wtorek, 6 marca 2018

"Zanim zostaliśmy nieznajomymi" Renee Carlino

„Zanim zostaliśmy nieznajomymi” autorstwa Renee Carlino, to książka o miłości.  Ni mniej ni więcej.
Jej głównymi bohaterami są Matt i Grace – dwójka studentów u progu dorosłego życia.
Poznają się, zakochują w sobie i gdy już wszystko wydaje się być idealnie, splot różnych wypadków
sprawia, że się rozstają.
Mija 15 lat, oboje są już dorosłymi ludźmi z bagażem doświadczeń, gdy los znów ich ze sobą styka, a oboje zdają sobie sprawę, że uczucie jakim się darzyli w młodości, wcale nie wygasło.

O tej książce czytałam wiele recenzji i większość była wyjątkowo pozytywna, a spora ich część wręcz zachwycała się ta powieścią, co i mnie zachęciło do zakupu i lektury.
Gdy skończyłam czytać „Zanim zostaliśmy nieznajomymi” postanowiłam do tej beczki miodu dodać swoją łyżkę dziegciu.
Zacznę od tego, że książka jest podzielona na dwie ramy czasowe, a narracja prowadzona jest z perspektywy Matta i Grace. Tak więc śledzimy narodziny ich miłości w trakcie studiów i ponowne spotkanie 15 lat później.
Taki zabieg zupełnie mi nie przeszkadza, działa to nawet na plus, bo ukazuje czytelnikowi co się stało, co przytrafiło się głównym bohaterom i jak doszło do tego, że na tyle lat się rozstali.
I uważam, że wątek z przeszłości jest jednocześnie ciekawszy niż ten dziejący się współcześnie.
Więcej w nim życia i emocji, a postępowanie bohaterów nie wywoływało irytacji.

Jeśli chodzi o postacie, to autorka stworzyła ciekawych bohaterów, wyrazistych , pełnych życia, prawdziwych. Ale tyczy się to tylko tych pierwszoplanowych, bo ci drugoplanowi są jedynie tłem dla dwójki zakochanych,  i tak naprawdę niewiele się o nich dowiadujemy.
Czy polubiłam Grace i Matta? Tak! Ciężko było ich nie polubić, autorka nakreśliła ich w sposób, który miał sprawić, że czytelnik zapała do nich sympatią. To ważne, bo jeśli bohaterowie są nijacy, lub co gorsze wkurzający, to książkę ciężko mi się czyta.
Mimo, że nie wszystkie decyzje czy postepowanie Grace i Matta było dla mnie zrozumiałe, to kibicowałam im bardzo.
I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie wątek rozgrywający się współcześnie.
Mam wobec niego sporo zarzutów.
Po pierwsze, gdzie się tak autorce spieszyło? Mogła dopisać 50 stron więcej i sprawić, że ta historia byłaby pełna, wiarygodna.
Niestety tak się nie dzieje, wszystko pędzi na łeb na szyję, a nasi bohaterowie po 5 minutach spotkania, które następuje po 15 latach rozłąki stają się ponownie parą.
Serio? 15 lat niewidzenia się, to tak jakby poznawać kogoś od nowa. A tu nie, hop siup i już.
Kolejny zarzut, to powody ich rozstania i jego konsekwencje.
Ja zwyczajnie nie mogłam uwierzyć, że oni się rozstali z takiego powodu! No nie wierzę i już.
Dodatkowo, czy w dobie internetu tak trudno zdobyć namiary na faceta, o którym się wie, że pracuje w National Geographic (a się wie, skoro dostał nagrodę Pulitzera i głośno o nim było wszędzie)?
Był to dla mnie tak bezsensowny zabieg, że większość tej historii straciła dla mnie wiarygodność.
Kolejny zarzut, to zbytnie pędzenie do przodu, ślizganie się po powierzchni tej historii, zamiast się w nią zagłębić, dać szansę się rozwinąć, dać bohaterom czas na ponowne poznanie siebie.

Nie rozumiem dlaczego autorka tak wszystko spłyciła, przecież ta historia mogła być wspaniałą opowieścią o sile miłości odpornej nawet na upływ czasu. Mogła pokazać ponowne spotkanie Matta i Grace po latach wolniej, ale w pełnej palecie uczuć,  ich poznawanie się na nowo, odkrywanie siebie jako dorosłych ludzi.
Ale gdzie tam.
Trzeba było szybko  gnać tą parę do przodu, aby jak najszybciej dobrnąć do szczęśliwego zakończenia.
Takie właśnie odniosłam wrażenie. Że to wszystko pędzi  bez chwili oddechu na refleksje, ponowny rozkwit uczuć i ponowne poznawanie się.
Chyba właśnie to mnie najbardziej rozczarowało – że historia z tak dużym potencjałem została zmarnowana.
Żeby nie było - „Zanim zostaliśmy nieznajomymi” to nie jest zła książka. Autorka potrafi pisać dobrze i w poruszający sposób, o czym czytelnik może się przekonać czytając wątek dziejący się w trakcie studiów bohaterów. Tym bardziej nie rozumiem, co takiego się stało, że już ten rozgrywający się 15 lat później tak stracił na wyrazistości i wiarygodności.
Powieść czytało mi się naprawdę dobrze i szybko, bo dużym plusem tej powieści jest plastyczny styl autorki i nieprzesadzanie ze scenami erotycznymi.
Tym bardziej uważam, że Renee Carlino stać było na lepsze rozwinięcie tej opowieści i napisanie naprawdę porywającej historii miłosnej.
Mam nadzieje, że kolejne jej książki będą lepiej dopracowane, bo już w tej powieści widać, że talent i potencjał są.





11 komentarzy:

  1. O, a więc jednak spodobała się, ale coś Ci w niej zazgrzytało :)
    Ja bym to wytłumaczyła tak: po 1. Grace kontaktowała się z Mattem z początku, kiedy jeszcze internet raczkował, tylko telefonicznie i listownie, a potem uniosła się honorem i dała sobie spokój.
    A co do tego pośpiechu, no to bądź co bądź stracili kopę lat, więc co się mieli oglądać i na nowo robić podchody :D
    Ja tę historię kupiłam w całości, ale fajnie jest podyskutować z kimś, kto ma choć trochę inne odczucia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, jeśli 15 lat temu się spotkali, to było rok 2005-2007 zapewne, a wtedy internet już szalał. Kilka lat później, gdy Grace wysyłała do niego listy, to już bez internetu jak bez ręki... Ehh dla mnie to kompletnie bez sensu, alewidać autorka uznała, że tak jest ok. Mi przeszkadzało właśnie to, że oni siup łup i podczas jednej krótkiej romzowy już wszystko mają poukładane i dogadane. Ok, stracili sporo lat, ale przecież życie ich zmieniło, nie chieli się na nowo poznać? Strasznie mnie to rozczarowało niestety.
      Dochodzę po mału do wniosku, że utrafić na naprawdę dobry romans jest tak samo trudno jak trafić 6 w totolotka :)

      Usuń
    2. Co do pierwszego wniosku - nie zgodzę się, bo spotkali się gdzieś w połowie lat 90-tych, a rozstali (gdzieś jest nawet to wspomniane) bodaj w 1997. Internetu niet, komórek niet. A to ich spotkanie po latach ma miejsce gdzieś ok 2012-13, nie współcześnie. Więc jak dla mnie akurat z tym wszystko gra.

      I mam dowód - w jednej scenie Grace dowiaduje się o śmierci młodego Buckley'a, pamiętasz? A on się utopił w 1997.

      A co do drugiego wniosku - to jak najbardziej zgoda :)

      Usuń
    3. Ale... Grace szukała Matta sporo później, bo dopiero po 5 latach od ich zerwania zaczęła spotykać się z kimś innym, a do kwestii adopcji również doszło po kolejnych latach, tak więc wtedy internet już nei tylko raczkował, ale zapierniczał :D A ona co? Ona nadal listy...Więc jakoś zdobyła jego adres domowy, to nr telefonu nie mogła?
      Właśnie dlatego się wkurzałam podczas czytania, bo to wszystko wypadło strasznie mało wiarygodnie :( Szkoda, bo lubię pzreczytać dobry romans i na taki liczyłam w tym przypadku...

      Usuń
    4. Z tego co pamiętam, próbowała się z nim skontaktować już wtedy, jak się zorientowała, że będą rodzicami. Więc wypadałoby jednak, że to 1997. A potem chodziło o to, że jej mąż chciał adoptować ich córkę, tylko i wyłącznie o to. I tu teoretycznie mogła zadzwonić, no ale... Na moje oko uniosła się honorem i wolała nie mieć z nim bezpośrednio do czynienia, skoro się ożenił i w ogóle.

      Ale rozumiem Twoje zdanie i nie żebym się z Tobą kłóciła :) Podobało Ci się, ale masz zastrzeżenia, i ok :)

      Usuń
    5. Ale ja się częściowo z Tobą zgadzam :) I fajnie podyskutować z kimś z odmiennym zdaniem. To, że jej mąż chciał adoptować jej córkę i po to się z Mattem kontaktowała, to wiem oczywiście. Tym bardziej zaskakuje, że w tak ważnej sprawie opiera się na wysyłaniu listów, zamiast poszukać innego kontaktu - choćby przez adwokata. No ale wiadć tak to się miało wg autorki potoczyć, aby po latach mogli się spotkać i odnowić swój związek :) Uważam, że to bardzo dobry pomysł i pewnie stąd moja frustracja, bo czułam, że może być dużo, dużo lepiej.

      Usuń
    6. Taka już nasza przyjemna czytelnicza rola, żeby móc sobie właśnie podyskutować, co się podobało, co nie, a co mogłoby być lepiej :)

      Usuń
    7. To prawda :) A ja nadal szukam romansu idealnego, więc będe u Ciebie podpatrywać co czytasz :)

      Usuń
    8. Ależ zapraszam Cię bardzo serdecznie, podpatruj do woli :)

      Usuń
  2. Hm, dla mnie ta książka była bardzo dobra, ale może faktycznie to co wytknęłaś to prawda. Ja od siebie mogę polecić Ci "Dziewczyny chcą się zabawić". Według mnie super :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za polecenie, rzucę okiem :)
      Cieszę się, że tą samą ksiażkę różnie odbierają ludzie, to znaczy, że jednak potrafi oddziaływać na czytelnika :)

      Usuń