Scaller, która odnosi czasem wrażenie, że sama jest jednym z eksponatów swojego opiekuna. Dziewczynka, mimo, że nic jej nie brakuje, czuje się w tym wielkim domu nie na miejscu, wyobcowana, zapomniana.
Ojciec dziewczynki pracuje dla pana Locke, w zamian za to dziewczynka jest otoczona opieką jego pracodawcy.
Życie, choć nie bez smutków, upływa jej całkiem dobrze, aż do czasu gdy z tajemniczej skrzyneczki wyciąga tajemniczą księgę, która zmieni w jej życiu wszystko.
„Dziesięć tysięcy drzwi” to piękny przykład powieści szkatułkowej. Akcja rozpoczyna się bardzo powoli, a potem już płynie jednostajnym nurtem, wciągając nas w opowieść w opowieści. I od razu to napiszę, jeśli spodziewacie się pędzącej na łeb na szyję akcji, przygód rodem z filmów o Indianie Jonesie, to nie ten adres, ta powieść jest zupełnie inna.
Historia opowiadana przez autorkę jest piękna, liryczna, subtelna. Pod przykrywką przygody kryje się tu wiele innych, ważnych tematów, jak rasizm, próby odnalezienia swojego miejsca na ziemi, relacje rodzinne i sposób postrzegania rodziców przez dziecko. Autorka pokazała jak bardzo różni się czasem pojęcie tego co najlepsze wg rodzica i wg dziecka. Jakie skutki mogą mieć decyzje podjęte przez dorosłych na całe życie dziecka.
To wszystko wplecione jest w historię o innych światach i odnajdywaniu drzwi do nich, o wykorzystanych i zmarnowanych szansach, o dążeniu do spełniania marzeń i przede wszystkim o miłości. Ale nie tylko o tej romantycznej, ale i pomiędzy rodziną, przyjaciółmi.
Język powieści jest naprawdę piękny. Autorka pisze obrazowo, soczyście, tą książkę się smakuje i się nią zachwyca. Niewątpliwie wielka w tym zasługa przekładu, za który odpowiada Andrzej Goździkowski, który potrafił oddać niesamowity klimat tej powieści, jej piękno i liryzm.
Byłam oczarowana podczas czytania, miałam wrażenie, że zanurzyłam się w innym, pięknym świecie, choć akcja powieści rozgrywa się na początku XX wieku w Stanach Zjednoczonych.
Jeśli chodzi o samą fabułę, to dla mnie była idealna. Było w niej wszystko, żebym poczuła magię tej historii, żebym wciągnęła się w opowieść autorki i to do tego stopnia, że nie przeszkadzało mi niespieszne prowadzenie fabuły, bo tę powieść smakowałam jak największy przysmak, którego jest mało i człowiek nie chce aby za szybko się skończył.
Opowieść o January, o drzwiach do innych światów, o jej poszukiwaniach – to wszystko mnie oczarowało. Autorka potrafiła nakreślić wyjątkowo wiarygodne postacie, tchnąć w nie życie, dać im pasje i marzenia.
Spotkanie z nimi to było wspaniałe doświadczenie i mam nadzieję – wyjątkowo jak na mnie – że to nie jest jednotomówika, że autorka powróci do tego świata i tych bohaterów.
Było mi ogromnie żal rozstawać się z światem, do którego zabrała mnie wraz ze swoimi bohaterami Alix E. Harrow i mam nadzieję, że dane mi będzie do niego wrócić.
Gorąco polecam.
Świetna recenzja! Być może też skuszę się na kupno tej książki... Swoją drogą, małe pytanie - masz może na sprzedaż książkę pt. "Kosiarze"? Pozdrawiam i będę wpadać! :)
OdpowiedzUsuńDziekuję :)
UsuńCo do Kosiarzy, to książkę mam (genialna jest),ale nie jest na sprzedaż. To jedna z tych, do których wracam :)
Oczywiście, rozumiem, słuszna decyzja :)
Usuń