środa, 13 czerwca 2018

"Wielka samotność" Kristin Hannah

„Wielka samotność” to druga powieść Kristin Hannah, którą przeczytałam. To również zwrot jakim czasem
określa się Alaskę, czterdziesty dziewiąty stan USA.
Byłam ogromnie ciekawa tej książki, poprzednia powieść autorki – Słowik – zrobiła na mnie ogromne wrażenie (pisałam o niej TUTAJ), a Alaska sama w sobie zawsze mnie fascynowała.

Akcja powieści rozpoczyna się w 1974 roku, gdy z wojny w Wietnamie wraca Ernt Allbrgiht, mąż Cory i ojciec Leni.
Ernta dręczą koszmary związane z pobytem w obozie jenieckim, które potęguje alkohol i wybuchowy charakter.
Gdy złe emocje biorą nad nim górę, traci nad sobą panowanie, jest wyrzucany z kolejnej pracy, wszczyna gwałtowne awantury w domu.
Leni ma trzynaście lat i wraz z rodzicami tuła się po Ameryce, nigdzie nie zagrzewając na dłużej miejsca.
Aż pewnego dnia ojciec towarzysza broni Ernta, który zginął w Wietnamie, pisze do niego list i informuje, że jego syn zapisał mu swoją ziemię i dom na Alasce.
Upatrując w tym szansę na nowy start Ernt zabiera rodzinę w dzikie tereny Alaski. Początkowo wszystko układa się dobrze, Ernt się uspokaja, a ciężka praca daje mu satysfakcję. Niestety zima, która trwa miesiącami i kilkunastogodzinna nieustająca ciemność powodują, że stan psychiczny Ernta się pogarsza, a życie Cory i Leni opanuje ciągły strach i niebezpieczeństwo.

Zabierając się za czytanie tej powieści, nie do końca wiedziałam o czym będzie to lektura. Początek powieści rozpoczyna się dość spokojnie, ukazując traumę i strzaskana psychikę weterana wojennego.
Ale nie mija wiele czasu, a autorka pokazuje o czym chce tym razem opowiedzieć czytelnikowi – o toksycznym związku, pełnym okrutnej przemocy domowej, uzależnieniu i strachu przed oprawcą i małej dziewczynce, uwikłanej w ten toksyczny związek rodziców.
Równocześnie pisarka w bardzo plastyczny i obrazowy sposób opisuje życie na Alasce, jego trudy i wyrzeczenia, do których zmusza mieszkających tam ludzi, ten wyjątkowy region.
W skrajnie trudnych warunkach rodzina Allbright zaczyna stawiać swoje pierwsze kroki w nowym miejscu, poznawać sąsiadów i resztę mieszkańców, doświadczają ich serdeczności i bezinteresownej pomocy.
W tamtych latach Alaska była praktycznie niezależna, tam ludzie żyli jak chcieli, wg własnych zasad, nierzadko mieszkając samotnie w głuszy, z dala od innych ludzkich siedzib. Większość domów nie miała prądu ani bieżącej wody, a ich przeżycie było uzależnione od pracy ich rąk.

