poniedziałek, 12 lutego 2018

"Ciemny Eden" Chris Beckett

Po powieść Chrisa Becketta „Ciemny Eden” sięgnęłam zachęcona intrygującym opisem i prestiżową nagrodą Arthur C. Clarke Award (2013)  jaką otrzymała.
Do czytania zabrałam się więc z dużym entuzjazmem. Ale jak mówi przysłowie „nie wszystko złoto co się świeci”.  Czy i w tym przypadku sprawdziło się to stare porzekadło?
O tym poniżej.

Akcja powieści rozgrywa się na planecie, która otrzymała nazwę Eden. Ponad sto lat wcześniej ekspedycja astronautów pięciorga wylądowała na obcej planecie, gdzie jedynym światłem było to bijące od fauny i flory. Niestety z powodu awarii z Edenu odleciało jedynie troje astronautów, dwójka – Angela oraz Tommy, pozostali na Edenie już na zawsze.
Mijały lata, społeczność Edenu, nazwana Rodziną, zaczęła się rozrastać. Gdy poznajemy głównych bohaterów, Johna, Tinę, Gerry’ego oraz Jeffa, Rodzina liczy ponad pięćset osób.
Główny bohater, John to młody mężczyzna, który chce czegoś więcej niż skostniałe reguły, marazm i wieczne czekanie na powrót statku kosmicznego, który zabierze ich wszystkich z powrotem na ziemię (jak obiecała dawno temu Angela). A jego pęd do zdobywania niezdobytego, do odkrywania nowego, doprowadzi do wydarzeń, których nikt się nie spodziewał.

Początek powieści wprowadził mnie w pewien rodzaj zakłopotania, konsternację.
Mimo, że autor ma lekkie pióro, to sposób prowadzenia narracji – pierwszoosobowy z punktu widzenia kilkorga głównych bohaterów oraz ich specyficzny sposób wysławiania się -  sprawiał, że ciężko mi było się wciągnąć w akcję i nie potrafiłam odnaleźć się w fabule.
Czytałam jeden rozdział, drugi, trzeci i zastanawiałam się co też strzeliło pisarzowi do głowy, że relacje bohaterów z wydarzeń w których biorą udział opisywać często w sposób infantylny, jakby widziany oczami dziecka.
W pewnym momencie chciałam książkę odłożyć, bo taki styl prowadzenia narracji nijak mi nie pasował.
Uparłam się jednak, bo w końcu MAG w serii Uczta Wyobraźni wydaje zawsze książki, które zdecydowanie warto przeczytać.
No więc czytałam dalej.
Kolejny rozdział, a ja wciąż myślę „co też ten Beckett znów wymyślił”.
Kolejny rozdział, a ja wciąż myślę „co też ten Beckett…”
Kolejny rozdział, a ja wciąż myślę „co też…”
Kolejny rozdział, kolejny, kolejny, a ja nagle łapię się na tym, że oczu od tekstu nie mogę oderwać, a wszystko to, co wydawało mi się bez ładu, składu i sensu, nagle wskoczyło na swoje miejsce, a akcja zaczyna pędzić do przodu i zaskakiwać mnie coraz bardziej.
I już nie przeszkadza mi ten specyficzny styl, bo okazuje się, że ma on swoje uzasadnienie, a sposób takiego a nie innego postrzegania świata również jest jak najbardziej zrozumiały w świetle informacji jakie otrzymujemy.

Nie mam porównania Ciemnego Edenu do innych książek, które opisują funkcjonowanie grupy ludzi na obcej planecie, bez kontaktu z ziemią, bez jakiegokolwiek wsparcia w postaci zdobyczy nauki i techniki zabranych ze sobą z ziemi.
Dlatego wszystko co opisał pisarz, było dla mnie nowe i świeże, bez jakichkolwiek schematów.
Autor w sposób umiejętny ukazał funkcjonowanie ludzi odciętych od wszystkiego co znamy z naszego codziennego życia.
Pokazał, że społeczeństwo, które się nie rozwija – w rzeczywistości się uwstecznia.
Podejście Rodziny do relacji damsko -  męskich  sprowadził do najprostszych odruchów i konieczności prokreacji w celu utrzymania gatunku.
Ciekawie opisuje również faunę i florę Edenu, robi to bez zanudzania czytelnika rozwlekłymi opisami, ale bardzo obrazowo.

W tym świecie, bez zmian, rozwoju, ze skostniałymi zasadami i wiecznym czekaniem w jednym miejscu na przybycie statków kosmicznych z ziemi, w świecie gdzie Rodzina jest wszystkim, a głównym celem jej członków było polowanie, jedzenie i prokreacja, jedna osoba miała marzenia inne niż wszystkie. John – młody mężczyzna, który zapragnął wyrwać się z doliny gdzie żyła Rodzina i odkryć nowe miejsca na Edenie, w których mogliby żyć i się rozwijać.
I to właśnie będzie przeciwwagą do marazmu  Rodziny – jego będzie napędzała chęć poznania i odkrywania. Ciekawość świata i chęć do tworzenia nowego, do rozwoju.

Autor w poruszający sposób ukazał, jak obsesyjne wręcz przywiązanie do przeszłości i niechęć wobec zmian może doprowadzić do tragedii, wywołać agresję i próby powstrzymania nadciągających zmian bez względy na koszty i konsekwencje. Jednocześnie naturę człowieka opisuje bez zbędnego ugrzecznienia, nie pozostawiając czytelnikowi nawet cienia złudzeń co do  tego, jaka jest ona w rzeczywistości i że zło rodzi zło, a przemoc rodzi przemoc.
Świetnie obrazuje, że nic nie trwa wiecznie i zawsze nadchodzi taki dzień, gdy nie da się uniknąć zmian, i to tylko od nas będzie zależało, czy wykorzystamy je do rozwoju, czy jako pretekst do destrukcji.

Jeśli chodzi o bohaterów powieści, to są oni bardzo dobrze nakreśleni, a dzięki narracji pierwszoosobowej mamy doskonałą możliwość dobrze ich poznać, zrozumieć co nimi kieruje i skąd w nich takie, a nie inne pragnienia, co ich napędza do działania.
Z racji tego, że wydarzenia śledzimy z punktu widzenia kilkorga bohaterów, mamy szeroki obraz tego co dzieje się w Rodzinie.
I choć nie przepadam za narracją pierwszoosobową, to w tym przypadku idealnie wpasowała się ona w opowiadaną przez autora historię.
W powieści jest też duża ilość bohaterów drugoplanowych, każdy ma do odegrania ważną rolę i jest niezbędny dla zobrazowania wydarzeń, które będą miały miejsce na Edenie.

„Ciemny Eden” to książka, której udało się mnie zaskoczyć – zdecydowanie pozytywnie.
Mimo, że opisywane przez autora zachowania ludzi nie są niczym odkrywczym, to jednak potrafił mnie zaskoczyć, wciągnąć w wykreowany przez siebie świat Edenu i zmusić mnie do refleksji na temat ludzkiej natury i najprostszych instynktów, które mogą nią kierować, gdy człowiek się nie rozwija, nie poznaje świata i nie dąży do odkrywania wciąż czegoś nowego.
Dlatego z niecierpliwością czekam na kolejny tom historii Edenu, który ma się ukazać jeszcze w lutym i jestem pełna wiary, że to również będzie tak pasjonująca lektura jak „Ciemny Eden”.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz