Dziś w ramach cyklu „dawno, dawno temu” chciałam napisać o dwóch powieściach z cyklu „Wieki Światła, autorstwa Iana R. MacLeod:
1. Wieki Światła
2. Dom Burz
Obie książki zaintrygowały mnie okładką i opisem. Po książki sięgnęłam w 2012 roku i do dziś pamiętam wrażenie jakie na mnie zrobiły.
Obie powieści można łatwo zakwalifikować do gatunku fantasy, ale próżno w nich szukać znanych schematów czy kalek gatunkowych.
Prócz głównego gatunku, mamy w nich również trochę wątków obyczajowych oraz steampunku.
Wiek Przemysłu, wiktoriańska Anglia, która od tej dobrze nam znanej różni się jednym szczegółem, obecnością potężnej magii. Najcenniejszym surowcem jest eter – który pozwala używać magii i dokonywać niebywałych rzeczy. To on wpływa na wszystko co się dzieje, decyduje o zmianach społeczno-ekonomiczno-politycznych, o powstawaniu fortun lub ich niszczeniu.
Od tego czy eter jest czy go nie ma, zależy praktycznie wszystko. A istnieje realne niebezpieczeństwo, że złoża się wyczerpią.
Eter i bogactwo, które oferuje jest tak samo pożądane co nienawidzone.
Na tle zmian i nadciągającej rewolucji śledzimy losy Roberta, młodego człowieka, który nie potrafi zapomnieć o swojej młodzieńczej miłości.
Wszystkie szczegóły delikatnie zatarły się w mojej pamięci, ale wrażenie wyśmienitej lektury pozostało.
Wiek Światła, to pięknie napisana powieść, lekko liryczna, nastrojowa, pełna pasji i emocji.
Czytając tą powieść czułam się, jakbym sama była uczestnikiem wydarzeń opisywanych w powieści, tak sugestywnie pisze o nich autor.
Narracja w powieści jest pierwszoosobowa i choć za taką formą nie przepadam, to w tym przypadku wcale mi nie przeszkadzała, wręcz przeciwnie.
Powieść zawiera sporo plastycznych opisów, ale są one tak wspaniale wplecione w fabułę, że nie nudzą, przeciwnie – są ciekawe i wciągające.
Powieść mnie oczarowała i zachwyciła. Mimo upływu lat, wciąż pamiętam to uczucie zachwytu, gdy połykałam kolejne rozdziały. Nic w tej książce nie było oczywiste, a magia ścierała się na jej kartach z postępem i techniką. Dało to wyjątkowo udane połączenie.
Lekturę Wieków Światła wspominam bardzo dobrze i może za jakiś czas ponownie sięgnę po tą książkę.
„Dom Burz” to druga powieść z cyklu, której akcja rozgrywa się w wiktoriańskiej Anglii rządzonej eterem i magią.
Mimo, że w tej powieści mamy innych bohaterów, fabuła przesiąknięta jest tym samym klimatem co Wieki Światła.
Głównymi bohaterami są Alice Meynell, jej syn Ralph i oczywiście eter. Ten pożądanych przez wszystkich surowiec.
Akcja powieści jest zdecydowanie bardziej dynamiczna niż w Wiekach Światła, ale nie brakuje w niej barwnych i plastycznych opisów i wątku romantycznego, tzn. uczucia pomiędzy Ralphem a Marion.
Jest on bardzo subtelnie opisany, ale ma duże znaczenie dla całej fabuły.
Dom Burz zachwycił mnie chyba jeszcze bardziej niż jej poprzedniczka. Napisana takim samym pięknym językiem, oczarowała mnie od samego początku.
Dałam się wciągnąć w wątek miłosny, kibicowałam mu i czułam niepokój spowodowany knowaniami Alice.
Fabuła zachwyca, czasami szokuje. Świat wykreowany przez autora jest fascynujący.
Wśród magii i eteru autor dotyka takich problemów jak potrzeba akceptacji, miłości i zrozumienia. Wśród technologicznego postępu tylko jedno jest wciąż takie samo, człowiek i jego natura.
Lekturę powieści wspominam tak samo dobrze, jak Wieków Światła. Dałam się zauroczyć i oczarować, słowem zachwycić.
Cieszę się ogromnie, że trafiłam na tego autora i jego książki, bo to była wyjątkowa przygoda i wspaniała lektura.
Na koniec chcę tylko dodać, ze Wydawnictwo MAG bardzo się postarało jeśli chodzi o jakość wydania, twarde okładki, do tego wyjątkowo piękne i oddające klimat powieści. Zdecydowany plus.
*oba zdjęcia pochodzą ze strony Lubimy Czytać
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz