Nie jestem okładkową sroką, ale gdy tylko zobaczyłam powieść Adelii Saunders w zapowiedziach, od razu
zwróciłam na nią uwagę. Dodatkowo opis sugerował powieść obyczajową z nutą wątku paranormalnego i romansu.
Obok takiej lektury nie mogłam przejść obojętnie.
Akcja powieści rozpoczyna się dość niepozornie, jest rok 1991 a mała Magdalena wyznaje mamie, że widzi na jej skórze jakieś napisy. Matka zbywa córkę i już nigdy więcej nie wracają do tego tematu, a Magdalena w końcu nauczy się, aby nie mówić o słowach, które widzi na skórze ludzi.
Mija siedemnaście lat i autorka przedstawia czytelnikowi dorosłą Magdalenę, która obecnie mieszka w Londynie i stara się poradzić sobie ze śmiercią najbliższej przyjaciółki, której mogła zapobiec. To właśnie tam skrzyżują się jej ścieżki z Neilem, a to spotkanie na zawsze odmieni ich życie.
Trzecim z głównych bohaterów jest Richard, ojciec Neila. Mężczyzna jest synem znanej pisarki, która zmarła gdy ten był małym chłopcem. Nowa biografia, która właśnie się ukazała sugeruje, że matka nigdy nie kochała swojego dziecka, oddała je siostrze na wychowania i już nigdy więcej nie widziała. Ale Richard ma wspomnienie, w którym widzi buty swojej matki, a skoro tak, to kobieta musiała jednak przyjechać żeby się z nim spotkać.
Postanawia udać się do Paryża i poszukać na to dowodów.
Zacznę od narracji, bo to ona mnie na początku zaskoczyła. Każdy z rozdziałów opowiada historię z punktu widzenia jednego z trójki głównych bohaterów, w przypadku Richarda narracja jest pierwszoosobowa, natomiast w tych pisanych z perspektywy Magdaleny i Neila, narracja jest trzecioosobowa. Początkowo nie rozumiałam po co autorka to zrobiła, ale czym dalej zagłębiałam się w fabułę, tym wyraźniej widziałam, jaki przyświecał jej cel, bowiem w wątku Richarda śledzimy nie tylko jego poszukiwania w Paryżu, ale dzięki jego wspomnieniom poznajemy Ingę – jego matkę i dramatyczne wydarzenie, które doprowadziły do jej śmierci.
Akcja powieści jest niespieszna, a autorka często wprowadza do fabuły ciekawostki historyczne, które wiążą się nie tylko z Paryżem ale i Hiszpanią i jednym z najsłynniejszych szlaków pielgrzymkowych. Do tego wiele jest w powieści retrospekcji i wspomnień bohaterów.
Autorka pisze w bardzo obrazowy sposób, opisuje otaczającą bohaterów rzeczywistość w sposób wyjątkowo plastyczny. Każdemu z nich poświęca wiele uwagi, dzięki czemu doskonale ich poznajemy, wiemy co się w nich dzieje, z czym się zmagają, jakie mają smutki, jakie nadzieje i pragnienia.
Każde z nich jest naznaczone wydarzeniami z przeszłości, z którymi mimo upływu czasu, nie potrafią się uporać.
Mimo, że Magdalena posiada bardzo wyjątkowy dar, książka nie jest bynajmniej powieścią fantasy. To co potrafi bohaterka – widzi słowa na skórze ludzi, z informacjami mało istotnymi i tymi ogromnej wagi, z ich przeszłością i przyszłością – jest sposobem na ukazanie tego, jak bardzo odmienność i bycie „dziwnym” może doprowadzić człowieka do wycofania, załamania a czasem do jeszcze bardziej drastycznych kroków.
Autorka ukazuje, że nie da się uciec od samego siebie, że to od nas zależy jak wykorzystamy nasze dary i talenty.
Również wątek miłosny, nie jest typowym romansem, ale zgrabnie i subtelnie poprowadzoną opowieścią o odnajdywaniu miłości nawet tam, gdzie jej nie szukamy ani się nie spodziewamy.
Natomiast cała powieść przesiąknięta jest historią o przeznaczeniu i o tym, że nic nie dzieje się bez przyczyny, że czasem życie popycha nas w kierunku, którego początkowo nie rozumiemy, po czym okazuje się, że to był właśnie ten moment, gdy znaleźliśmy się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie.
Autorka czasami opisywała jakieś wydarzenie, które niczego nie wnosiło w danym momencie do fabuły, a ja myślałam sobie „ale po co tak przegadywać ciekawą historię”. Aż po kilku stronach, albo i rozdziałach okazywało się, że akurat tamto wydarzenie właśnie odegrało w powieści ważną rolę. Gdy wyłapałam takie smaczki po raz pierwszy, później widziałam ich więcej i byłam pod wrażeniem w jak przemyślany sposób posługiwała się nimi autorka.
Cała powieść jest bardzo melancholijna, pełna smutku ale i radości. To historia o bolesnych stratach i towarzyszącym im bólu, ale i nadziei i miłości. To opowieść o próbach rozwikłania tajemnic z przeszłości, aby móc z optymizmem spojrzeć w przyszłość. To również historia o akceptacji samego siebie i odwadze aby podążać za głosem serca.
Szczerze mówiąc nie tego spodziewałam się po „Naznaczonej” ale kompletnie mi to nie przeszkadza, bo jestem zauroczona tą powieścią, jej klimatem i wyjątkowymi bohaterami.
Ujęło mnie również zakończenie, które pozostawia czytelnikowi odrobinę swobody w dopowiedzeniu sobie co mogłoby się znaleźć w epilogu, gdyby takowy autorka napisała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz