wtorek, 3 listopada 2020

"Nas dwoje" Holly Miller

 Joel obiecał sobie, że nigdy się nie zakocha i od tego czasu jest singlem. Ma pewien dar, który sprawia,


że mężczyzna ze wszystkich sił unika głębszych uczuć.  Do czasu aż na swojej drodze spotyka Callie, trzydziestoletnią kobietę, która zawładnie jego sercem i duszą. Która wypełni jego samotny świat swoją cudowną obecnością. Mimo, że od razu zapalają do siebie uczuciem, a ich historia dopiero się zaczyna, Joel już wie, jak ona się zakończy…

Gdy zaczynałam czytać „Nas dwoje” spodziewałam się pewnej konkretnej historii. I jakie było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że moje przewidywania totalnie się rozminęły z tym, o czym napisała autorka. Zacznę od bohaterów, bo to dla mnie był mocny punkt tej powieści. Po pierwsze byli dla mnie niesamowicie wiarygodni i tacy prawdziwi. Widziałam ich charaktery, poznałam ich osobowość, znałam ich słabości i siłę. Miałam możliwość poznać ich uczucia, miłość jaką dzielili, radości i złamane serca. Niecierpliwie chciałam poznać ich losy i zobaczyć, czy ta historia zakończy się happy endem. O tym czy tak się stało, będziecie musieli się dowiedzieć sami, bo tego oczywiście nie zdradzę. 


Jeśli chodzi o fabułę, to byłam nią zaskoczona i chwilami miałam chęć wykrzyczeć autorce prosto w twarz, że nie tego się spodziewałam i nie tego oczekiwałam. Że to nie tak miało być! A jednak to jak pokierowała rozwojem fabuły  Holly Miller idealnie oddało sedno tej powieści, czyli opowieść o prawdziwej i bezinteresownej miłości. O uczuciu tak silnym i wielkim, że dobro osoby, którą się kocha, stało wyżej niż wszystko inne w życiu, łącznie z poświęceniem wszystkiego, aby tylko ukochana osoba była szczęśliwa. Targały mną sprzeczne emocje, bo z niektórymi decyzjami bohaterów nie potrafiłam się pogodzić, niektóre sprawiały, że płakałam razem z nimi, a mimo to uważam, że wszystko w tej powieści jest na swoim miejscu i tak jak być powinno. Czułam emocje, które chciała mi pokazać autorka, a już zakończenie totalnie mnie rozwaliło i wycisnęło łzy, bo powiem Wam, że to jedno z piękniejszych zakończeń jakie dane mi było przeczytać.  

Kolejnym mega plusem jest język jakim posługuje się autorka i jej lekki, plastyczny i soczysty język. Holly Miller pisze o uczuciach z pewną subtelnością, bez zbędnej wulgarności, a fizyczną miłość opisuje pięknie, subtelnie, w sposób poruszający. Naprawdę próżno tu szukać ordynarności w opisach seksu, jest za to cała masa uczuć, a Joel i Callie się ze sobą kochają, nie tylko zaspokajają pożądanie. Było to dla mnie ogromnie cenne, bo ta książka jest tak po prostu piękna i aż trudno uwierzyć, że to debiut. „Nas dwoje” to naprawdę poruszająca i pięknie napisana opowieść o niesamowitej miłości, przeznaczeniu i poświęceniu dla miłości. Szczerze polecam, to jedan z lepszych książek jakie czytałam w tym roku.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz