Kocha chemię, buszuje po swoim laboratorium i wciąż szuka dla siebie chemicznych wyzwań. Aż pewnej nocy w grządce z ogórkami pod domem znajduje trupa.
Takiego prawdziwego, niezaprzeczalnego trupa.
To będzie impuls, aby rozpocząć swoje dochodzenie i odkryć, kto i dlaczego zamordował obcego człowieka w grządkach jej rodziny.
Seria o jedenastoletniej Flawii od dawna pojawiała się w zasięgu mojego wzroku, ale jakoś nigdy wcześniej się nad nią nie pochyliłam.
Jak ja bardzo tego żałuję! O jak bardzo!
Książka okazała się bowiem przednią rozrywką, w której jest i klimat i tajemnica i zagadka i sporo, pokusiłabym się o stwierdzenie, cmentarnego humoru.
Flawia jest błyskotliwa, zabawna, sarkastyczna i genialna. Słowem – cudowna.
Akcja rozgrywa się w Wielkiej Brytanii i wszystko w tej książce jest do bólu angielskie.
Flawia dzieli się z czytelnikami swoimi przemyśleniami, a prócz wątku głównego, czyli morderstwa, pojawia się również delikatnie póki co (podejrzewam, że to się zmieni) wątek śmierci jej matki i relacji rodzinnych.
Wszyscy bohaterowie są ciekawi, a mimo humorystycznego wydźwięku powieści pojawiają się w niej również poważniejsze tony, jak choćby powojenna trauma Doggera (pracownika ojca Flawii).
Sama Flawia jest postacią cudownie skonstruowaną i nie sposób nie pokochać tej rezolutnej i inteligentnej dziewczynki.
Akcja jest wartka, ileż tam się dzieje ciekawych rzeczy, ile elementów trzeba będzie ze sobą połączyć, ile się wraz z Flawią nagłówkować, aby dowiedzieć się kto stoi za morderstwem i jakie miał motywy.
Ale całe to śledztwo, to przednia zabawa, okraszona sarkastycznymi komentarzami Flawii i jej przemyśleniami.
Bywały momenty, że śmiałam się w głos czytając co też w danej chwili myśli dziewczynka.
Autor ma lekki i bardzo przyjemny styl, powieść jest dopracowana i wciągająca.
Dobre pióro, nieszablonowa bohaterka, ciekawe tło dla całej historii, to nie jedyne atuty „Zatrutego ciasteczka”.
Ta książka jest napisana tak dobrze, że bez trudu zachwyci i młodszego i starszego czytelnika. Bohaterowie są ciekawi i wyraziści, a młodego czytelnika autor nie traktuje jak nieogarniętego dzieciaka, tylko jak wartościowego czytelnika, któremu należy się mądra bohaterka i dopracowana fabuła, bez dziur i idiotyzmów.
„Flawia De Luce. Zatrute ciasteczko” to książka cudowna od początku do samego końca.
Napisana z polotem, tchnie świeżością i dopracowaną fabułą.
Akcja wciąga, zagadki się mnożą, a jedenastoletnia bohaterka zachwyca.
Jest to jedno z moich tegorocznych odkryć i już nie mogę się doczekać, aż nabędę kolejny tom przygód Flawii.
Jeśli jeszcze nie czytaliście tej serii, szczerze zachęcam.
Polecam!
Czytałam tę książkę lata temu, wielu z przytoczonych przez Ciebie wątków już nie pamiętam, ale wiem na pewno, że coś mi w niej zgrzytało i ogóle wrażenie było mocno średnie. Mimo to raczej sięgnę kiedyś po kolejne tomy, może wtedy się do niej przekonam (lubię kończyć zaczęte cykle) :)
OdpowiedzUsuńMożna spróbowac czytać kolejne tomy, ale jesli coś nie podchodzi, to lepiej sobie darować. Jest tyle fajnych książek, że jest w czym wybierać :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń