„Buntowniczka z pustyni” już dawno zwróciła moją uwagę, swego czasu był na tą książkę wielki boom na
wszelkiej maści forach czy blogach. Jakoś nie miałam do niej wtedy przekonania, ale minęło sporo czasu, a wysokie oceny na LC się utrzymywały, więc postanowiłam dać jej szansę.
Czy było to udane spotkanie? O tym poniżej.
Akcja powieści rozpoczyna się bardzo dynamicznie. Młoda dziewczyna – Amani - pozostająca pod opieką wuja i nienawidzącej jej ciotki (jedna z jego żon) za wszelką cenę chce uciec z ich domu i miasteczka na granicy pustyni, gdzie nie czeka jej nic dobrego.
Postanawia więc wygrać pieniądze w nielegalnych zawodach strzeleckich. Tam właśnie poznaje tajemniczego nieznajomego Jina, wraz z którym wpakuje się w kłopoty. W pewnym momencie okaże się, że nie tyle co ucieka od wuja, ale będzie zmuszona zbiec przed armią Sułtana wraz z Jinem, który jest oskarżony o zdradę stanu.
Gdy do tego dodamy legendy o Dżinach i obecność magii, robi się naprawdę ciekawie.
Ale…ciekawie tylko do momentu, gdy zaczyna się czytać.
Byłam bardzo pozytywnie nastawiona do tej książki. Powieść w klimacie Baśni tysiąca i jednej nocy mocno mnie zaciekawiła, w związku z tym spodziewałam się czegoś nowego i świeżego.
Niestety, po pierwszych kilku rozdziałach mój entuzjazm mocno stopniał, a po początkowym zainteresowaniu jednak przyszło rozczarowanie.
Na początek bohaterowie.
Tak naprawdę niewiele się o nich dowiedziałam. Jakieś rzucane skrawki informacji, jakby na pocieszenie. Jaki charakter ma Amani? Prócz tego, że jest pyskata, świetnie strzela z broni palnej i nie potrafi trzymać języka za zębami, nic więcej o niej nie wiem.
Jin? O nim dowiaduję się jeszcze mniej. Tajemniczy nieznajomy, najemnik czy zdrajca? Nie wie tego Amani, nie wie tego czytelnik. Prócz tego, że uśmiecha się kpiąco i ma zepsuty kompas (czy tylko mi skojarzył się on z kompasem Kapitana Jacka Sparrowa?) – pozostał dla mnie wielką niewiadomą.
Również relacje pomiędzy nim a Amani są dla mnie mało przekonywujące. Jest w powieści moment, gdy można było pokazać ich wzajemną fascynację, rodzące się uczucie, bliskość – wszak przez ponad 6 tygodni szli razem z karawaną. Ale nie, nic z tego.
O tym czasie spędzonym razem z karawaną autorka pisze na stronie czy dwóch, a ich uczucie pojawia się nagle, ot tak.
Podobnie rzecz ma się z bohaterami drugoplanowymi. Są płascy i nijacy, choć mieli ogromny potencjał, aby stać się wyjątkowo barwnymi postaciami, które idealnie uzupełniałyby fabułę.
I tutaj autorka jednak prześlizgnęła się po powierzchni, nie zagłębiając się w ich charaktery, pragnienia, dążenia. Są, bo powinni, ale niczym się nie wyróżniają.
Autorka ma bardzo lekki styl i prosty język. Sporo w powieści jest powtórzeń tych samych informacji, choć nie wiem czy to wina naszego tłumaczenia, czy autorka tak właśnie pisze.
Książkę czyta się szybko, ale akurat ja nie byłam w stanie się tak naprawdę wciągnąć w akcję, nie porwała mnie fabuła.
Jeśli chodzi o tą ostatnią, to niestety sporo w tej powieści mamy podobieństw fabularnych do innych książek z tego gatunku. Często łapałam się na tym, że podczas czytania myślałam „o! to już gdzieś było, w takiej a takiej książce”.
I o ile nie byłoby to aż tak ogromną wadą w przypadku, gdyby autorka potrafiła mnie zaintrygować, zaciekawić i wciągnąć do wykreowanego przez siebie świata, to w przypadku Buntowniczki z pustyni tak się nie dzieje, przez co te kalki i sztampowość zaczynają przeszkadzać.
Na plus zasługuje natomiast oddanie klimatu pustyni, opowieści i legend o Dżinach i stworzeniach zamieszkujących pustynne piaski.
Autorka potrafiła pisać bardzo obrazowo i plastycznie opisywać otaczający bohaterów świat – niestety robiła to krótko i rzadko, czego ogromnie żałuję.
Również niewykorzystanym potencjałem okazało się pokazanie roli kobiet w tym świecie i kulturze, autorka odniosła się do tego wątku w bardzo oszczędny sposób.
Akcja jest bardzo dynamiczna i naprawdę wiele się dzieje w tej książce.
Niestety okazało się to za mało, aby wywołać we mnie jakiekolwiek emocje. Zabrakło tej więzi, jaka wytwarza się pomiędzy czytelnikiem a bohaterami, która pozwala kibicować poczynaniom ulubionych postaci i sprawia, że trzyma się za nich kciuki.
„Buntowniczka z pustyni” to książka, o której zapomnę szybko, a po kolejne tomy już raczej nie sięgnę.
Uważam, że ta powieść miała wszystko co potrzebne, aby mnie oczarować i zachwycić, a jednak lektura tej powieści przeszła u mnie bez echa.
Szkoda, niestety zmarnowany potencjał.
Twoja opinia zgadza się z tymi, które do tej pory czytałam. Niby okej, ale bez szału :) ciekawi mnie książka, którą aktualnie czytasz.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam,
Ksiazkowa-przystan.blogspot.com
A ja dotychczas czytałam same peany pochwalne, więc skusiłam się na Buntowniczkę :D
UsuńDziewczynka, która wypiła księżyc zapowiadała sie ciekawie i do tej pory (jestem w połowie) trzyma poziom, to jak dotąd piękna baśniowa historia :)