poniedziałek, 23 sierpnia 2021

"Syn Cieni" Juliet Marillier

 „Syn Cieni” to drugi tom serii Siedmiorzecze autorstwa Juliet Marillier. Wracamy


w nim do dobrze znanego nam z pierwszego tomu świata i rodziny Sorchy. W tym tomie jednak to nie ona jest główną postacią, a jej młodsza córka Liadan. Choć akcja skupia się na niej, autorka tka opowieść o  wszystkich bohaterach, Sorchy i jej braci, Rudego, Niamh oraz nowych postaci, które pojawiają się dopiero w tym tomie, czyli Malowanego Człowieka i jego bandy. Byłam zachwycona tym, że w drugim tomie pojawią się wszyscy bohaterowie, których tak polubiłam w pierwszej części. 

Akcja powieści rozwija się powoli, przez tą opowieść się płynie i wciąż chce się więcej i więcej. Język, styl, sposób budowanie opowieści są tak wspaniałe, że tą historią się żyje, zatraca się w niej i ma się przekonanie, że śledzi się wszystko z boku, a nie z kart powieści.
Tak samo jak Córka Lasu, ta część jest niesamowicie nostalgiczna i melancholijna. Bardzo dużo jest tu nawiązań do starych opowieści, legend i podań, autorka kładła w tym tomie na to bardzo duży nacisk. Te opowieści są ważnym elementem historii. 

Sama fabuła jest dla mnie absolutnie cudowna, historia Liadan mocno mnie poruszała, droga którą musiała przebyć, próby którym została poddana – to wszystko było głęboko poruszające i wywoływało masę emocji. I choć polubiłam ją od pierwszej strony, to był ktoś, kogo polubiłam zdecydowanie bardziej. Chodzi o Malowanego Człowieka. Autorka stworzyła fenomenalną postać, która w moim odczuciu jest tak dobra jak Sorcha, która to niezmiennie jest dla mnie najlepszą postacią kobiecą o jakiej czytałam. Liadan również skradła moje serce, choć muszę przyznać, że była ciut za bardzo idealna, jakby nie miała ani jednej wady.
Zabrakło mi za to rozwinięcia wątku Niamh, starszej siostry Liadan. Początkowo jej nie lubiłam, zalazła mi za skórę swoim egoizmem. Ale z czasem jej los ogromnie mnie poruszył, złamał serce i uważam, że za mało poświęcono jej czasu, a to naprawdę wyjątkowa postać. 

„Syn Cieni” jest opowieścią przepiękną, ukazującą po raz kolejny siłę kobiet, ich odwagę i determinację. Ale jest również opowieścią o tolerancji, przebaczeniu i walce o siebie. Jest też bardzo trudną historią o samoakceptacji i tym jak bardzo można mieć zatrutą duszę, gdy nie wierzy się, że jest się wartym szacunku.
To wszystko sprawiało, że Syn Cieni nie był łatwą lekturą wbrew pozorom. Ta książka porusza niesamowicie trudne tematy i choć robi to sięgając po fantastykę, to ich wydźwięk jest ogromny. 


Autorka potrafi niesamowicie kreować swoich bohaterów i nie inaczej jest w drugiej części. Tak jak pisałam, może i Liadan była dla mnie zbyt idealna, ale nie zmienia to faktu, że sama postać jest nakreślona wyśmienicie. Tak samo zresztą jak pozostali bohaterowie, ci dobrzy, źli czy niejednoznaczni. Żałowałam trochę, że pani Marillier nie dała nam więcej czasu z bandą Malowanego Człowieka. Historie tych ludzi były bardzo ciekawe, a panujące pomiędzy nimi relacje i to jak funkcjonowali w bandzie było intrygujące.
I choć chciałabym czegoś więcej, jakiegoś bohatera czy wątku, to jest to moje czytelnicze pragnienie. W żaden sposób nie rzutuje to na powieść, która jest wybitna. Nie są to wady, tylko coś, o czym chętnie przeczytałabym więcej. 

„Syn Cieni” to wspaniała kontynuacja Córki Lasu, utrzymana na takim samym wysokim poziomie. I choć historia Sorchy i Rudego chyba zawsze będzie dla mnie numerem jeden, to Syn Cienie jest jej godną kontynuacją. Twórczość pani Juliet Marillier to dla mnie czytelnicze objawienie. Polecam gorąco każdemu.

Czytajcie, naprawdę warto.

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz