„Melodia serc” to debiut Eweliny Nawary i Justyny Leśniewicz. Opowiada historię Liama i Jo.
Dziewczyna zjawia się w Nottingham żeby uciec od problemów i złamanego serca. Zamieszkuje u swojej kuzynki, a tam poznaje jego – członka zespołu, faceta z demonami przeszłości.
Pomiędzy tą dwójką od razu zaiskrzy, ale jak to w życiu bywa, los potrafi być przewrotny i jedną ręką dawać, drugą odbierać.
Sięgając po tą książkę, jak zwykle w takich przypadkach, miałam z tyłu głowy myśl, że to debiut. I oceniając ją, brałam na to poprawkę.
Akcja powieści jest dynamiczna i sporo się tutaj dzieje. Prócz klasycznego romansu mamy poruszone kilka innych, ważnych i trudnych tematów i choć osią fabuły jest miłość, to autorki nie tylko o niej piszą. Kreślą obraz niełatwych czasem relacji rodzinnych, przyjaźni i lojalności wobec tych, na których nam zależy. Wszystko to tworzy bogaty obraz ludzkich emocji, które mają wpływ na bohaterów.
Pomysł na fabułę jest ciekawy i choć, jak to w takich książkach bywa, nie jest aż tak trudno się domyśleć jaki może być finał tej historii, to to co pośrodku jest wciągające i chce się dowiedzieć co wydarzy się za chwilę.
Zakończenie natomiast sugeruje, że kolejny tom już się pisze (mam nadzieję), bo akcja urywa się dość gwałtownie w ważnym momencie.
Jeśli chodzi o styl, to jest on jak na początkujące autorki całkiem przyjemny, nie było żadnych zgrzytów podczas czytania, choć w kilku miejscach korekta mogła się bardziej postarać. Całość jednak oceniam na plus i wierzę, że wraz z nabraniem doświadczenia, będzie on jeszcze lepszy.
Na duży plus zasługuje u mnie fakt, że książka nie jest przeładowana wulgaryzmami. Oczywiście pojawiają się, ale w ilości, która mnie nie raziła. Nie lubię wciskania wszędzie przekleństw, żeby podkreślić (tak mniemam) ogrom emocji. Tutaj autorki nie zdecydowały się na coś takiego, co zadecydowanie pozytywnie wpłynęło na mój odbiór lektury. Uważam, że jeśli ktoś potrafi pisać o uczuciach bez podkreślania ich co chwilę przekleństwami, to jest to niewątpliwie zaleta warta zaznaczenia. Podobało mi się też, że kwestie seksu również nie były ubrane w wulgaryzmy. Przez to uczucie, które połączyło bohaterów wydawało mi się jakby piękniejsze.
Bo wiecie, jest dla mnie różnica, pomiędzy wydźwiękiem tekstu „chcę cię ruchać” a „chcę się z tobą kochać”. Oczywiście są fani tej pierwszej formy i to jest ok, ale ja do nich nie należę, dlatego Melodia serc przypadła mi do gustu.
Sama kreacja bohaterów nie jest może na mistrzowskim poziomie, ale dla mnie była naprawdę dobra. Wystarczająco poznałam i głównych bohaterów i tych drugoplanowych. Autorki poświęcały sporo czasu, żeby czytelnik mógł ich zrozumieć i zobaczyć, co ich skłoniło do takich, a nie innych decyzji.
Nie trudno się też domyślić, że w kolejnych tomach autorki przedstawią nam historie pozostałych bohaterów, którzy teraz są jedynie postaciami drugoplanowymi.
Oceniając „Melodię serc” jako całość, muszę przyznać, że to udany debiut. Nie obyło się oczywiście bez drobnych potknięć, ale musze przyznać, że Ewelina Nawara i Justyna Leśniewicz poszły dobrą drogą i jeśli będą szlifować swoje umiejętności, to ich czytelniczki dostaną kolejne, dobre historie.
Ja osobiście jestem zadowolona z lektury, spędziłam z nią przyjemnie czas, polubiłam bohaterów i przeczytałam fajną historię.
Czekam na kontynuację i wierzę, że będzie jeszcze lepsza.
Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz