25 października, Kraków, hala Expo, wpadam na Targi książki i biegiem pędzę na stanowisko
Papierowego Księżyca.
A tam wysyp cudowności, w tym wyczekiwana przeze mnie druga część trylogii Książę Ciemności, czyli „Siła złego na jednego” autorstwa Kseni Basztowej i Wiktorii Iwanowej.
Jak ja czekałam na tą powieść, jak się niecierpliwiłam. I oto jest.
No i nadchodzi konsternacja – a co jeśli drugi tom będzie skopcony, zły i ogólnie mi się nie spodoba?
Kto zna moje zamiłowanie do literatury autorów zza wschodniej granicy ten wie jak bardzo jestem nakręcona na każdą ich powieść dostępną u nas.
Nie inaczej było tym razem.
Jak wygłodniała harpia rzuciłam się na drugi tom przygód Dirana i jego wyjątkowej kompanii i… przepadłam z kretesem.
Akcja powieści rozpoczyna się tam, gdzie się w pierwszym tomie zakończyła. Tom drugi to bezpośrednia kontynuacja przygód młodego księcia, który wciąż się upiera przy wstąpieniu do szkoły magii.
Sprawy się trochę komplikują, kompania dzieli się na dwie, a do Dirana dołącza kuzyn- złotowłosy elf Rin jeżdżący na jednorożcu.
Tak właśnie, Ciemny Władca i następca elfiego tronu w jednym miejscu i to spokrewnieni. Co mogłoby pójść nie tak?
Okazuje się, że wszystko.
Szybko wpadłam w rytm czytania, a książka wciągnęła mnie totalnie. Bałam się „klątwy drugiego tomu” ale całkowicie niepotrzebnie!
Styl autorek się nie zmienił, wciąż jest lekki, barwny i pełen humoru.
Do bohaterów, których już dobrze poznałam dołącza kilkoro nowych i co tu dużo pisać, od razu ich polubiłam.
To nietuzinkowe postacie, bardzo fajnie ukazane, nakreślone tak, żeby wzbudzać w czytelniku wiele emocji.
I to nie tylko tych pozytywnych, bo i oczywiście spiskujący i knujący antagoniści się tu znajdą.
Akcja jest bardzo wartka i gna do przodu tak samo jak nasi bohaterowie. Szalone przygody, niespodziewane zwroty akcji, śmiech i czasem wzruszenie.
Do tego tajemnice, które się pojawiają, wątki które doczekują się wyjaśnienia i nowe zagadki do rozwikłania.
Jest tu wszystko to, za co pokochałam tom pierwszy.
Pod okraszoną humorem akcją pojawiają się i bardziej melancholijne elementy, ale to w literaturze zza wschodniej granicy jest norma. Rosyjskojęzyczni pisarze mają to we krwi, tą melancholię, tą cicho szumiącą w duszy tęsknotę.
Za czym zapytacie? Za miłością, za wolnością, za możliwością bycia sobą i podążaniem swoją własną ścieżką.
I mimo, że „Siła złego na jednego” to lekkie, młodzieżowe fantasy, okraszone humorem, to i tu autorkom udało się przemycić odrobinę tego wyjątkowego klimatu.
Książkę czytało mi się cudownie, nawet nie wiem kiedy uciekały mi kolejne rozdziały. Ten tom skupia się w większości na podróży Dirana i jego kompanii do szkoły magii, ale to nie typowa powieść drogi. Bo różne poboczne wątki się tu pojawiają i człowiek zaczyna widzieć, że kroi się coś większego, ważniejszego niźli tylko nauka w szkole i przygody na szlaku.
Autorki bardzo sprawnie połączyły pewne wątki z pierwszego tomu, dołożyły trochę nowych, część się wyjaśniła, część zaostrzyła apetyt na trzeci tom, bo można się już domyślać, co tam się może podziać.
„Siła złego na jednego” w 100% spełniła moje oczekiwania.
Bawiłam się przednio, dałam wciągnąć w szalone przygody bohaterów, nie raz zostałam zaskoczona i rozbawiona do łez. Zwłaszcza lingwistyczne zajawki Dirana potrafiły mnie doprowadzić do wybuchów śmiechu.
Jedyne co mnie smuci, to fakt, że książkę „pożarłam” w dwa dni i teraz pozostaje mi tylko czekać na trzeci tom.
Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz