sobota, 29 sierpnia 2020

"New Orleans Rush" Kelly Siskind

Są takie historie, które oczarowują czytelnika od pierwszej strony. I nie chodzi o to, że główny
bohater jest przystojnym iluzjonistą(nawet gdy faktycznie jest). Chodzi o to, że opowieść jest tak magicznie piękna.
I właśnie do takiej grupy można zaliczyć powieść „New Orleans Rush” autorstwa Kelly Siskind.

Główną bohaterką jest  Beatrice Baker, która wyjeżdża wraz z chłopakiem do Nowego Orleanu, aby zacząć wszystko od nowa. Nie spodziewa się tylko, że po kilku dniach chłopak ją porzuci, a ona zostanie bez dachu nad głową i pieniędzy w obcym mieście.
Nie spodziewa się również, że na wskutek zbyt dużej ilości alkoholu zrobi coś głupiego, co doprowadzi ją do Huxleya Marlowa, iluzjonisty, magika, dla którego będzie musiała pracować w charakterze asystentki.
I że jej nowy szef okaże się intrygującym i wspaniałym mężczyzną pobudzającym jej wyobraźnię i serce…

‘New Orleans Rush” to książka, która przez media społecznościowe przeszła bez echa. Fakt ten mnie zadziwia niepomiernie, bo dla mnie to jedno z odkryć tego roku. Perełka w swoim gatunku.
Napisany pięknym językiem romans, z barwną główną bohaterką i bohaterem, który nie jest gnojkiem wg zasady „łobuz kocha najbardziej”.
Oboje głównych bohaterów to pięknie nakreślone postacie, a ich przygody są, no po prostu niesamowite.
Autorka zdecydowanie ma talent, i choć wiadomo w sumie jak się książka skończy (wszak to romans), to nie obyło się bez kilku niespodzianek, ciekawych zwrotów akcji i poruszającego tła dla sercowych perypetii.
Historia Beatrice i Huxleya jest barwna, ciekawa, urocza, a i odrobiny pikanterii nie zabrakło.
Do tego w powieści są jeszcze dwaj braci Huxleya, obaj dodają kolorytu tej historii i mam nadzieję, że doczekają się swoich powieści. Nie zabrakło w tej historii również poczucia humoru i szczypty magii związanej ze światem iluzjonistów.

Akcja jest bardzo dynamiczna, a autorka starała się, z pozytywnym efektem, oddać klimat Nowego Orleanu i jego wyjątkowego czaru i tejamniczości.
Pomógł jej w tym plastyczny język i wyjątkowo dobry styl. Książka napisana jest naprawdę dobrze, czyta się ją z ogromną przyjemnością.
Co mnie  najbardziej ujęło, to fakt, że bohaterowie są z jednej strony zwyczajni, a z drugiej jednak wyjątkowi. Że jest w nich dobro i troska o innych, a w samej powieści, mimo, że bohaterowie mają nierzadko trudną przeszłość, to nie ma kumulacji wszystkich dramatów tego świata, okraszonych co chwilę jakimś nowym nieszczęściem.
Autorka opisuje perypetie Beatrice i Huxleya barwnie, z humorem, z odrobiną pikanterii, ale i z rodzącą się na oczach czytelnika przyjaźnią, która zmienia się w prawdziwą i płomienną miłość.
I to jest tak piękne, tak urocze i ogrzewające serce. Jest w tym tyle czaru i magii zwanej miłością, że podczas czytania przeniosłam się totalnie do snutej przez autorkę opowieści, żyłam przez chwilę życiem bohaterów i drżałam z niepokoju o ich losy.

Ta książka jest jak miękki koc i gorąca kawa w mroźny, zimowy wieczór, gdy za oknem wieje wiatr. Rozgrzewa, otula czymś dobrym, sprawia, że człowiek nie zwraca uwagi na to co za oknem. Czytanie „New Orleans Rush” to była prawdziwa przyjemność i szczerze liczę, że pojawią się u nas kolejne książki autorki, bo teraz to ja je biorę w ciemno, nawet nie czytając o czym jest fabuła.
Powieść pani Kelly Siskind jest tak pełna ciepła i czegoś pozytywnego, że długo nie mogłam o niej przestać myśleć, czując się pod jej totalnym urokiem.
Piękna historia, świetni bohaterowie główni i ci drugoplanowi i rozgrzewający serce romans.
Czego chcieć więcej?
Jedynie więcej książek pani Siskind.
Polecam.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz