Wraz z córka wiodą koczownicze życie, od motelu do motelu, zmieniając miejscowości, mieszkanie, ciągle w drodze.
Pewnego dnia hawley postanawia wraz z Loo zamieszkać w mieście Olympus, w stanie Massachusetts, rodzinnej miejscowości nieżyjącej matki dziewczyny.
To tam nastolatka zacznie grzebać w przeszłości i spróbuje dowiedzieć się, jak doszło do tragicznej śmierci matki i co skrywa przeszłość jej ojca.
Przeszłość, która właśnie ponownie postanowiła pojawić się w życiu ojca i córki.
„Dwanaście żywotów Samuela Hawleya” autorstwa Hannah Tinti to zdecydowanie książka nieszablonowa, nieprzewidywalna i intrygująca.
Szczerze mówiąc spodziewałam się czegoś na styl połączenia kryminału i jakie było moje zdziwienie, gdy dostałam coś innego.
Powieść pani Tinti ciężko jednoznacznie zaklasyfikować do jednego gatunku. Bo tu przeplata się ze sobą i kryminał i powieść obyczajowa i dramat. To opisany z subtelnością obraz miłości, krzywdy i bólu, ale i nadziei i lojalności i poświęcenia. To historia o dorastaniu i odnajdywaniu swojej drogi.
Tinti bywa do bólu szczera, nie stroni od brutalności, która jednak w idealnej proporcji dopasowana jest do fabuły.
Autorka niczego nie lukruje, nie zakłamuje rzeczywistości i jest daleka od szablonowego obrazu „twardziela o gołębim sercu”. Główny bohater jest postacią niejednoznaczną, ciekawą, skomplikowaną, do tego wewnętrznie skłócony sam ze sobą. Jego portret jest wyrazisty, poznajemy go powoli, ale dokładnie. Mamy również możliwość dzięki retrospekcjom poznać jego życie i miłość do matki Loo.
Czy Samuel Hawley to bohater, którego da się polubić?
Wydaje mi się, że tak, choć ja do końca nie potrafiłam się zdecydować, czy go lubię czy wręcz przeciwnie.
Bo są w nim obszary za które go ceniłam, ale było też coś, co sprawiało, że miałam chęć trzasnąć go w twarz. Mocno.
Wywołał we mnie wiele sprzecznych emocji, bo z jednej strony go rozumiałam, a z drugiej w wielu momentach, śledząc jego decyzje i działania, chciałam zapytać „dlaczego to robisz?”.
Bez trudu za to zapałałam sympatią do Loo, córki Samuela. Ta wychowywana w dość nietypowy sposób dziewczynka sprawiała, że nie raz byłam nią oczarowana.
Ta pełna buzujących emocji, niepewności i buntu osoba była dla mnie świetnym obrazem dorastającej nastolatki, które poszukuje swojego miejsca na ziemi i nie potrafi się odnaleźć w społeczności małego miasteczka.
Wszystkie jej działania aby odkryć przeszłość ojca, poznać losy matki i zrozumieć wreszcie kim jest i kim chce być, są nakreślone bardzo dobrze.
Autorka przyłożyła się do wykreowania jej postaci i uważam, że wyszło jej to znakomicie.
Czy można uwolnić się od przeszłości i bez konsekwencji wkroczyć w przyszłość?
Czy zła przeszłość pozwala się od niej odciąć i zacząć normalne życie?
Dwanaście śladów po kulach, które naznaczyły ciało Hawleya pokazują, że czasem zajdzie się zbyt daleko w swoich działaniach i przeszłości prędzej czy później się o człowieka upomni.
Czym więcej wydarzeń z jego przeszłości odkrywałam, tym bardziej byłam zaniepokojona losem Loo i tym, jaką drogę wybierze dziewczyna.
Ostatnie sceny w książce dały mi odpowiedź na to pytanie i choć jeszcze wszystko może się zmienić (tak, czasem myślę o przyszłości bohaterów książkowych, o tym co się z nimi stało dalej), to jednak zakończenie, które dała mi autorka, bardzo mi się spodobało i czułam się usatysfakcjonowana.
„Dwanaście żywotów Samuela Hawleya” to powieść nieszablonowa, wciągająca i ogromnie ciekawa. Napisana dobrym stylem, bardzo obrazowo i plastycznie. Trzymała mnie w napięciu, wzruszała, chwilami nawet potrafiła rozbawić, poruszyła we mnie wiele emocji.
To była wyjątkowo udana lektura i chętnie sięgnę po kolejne książki autorki.
Polecam.
Brzmi kusząco, czy to taki bardzo ckliwy dramat, czy raczej taki wyważony?
OdpowiedzUsuńNie, ckliwości tu nie ma za grosz, powiedziałabym nawet, że czasami lekko trąca Tarantino, ale to bardzo mgliste odczucie. Jest tu wszysko tak jak trzeba :D
OdpowiedzUsuń