środa, 21 lutego 2018

"Spod zamarzniętych powiek" Adam Bielecki i Dominik Szczepański

Gdy skończyłam czytać książkę Adama Bieleckiego i Dominika Szczepańskiego „Spad zamarzniętych powiek” nie  mogłam opanować ogromnych emocji, które ta lektura we mnie wywołała.
Musiałam komuś opowiedzieć, jak zafascynowała mnie ta książka i opowieść Adama Bieleckiego o
wchodzeniu na góry wysokie.
Ta książka to nie tylko suche fakty, to opowieść o życiu zdeterminowanym przez pasję, jaką dla niego stał się himalaizm.

Nie ukrywam, że po książkę sięgnęłam pod wpływem tragedii jaka wydarzyła się niedawno na Nanga Parbat. Chciałam zrozumieć, czym jest wspinanie się na ośmiotysięczniki, aby zrozumieć dlaczego śmierć podczas takich wypraw jest wpisana w ryzyko.
Mieszkałam wiele lat na Podhalu, więc z Tatrami miałam bezpośredni kontakt i to nie za sprawą wjechania fasiągiem nad Morskie Oko.  Choć nie jestem zapalonym górołazem, to jednak wyprawy (choć rzadkie) w góry dawały mi sporo przyjemności, a moje wejście w ziemie na Kasprowy Wierch uznawałam długo za nie lada wyczyn (ach ta próżność i samozachwyt).
Jako, że moja wiedza o wspinaniu się na tak wysokie szczyty  była znikoma, postanowiłam dowiedzieć się u źródła, o co w tym wszystkim chodzi i dlaczego ludzie są w stanie ryzykować zdrowie i życie, aby zdobyć szczyty tych majestatycznych gór.
Jak się okazało po wejściu do empika, nie tylko ja wpadłam na ten sam pomysł. Sprzedawca oznajmił mi, że książka Adama Bieleckiego zniknęła z empika w ciągu jednego dnia.
Pełna rozczarowania zaczęłam szukać książki w internecie i na szczęście książkę udało mi się kupić na stronie autora.

„Spod zamarzniętych powiek” zafascynowała mnie przede wszystkim tym o czym opowiadała. To dla mnie kompletnie inny świat, nieosiągalny, fascynujący, wymagający niesamowitego hartu ducha, determinacji i poświęceń.  W dodatku książka jest napisana w taki sposób, jakby słuchało się opowieści kogoś znajomego, kto przeżył niesamowite przygody, niekiedy na pograniczu życia i śmierci i teraz opowiada  mi o nich nad kuflem piwa.
Prosty język, plastyczne opisy, bezpośredniość – to wszystko sprawia, że książkę czyta się z ogromną przyjemnością. Do tego wspaniałe zdjęcia, które obrazują to, o czym opowiada Adam Bielecki, a to czego nie uwiecznił na zdjęciach, widziałam oczami wyobraźni.
Jako ciekawostkę dodam, że przy niektórych akapitach umieszczone są kody QR, więc jeśli ktoś ma w telefonie odpowiednią aplikację, to może trafić na filmiki nagrywane przez Adama w sytuacjach, które akurat opisuje.

Wspomnienia Adama Bieleckiego, to nie tylko opis początków jego pasji, drogi na szczyty i radości z ich zdobycia, to również trudny temat śmierci kolegów z wyprawy i innych himalaistów.
Poruszające jest, że każdy himalaista ma świadomość, że na pewnych wysokościach nie da się liczyć na jakąkolwiek pomoc czy ratunek i w pewien sposób się z tym godzi.
Ciężko to było czytać i nie czuć smutku, a gdy lepiej zrozumiałam czym jest wspinanie się na takie góry w zimie, tym częściej ogarnia mnie lęk, gdy czytam kolejne wiadomości z wyprawy na K2, która właśnie ma miejsce.
Przecież nie wszystko zależy od człowieka i choćby nie wiem jakie himalaiści posiadali doświadczenie i umiejętności, to natura bywa bezwzględna i wystarczy chwila, aby pozbawić ich życia.

 Uważam, że każdy kto chciałby dowiedzieć się więcej o wspinaniu się na góry wysokie, o ryzyku jakie to niesie, o trudzie i wycieńczeniu jakie jest ceną za zdobywanie takich szczytów – ten powinien sięgnąć po książkę Adama Bieleckiego.
To fascynująca lektura, opowieść o pasji i miłości do gór. To świetnie nakreślony obraz tego, jak rzeczywiście wyglądają takie wyprawy i z czym musi się zmierzyć każdy, kto bierze w nich udział.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz