wtorek, 11 sierpnia 2020

Czy jest coś nie tak z polską fantastyką?

Szeroko pojmowana fantastyka to gatunek, który kocham najbardziej. Uwielbiam czytać o czymś, czego nie mam prawa zobaczyć dookoła siebie, poznawać nowe światy, dać się porwać różnym typom magii, spotkać smoki i inne magiczne stworzenia, poznać przygody bohaterów  nierzadko wyjątkowych, obdarzonych wyjątkowymi talentami czy mocami.
Zanurzenie się w takim świecie, to 100% relaks i oderwanie się od szarej rzeczywistości, a bardzo często książki z tego gatunku prócz warstwy rozrywkowej, mają jeszcze inne, które poruszają poważniejsze tematy.
Jeśli chodzi o fantastykę, to czytam bez ograniczeń, klasykę, nowości, autorów każdej narodowości. Ważne jest dla mnie, aby opis fabuły mnie zaciekawił.
Kocham miłością ogromną książki pisarzy zza wschodniej granicy, bolejąc jednocześnie, że pojawia się ich u nas tak mało.
Uwielbiam autorów z USA czy UK, niedawno odkryłam fajną autorkę z Francji, na półce czeka już powieść autora z Czech.
Ale w tym tyglu ogromną część stanowią nasi rodzimi pisarze fantastyki. I to nie jedynie ci najbardziej znani, np. Andrzej Sapkowski. Kupuję i czytam książki mniej znanych autorów, debiutantów, tych którzy już zaistnieli, ale wciąż są na początku swojej drogi.
I powiem Wam, że naprawdę bardzo rzadko jestem naszą rodzimą fantastyką rozczarowana.

Niestety od długiego już czasu zauważam – nie wiem, jak to nazwać, trend? – podczas dyskusji na różnych forach/grupach dotyczących książek ogólnie, a czasem i nawet  stricte fantastyki wpisy, że polska fantastyka jest zła i dany czytelnik jej nie czyta.
Ok, mi to nie przeszkadza, bo każdy czyta co lubi i to jego osobisty wybór. Czasem padają argumenty, że polskie imiona czy akcja osadzona w Polsce są dla kogoś nie do przeskoczenia. Jestem w stanie to zrozumieć, bo ja mam podobnie w przypadku książek obyczajowych, choć nie mogę powiedzieć, że obyczajówki pisane przez polskie autorki są złe, bo przeczytałam ich niewiele i to nie jest odpowiednia ilość do wygłoszenia takiej oceny.
I żebym nie została źle zrozumiana, nie przeszkadza mi sam fakt, że ktoś nie czyta książek naszych autorów.
Przeszkadza mi, że często ktoś, kto ich nie czyta, nie ma porównania, albo ma na poziomie „przeczytałem/am 2-3 książki naszych autorów i na ich podstawie mogę wydać opinię, że cała polska fantastyka jest zła” wypowiada się z poziomu autorytetu i odradza innym czytanie naszych autorów.
Bo ok, sam nie czytasz, twój wybór, ale czemu odradzasz innym nie znając danego autora i jego książek? Przecież to, że ty nie sięgasz po te książki, nie znaczy, że innym nie mają szansy się spodobać.
Jeszcze bym rozumiała, gdyby odradzali tylko ci, co daną książkę przeczytali. Ale nie!
Często widziałam negatywne oceny osób, które książki nie czytały, ale skoro to polski autor, to twierdzą, że książka nie może być dobra.

I tak, teraz to już wpis nacechowany emocjami, bo w takich przypadkach zaczyna mi pulsować żyłka i drgać powieka.
Bo po pierwsze:
W wielu powieściach naszych autorów/autorek nie ma żadnych polskich akcentów, nawet imion. Akcja dzieje się często w stworzonych na potrzeby fabuły światach i nie ma nic wspólnego z Radomiem czy Sochaczewem, w którym z mieczem czy różdżką biega Zbyszko czy Anielka.
Po drugie:
Nawet jeśli akcja osadzona jest w naszych realiach współczesnych, to często jest to jedyny polski element, bo wydarzenia są tak „magiczne”, że się serio nie odczuwa tej naszej „polskości”.
Wreszcie po trzecie:
Mamy swoje słowiańskie wierzenia, mitologię, którą z dobrym efektem wykorzystują nasi autorzy (choć nie jest to jeszcze liczna grupa, to cały czas się powiększa) tworząc wyjątkowo barwny i magiczny świat, mimo, że geograficznie umieszczony na rodzimym podwórku.

Ja rozumiem uprzedzenie do danego autora/ki po lekturze jego/jej książki, która nie przypadła komuś do gustu. Ale wrzucanie wszystkich do jednego worka tylko z powodu jednej czy dwóch książek, które ktoś uznał za kiepskie, jest wg mnie słabe.
Słabe i w sumie krzywdzące, bo naprawdę mamy dużo autorek i autorów, którzy mają talent, potrafią wyczarować świetną historię, stworzyć barwny, magiczny świat i wyrazistych bohaterów. I śmiem podejrzewać, że gdyby pisali pod pseudonimem brzmiącym z amerykańska, to część czytelników, którzy dziś ich „nie tykają” z przyjemnością sięgałoby po ich powieści.

Podsumowując.
Nie wnikam w preferencje czytelników, uważam, że każdy powinien czytać tylko to na co ma ochotę i w sumie innym nic do tego. Razi mnie jednak krytykowania książek, których się nie czytało, odradzanie czytania ich wg zasady „ja nie czytam, więc odradzam innym” i oceniania negatywnie wszystkich książek polskich autorów/autorek fantastyki na podstawie przeczytanych 2-3 powieści.
I jeszcze na koniec dodam, że wpis ten jest sponsorowany przez moją narastającą od długiego czasu irytacją tym zjawiskiem, spotęgowaną sympatią do naszej rodzimej fantastyki ogólnie.





2 komentarze: