„Tam, dokąd zmierzamy” autorstwa B.N. Toler, to książka, która zafascynowała mnie opisem.
Opowiada historię Charlotte, młodej kobiety, która na skutek tragicznego wydarzenia otrzymuje pewien dar. Otóż widzi i porozumiewa się z duszami, które po śmierci nie przeszły dalej, bo na ziemi trzymają je niedokończone sprawy.
Dziewczyna już od pięciu lat im pomaga, ale przez to popada w coraz większą depresję, a bliscy uznają ją za wariatkę.
Gdy nadchodzi kryzys i kobieta nie ma już sił dźwigać tego ciężaru, postanawia skończyć ze sobą i popełnić samobójstwo.
Od śmierci ratuje ją Ike, żołnierz, który zginął w Afganistanie, a którego na ziemi trzyma troska o brata bliźniaka, który nie radzi sobie z jego śmiercią.
Początkowo Charlotte nie chce mu pomóc, ale w końcu zawierają układ – Ike pomoże jej znaleźć pracę, mieszkanie i osiągnąć stabilność, a ona pomoże jego bratu odbudować swoje życie. Dziewczyna rusza więc do hrabstwa Bath aby zrobić to co obiecała, a jej życie przewróci się do góry nogami.
Przyznacie sami, że taki opis zwiastuje poruszającą historię, a jeśli dodatkowo powieść jest określana mianem romansu, to można się spodziewać czegoś w stylu filmu „Uwierz w ducha”.
Ostatnio szukałam książki z gatunku fantasy/fantastyki z mocnym wątkiem romantycznym, więc „Tam, dokąd zmierzamy” idealnie wpasowała się w moje oczekiwania. Nic dziwnego zatem, że wręcz się na nią rzuciłam.
Akcja jest bardzo dynamiczna i rozpoczyna się z mocnym przytupem. Zostałam szybko wprowadzona w świat Charlotte i jej życiową sytuację.
Również prawie od razu w powieści pojawia się Ike, nieziemsko przystojny i uroczy duch, który w dodatku jest czarujący i ogólnie wspaniały.
Narracja w powieści jest pierwszoosobowa z punktu widzenia Charlotte i Ike’a, a autorka przeplata ze sobą rozdziały, w których jedno z nich jest narratorem.
Przyznaję, że nie przepadam za taka narracją, wg mnie cierpią na tym wszyscy pozostali bohaterowie.
Tak dzieje się również w tej powieści, bo prócz trójki głównych bohaterów, reszta postaci jest papierowa i odgrywa jedynie rolę tła dla Charlotte.
Podobał mi się pomysł na powieść i sposób w jaki autorka wplotła do świata Charlotte duchy. W całkiem udany sposób pokazała jak ten dar krok po kroku niszczył życie kobiety i z jakim trudem radziła sobie z kolejnymi duszami proszącymi ją o pomoc.
Autorka ma lekkie pióro i dobry styl, w dodatku potrafi pisać bardzo obrazowo. Niestety w przypadku tej powieści kompletnie leży korekta. Pomijam spora ilość literówek, bo te są najmniejszym grzechem w tym przypadku. W powieści pojawiają się błędy gramatyczne, brak spacji pomiędzy słowami, a nawet zwracanie się Charlotte do George’a w formie żeńskiej.
Akurat to ostatnie wprowadziło mnie w konsternację, bo przez chwilę nie wiedziałam czy kobieta zwraca się do George’a czy może zobaczyła nowego ducha/kobietę.
Prócz tego w oczy rzuciły mi się błędy typu, zobaczyła go bez koszulki, a w następnym zdaniu dopiero ściąga z niego t-shirt, albo zatrzymują się autem na szczycie wzgórza, a w następnym zdaniu jadą krętą drogą i dopiero docierają na szczyt. Ktoś powie, że to mało ważne, ale mnie denerwowało.
Wątek romantyczny jest tutaj motorem wszystkich wydarzeń i to wokół niego kręci się akcja. Charlotte błyskawicznie daje się zauroczyć braciom i w moim odczuciu dzieje się to zdecydowanie za szybko. Mija kilka dni, a ona już czuje, że jest zakochana. Dodatkowo każdy jeden mężczyzna (i duch mężczyzny) w tej książce jest nieziemsko przystojny i mega seksowny.
Serio – każdy jeden.
Było to dla mnie mało wiarygodne i trochę mnie zniechęcało do dalszego czytania. Mimo to czytałam, bo miałam nadzieję na niebanalne zakończenie, które uratowałoby sztampową fabułę.
Niestety i tutaj się rozczarowałam, bowiem zakończenie okazało się całkowicie przewidywalne i niczym nie zaskakuje.
Mimo wszystko powieść ma pewne plusy, i jest to przede wszystkim relacja Charlotte i Ike’a. Gdy autorka nie przesadza z ckliwością, ich „związek” jest pełen uroku, a ich rozmowy często przesiąknięte są poczuciem humoru.
Szczerze mówiąc byłam pozytywnie zaskoczona tym, jak zgrabnie autorka wplotła w tą jakby nie było smutną tematykę spora dawkę humoru i sarkazmu.
Drugim plusem dla mnie był sposób ukazania, jak Charlotte zmaga się ze swoim darem, jakim on jest dla niej ciężarem, jak doprowadził ją do takiego etapu w życiu, gdy nie miała już chęci żyć. W prostych słowach ukazała poczucie odtrącenia przez rodzinę, lęku przed społecznym ostracyzmem i posądzeniem o oszustwo.
Niestety powyższe to trochę za mało, abym uznała powieść za dobrą i tak poruszającą, jak piszą o niej inni czytelnicy. „Tam, dokąd zmierzamy” zbiera same wyśmienite oceny i może dlatego spodziewałam się niebanalnej historii, która mnie poruszy, zaskoczy i oczaruje.
Żałuję, że tak się nie stało, bo ta powieść miała ogromny potencjał i szansę na zostanie książkową wersją „Uwierz w ducha”. Autorka nie wykorzystała potencjału jaki niósł za sobą pomysł na fabułę, czego ogromnie żałuję.
Czasem nie mogę z tych bardzo przystojnych i mega seksownych XD
OdpowiedzUsuńJak ja lubię, gdy dla odmiany w jakiejś całkiem babskiej książce trafi się NORMALNY facet!:D
Prawda? Wiesz, wszystko byłoby ok, gdyby to jeden z nich był mega przystojny i nieziemsko seksowny. Ale tam każdy facet to chodzące wielkie ciacho, nawet siedemnastolatek :D
Usuńhahah! może to w ogóle jakaś inna planeta? XD
UsuńOgólnie, to ta powieść miała mega potencjał, a pomysł choć to nic odkrywczego, miał szansę dać początek cudownej historii. Pewnie dlatego moje rozczarowane jest tak ogromne, bo czułam, że to może być hostoria na miarę filmu "Uwierz w ducha", a to takie coś :(
UsuńNo szkoda, że tak marnie to wyszło. A o co chodzi z tym zwracaniem się do George'a jak do kobiety?
UsuńNo takie tam błędy były. Korekta w tej książce leży calkowicie. Charlotte zamiast np. byłeś w pracy, mówi byłaś w pracy, zwracając sie do George'a. To przykład, nie chce mi się teraz szukać konkretnego zdania. Wkurzało mnie to i inne błędy, tak samo jak literówki i np. brak odstępów pomiedzy słowami.
UsuńAch, to o to chodziło:D
Usuń