posiadającą ogromną moc. Mogłaby bez trudu pozbyć się potworów, problem jest jednak taki, że razem z nimi zapewne pozbyłaby się również wszystkich innych uczniów. W szkole nie ma przyjaźni, a El to pasuje. 
Do czasu…

Jeśli myślicie, że Scholomance to taki drugi Harry Potter, to zapomnijcie o tych bzdurnych porównaniach. Ta książka jak i szkoła magii są zupełnie inne i wkurza mnie takie przypinanie łatek, które w dodatku nijak się mają o rzeczywistości. Bo oczywiście, szkoła jest tu bardzo ważna, w końcu to w niej rozgrywa się cała akcja, ale to nie jest najważniejszy element powieści.
Są nim bohaterowie, to co przeżywają, co się z nimi dzieje. Najważniejsza jest tu historia ich odwagi, strachu, poszukiwania akceptacji i wbrew wszystkiemu – przyjaźni. To historia o poświeceniu dla innych w miejscu gdzie największe szanse na przeżycie mają egoiści.
Jest to przecudowna opowieść o młodych ludziach, zostawionych samym sobie w miejscu, gdzie na każdym kroku coś im zagraża i choć posiadają różne magiczne zdolności, ich przeżycie nie będzie od nich zależało, ale od ich determinacji, odwadze i jak się okaże wspólnemu działaniu. 

Swoich bohaterów pani Novik wykreowała wspaniale. Zresztą od czasu gdy kilka lat temu przeczytałam jej pierwszą powieść, jestem zdania, że tworzenie postaci to wyjątkowo mocny atut autorki. Potrafi stworzyć ich tak naturalnie i wiarygodnie, oddać ich charakter, wszelkie rządzące nimi emocje, motywacje i pragnienia i lęki, że ma się wrażenie, że to nie są postaci fikcyjne.
Nasza bohaterka mimo, że wyszczekana i sarkastyczna, nie jest arogancką dziewoją, które tak mnie irytowały w licznych młodzieżówkach. To ciekawa postać, twarda, odważna, ale i samotna. Nie sposób jej nie lubić, tak samo zresztą jak pozostałych bohaterów. 

Również umiejętność tworzenie wyjątkowo barwnego świata, to u pani Novik coś, co zasługuje na uznanie. Czy to będzie baśniowy Bór, czy szkoła mrocznej magii – jest to jednakowo pełen detali świat, w którym człowiek przepada od pierwszej strony.


Akcja jest tu niesamowicie dynamiczna, ale nie martwcie się, nie dostaniecie zadyszki, nie ma tu pourywanych za wcześnie wątków, wszystko się płynnie ze sobą łączy i zazębia. Mimo, że jest szybko, nie jest wcale po łebkach. Naomi Novik potrafi pisać niesamowicie plastycznie, oddać klimat kreowanej rzeczywistości i nadać mu wyraźny rys.
Wszystko w tej powieści jest ważne, każda postać ma prawo głosu i swoja historię. Nie znajdziecie tu postaci służących jedynie do wypełnienia luki, bez znaczenia dla fabuły. Wszystko jest ważne.

Sama fabuła jest zaskakująca, nieprzewidywalna i wciągająca od pierwszego zdania. Czytając tą książkę, czułam mrok zalegający na szkolnych korytarzach, obawy przed tym, co może mnie tam spotkać i nadzieję, że jednak wyjdę z tego wszystkiego żywa. Tak pisać, aby czytelnik tak mocno wczuł się w opowiadaną przez autora historię, to nie każdy potrafi, ale pani Novik zdecydowanie tak.
Książka ma tylko jedną wadę – jest krótka i za szybko się kończy. A ja nie mogę się doczekać drugiego tomu, tym bardziej patrząc na to, jak kończy się pierwszy. 

Jeśli jeszcze nie znacie tej powieści, gorąco zachęcam do sięgnięcia po nią. To niesamowita opowieść.