Bohaterowie, o których pisze autorka, to wspaniale nakreślone postacie i wnikliwy obraz ich osobowości, charakterów, decyzji, wyborów. Śledzimy potęgujące się szaleństwo Ernta, strach i uzależnienie od męża Cory oraz nieustający lęk Leni, która widząc powtarzającą się przemoc wobec matki i jej niezdolność do podjęcia próby wyrwania się z tego toksycznego związku, traci resztki nadziei na normalne życie.
Kristin Hannah w bardzo poruszający sposób ukazuje niekończący się strach matki i córki przed Erntem i przemocą, strach Leni przed tym, że któregoś dnia ojciec w napadzie szalu zabije matkę. Jednocześnie śledzimy uwikłanie Cory w związek z człowiekiem, którego się boi, który ją katuje, który z zapewnieniami o miłości na ustach dopuszcza się wobec niej strasznych rzeczy, a jednak nie jest ona w stanie od niego odejść, przyjąć pomocy sąsiadów, którzy widzą co się dzieje w życiu kobiety.
Jednak czytając o postępowaniu Cory, nie widzimy obrazu głupiej kobiety, która przemoc uznaje za oznakę miłości. Autorka przedstawia czytelnikowi obraz toksycznej miłości, wszechogarniającego strachu i niemożności uwolnienia się od oprawcy.
Jednocześnie w pełen emocji sposób ukazuje ogromną miłość łączącą matkę i córkę, ich wzajemne wspieranie się i walkę o przetrwanie.
Obraz ofiary przemocy domowej i jej oprawcy jest tutaj ukazany bardzo sugestywnie i wiarygodnie. Wzbudza przeogromne emocje i porusza do samego dna duszy. I gdy już byłam pewna jak potoczy się akcja i jak rozwinie się fabuła, autorka wprowadza wątek pierwszej miłości nastoletniej Leni, miłości, która postawi jej życie na głowie, która uzmysłowi dziewczynie, jak wielkie zło wyrządza jej matce i jej samej agresja Ernta.
Ten wątek sprawia, że w pełna niepokoju i lęku o przyszłość młodych zakochanych czytałam kolejne strony, kibicowałam im, chciałam wierzyć, że życie nie może być aż tak okrutne, aby ich w jakikolwiek sposób rozdzielić.
A jednak fakt, że wybranek Leni jest synem człowieka, którego Ernt nienawidzi sprawiał, że z każdym kolejnym rozdziałem czułam coraz większy strach przed tym, co może się wydarzyć, gdy ojciec dziewczyny dowie się o łączącym ją z chłopakiem uczuciu.

Ta powieść jest doskonała i niezwykle poruszająca. Autorka nie bazuje na "rozwalających serce na milion kawałków" zagrywkach, wg których im więcej przeróżnej maści nieszczęść przypada na jednego bohatera, tym lepiej, bo wywoła to prostą, emocjonalną reakcję czytelnika. W tej książce nie trzeba zasypywać czytelnika gradem nieszczęść. Tutaj sama historia, czasem opowiadana niespiesznie, często przeplatana z obrazem Alaski i życia jakie wiedli mieszkający na niej ludzie, wydaje się być tak oszałamiająco prawdziwa, że nikogo nie pozostawi obojętnym.
 „Wielka samotność” wwierca się czytelnikowi prosto w serce i porusza tak silnie, że ma się wrażenie jakby od emocji, którymi przesiąknięta jest ta historia, bolała dusza. Czytając o losach Cory i Leni, miałam wrażenie, że słucham prawdziwej opowieści, opowiadanej przez kobietę, która przeżyła to wszystko, która doświadczyła różnych oblicz miłości, nie zawsze dobrej, nie zawsze dającej ukojenie, a często sprawiającej ogromny ból, która zmuszała do podejmowania decyzji, których nikt nigdy nie powinien podejmować.

‘Wielka samotność” Kristin Hannah pozostawia niezatarty ślad w moim sercu. Ta powieść zrobiła na mnie piorunujące wrażenie, poruszyła mnie w sposób, który ciężko jest mi nawet nazwać czy ubrać w słowa. Ta historia wydaje mi się do bólu autentyczna, co tylko potęguje wrażenie, jakie na mnie wywarła.
To opowieść o  walce o przetrwanie, walce o siebie i tych, których kochamy najbardziej. O samotności wśród ludzi, wśród czterech ścian własnego domu. O krzywdach wyrządzanych pod przykrywką miłości.
Nie sądziłam, że autorka będzie potrafiła stworzyć powieść, która poruszy mnie bardziej niż „Słowik”.
Myliłam się.
„Wielka samotność” jest tego dowodem.







7 komentarzy:

  1. "Wielka samotność" mnie zachwyciła!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie również, chyba nawet bardziej niż "Słowik" tej autorki :)

      Usuń
    2. Mam podobne odczucia - "Wielka samotność" przemówiła do mnie bardziej niż "Słowik".

      Usuń
  2. Wstrząsająco to wszystko brzmi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo książka jest wstrząsająca i wspaniała zarazem. Jedna z najlepszych i najbardziej przejmujących powieści, jakie czytałam

      Usuń
  3. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń