John, Jeff i Tina nie żyją już od wielu pokoleń, ale ich dzieło trwa. Cała trójka rozstała się, każde z nich stworzyło odrębne społeczeństwo na Edenie.
John założył Nową Ziemię i tam rozwijał cywilizację, nadając społeczności ludzi, którzy poszli za nim prawa i obowiązki. Był wizjonerem, dążył do ciągłego rozwoju i faktycznie – Nowa Ziemia okazała się przodować jeśli chodzi o rozwój.
Tina odeszła i założyła swoją własną społeczność, daleko od Nowej Ziemi i Głównoziemi, gdzie żyją Davidowi.
Minęły całe pokolenia, a na Edenie cywilizacja rozwija się coraz bardziej. Niestety wraz z nią i dominacją mężczyzn, nastał również czas przemocy, walk i ucisku dla tych, którzy zostali zmuszenia pracować dla tych, którzy dzierżą władzę.
No właśnie, władza… To ona stała się celem sama w sobie. I właśnie w sam środek takich rozgrywek wpada Gwiazdeczka Strumyk, która zostaje domową (czyli żoną) Zielonokamyka, syna Naczelnika w Nowej Ziemi.
Tym samym zostaje również Noszącą Pierścień Geli , który John zabrał ze sobą.
Drugi tom cyklu Ciemny Eden, to powieść, która mnie oczarowała tak samo jak pierwsza część.
Tym razem wiedziałam już czego mniej więcej mogę się spodziewać, jak pisze autor i gdzie będzie się rozgrywała akcja. A ta jest wyjątkowo dynamiczna i wciągająca.
Autor skupił się na ukazaniu rozwoju cywilizacji na Edenie, odkrywaniu nowych możliwości i sposobów na lepsze życie na tej obcej planecie.
Jednocześnie bez skrupułów i mydlenia oczu pokazał czytelnikowi, że wraz z rozwojem przychodzi również jego ciemna strona – walka o władzę, ucisk i wykorzystywanie najbiedniejszych, krzywdzenie najsłabszych (choćby nietoperzy, które jak się okazało były inteligentne, potrafiły się uczyć, miały swój język – również pisany czy Leśnych Ludzi), zdegradowanie kobiet do roli „domowej” ozdoby bez prawa głosu.
Chris Backett wyjaskrawił, jak rok za rokiem wszystkie idee, które przyświecały Johnowi zostały wypaczone, a przeszłość coraz bardziej przekłamywana dla osiągnięcia większych korzyści ludzi dzierżących władzę.
I mimo, że autor nie pisze o niczym odkrywczym, to ciemna strona rozwoju cywilizacji wywoływała we mnie ogromny smutek. Czytałam o karach śmierci, o walce o władzę, o wojnie pomiędzy Nowym Światem o Głównoziemią, o knowaniach, spiskach, obcinaniu skrzydeł nietoperzom i robieniu z nich niewolników, o zmuszaniu ludzi do spędzania całego życia w dziurach w ziemi na wydobywaniu metalu. I wszystko to w imię władzy.
I było mi tak ogromnie żal, że wraz z dobrymi zmianami, zawsze pojawiają się również te złe. Że nawet Eden się ich nie ustrzegł, a przecież miał taką możliwość.
Oczami dwójki głównych bohaterów i kilkorga tych drugoplanowych śledzimy rozwój wypadków. Tak samo jak w poprzedniej części, autor bardzo dobrze kreśli swoje postacie, pozwala czytelnikowi poznać ich myśli, uczucia, dążenia i pragnienia. Pierwszoosobowa narracja w tym wypadku sprawdza się idealnie.
Śledząc losy Gwiazdeczki można zauważyć, że w naturze człowieka leży ciągły pęd do odkrywania nieodkrytego, do lepszego poznawania otaczającego go świata i chęci poprawy swojego życia. Niestety wraz z polepszeniem życia codziennego i nowymi osiągnięciami, Eden utracił coś wyjątkowego – niewinność.
Pierwsze morderstwo człowieka otworzyło drzwi dla rządów siły i brutalności i nie pomogło nawet trzymanie się na uboczu, z dala od polityki i rozgrywek rządzących.
W tym tomie autor mocno podkreślił również jak została zdegradowana rola kobiet w rozwijających się społecznościach, umniejszone ich znaczenie, odebrana możliwość sprawowania jakichkolwiek ważnych funkcji, wtłoczenie kobiet w jedną tylko rolę – rodzenia dzieci.
W powieści pojawia się również kilka ledwie zarysowanych nowych wątków, które wg mnie odegrają dużą role w trzeciej części serii, która podobno ma się ukazać jeszcze w 2018 roku, a jej tytuł brzmieć „Córka Edenu”.
„Matka Edenu” to prosta opowieść o tym jak władza potrafi zniszczyć nawet najwznioślejsze idee, jak rozwojowi potrafi towarzyszyć jego ciemna strona i że jeśli raz pozwoli się na to, aby zło zatryumfowało, to już nigdy nie odzyska się utraconej niewinności.
I tak szczerze mówiąc, nie jest to ani nic odkrywczego, ani nowatorskiego. Książki z takim przesłaniem już napisano wiele razy.
Ale ubierając ten prosty przekaz w szaty dobrze skrojonego sci-fi, osadzając na nowej, nieodkrytej jeszcze w pełni planecie zagubionej gdzieś w kosmosie, autor sprawił, że ta historia otrzymuje pewien powiew świeżości, a świadomość, że tak naprawdę wszystko się jeszcze może zdarzyć, sprawia, że powieść czyta się z wypiekami na twarzy.
Dlatego teraz niecierpliwie będę wyglądała kolejnych zapowiedzi wydawnictwa MAG z nadzieją, że trzecia część tej historii ukaże się już niedługo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz