„Magia triumfuje” to dziesiąty i zarazem finalny tom serii o Kate Daniels
autorstwa Ilony Andrews. Ta seria, to moje ulubione urban fantasy, które ma w sobie wszystko co najlepsze z gatunku plus wiele więcej. Byłam ciekawa jak autorzy pozamykają wszystkie wątki, przede wszystkim ten związany z Rolandem. Bo nie ma co ukrywać, w 9 tomie nic nie zapowiadało rychłego rozwiązania problemów Kate z ojcem. A bałam się, że autorzy zrobią coś na szybko i po łebkach.
Oj, ta moja niewiara! Powinnam była zaufać pisarzom i czytać bez obaw, bo wszystko co się rozegrało w tej powieści idealnie podsumowało całą serię, a wątki, które czekały na zamknięcie, podomykano w sposób idealnie dopasowany, bez pośpiechu, bez sztuczności i wymyślania niestworzonych rzeczy.
Jeśli doczytaliście do finalnego tomu, to znak, że jesteście fanami tak samo jak ja. A to oznacza, że doskonale wiecie jak plastycznym językiem operuje Ilona Andrews, jak tworzy barwny świat i pełnokrwistych bohaterów. Do tego, co podkreślam przy każdym tomie, wplata w fabułę postacie z różnych mitologii i wierzeń i robi to wspaniale. Kreuje swój świat i jego mieszkańców jakby od niechcenia, lekką ręką, ale widać w tym ogrom pracy włożony w research.
Od pierwszego tomu byłam tym zachwycona, zwłaszcza tą nutką rosyjskiej melancholii, którą da się wyczuć od samego początku.
Jeśli chodzi o prowadzenie fabuły i rozwiązania, to przyznaję – nie raz zostałam zaskoczona. I w swoim przekonaniu, że domyślam się wszystkiego dostałam prztyczka w nos, bo okazało się, że jest całkiem inaczej, oczywiście zdecydowanie lepiej. Akcja jest wzorem poprzednich tomów niesamowicie dynamiczna, jest krwawo, ale z Kate nie może być inaczej, jest o miłości, jest o lojalności i przyjaźni. I zdradzie. O tym też.
Wszystko splata się ze sobą we wspaniały obraz malowany przed czytelnikami przez dziesięć tomów tej wyjątkowej serii.
„Magia triumfuje” to tom zamykający historię skupiającą się na Kate i Curranie. I uważam, że to dobrze. Tutaj wybrzmiało już wszystko, ale nie oszukujmy się, ten świat jest tak dobrze zbudowany, że aż się prosi o kolejne książki, tym razem skupiające się na innych postaciach (oczywiście w USA są, ale coś nasza FB się obija w tym temacie). Autorzy mają niesamowite pomysły i lekkie pióro, potrafią wciągnąć w swoją opowieść i nie puszczać. Coś takiego nie może się zmarnować.
Wierzę, że następne powieści od Ilony Andrews pojawią się u nas i nadal będę mogła się cieszyć z ich pracy i talentu. Lubię urban fantasy, ale musi być dobre, spójne i wciągające, ze świetnymi postaciami. I seria o Kate Daniels właśnie taka jest. Ma w sobie wszystko co najlepsze i wiele więcej.
Więc jeśli jeszcze nie znacie tego cyklu, to gorąco zachęcam do sięgnięcia. Przyznaję, kilka lat temu, gdy wydawca wznowił serię, sama byłam sceptycznie nastawiona, no bo tylko zachwytów, tyle pochwał…
I wiecie co? Głupia byłam z tym swoim uprzedzeniem! Bo ta seria naprawdę zasługuje na te wszystkie pochwały i zachwyty.
Tak więc, bierzcie się za te książki i czytajcie. I bawcie się dobrze, śmiejcie, wzruszajcie i czerpcie z czytania radość. Jestem pewna, że tak właśnie będzie.
Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz