„Czarnoskrzydły” to pierwszy tom nowej serii pt. Znak Kruka autorstwa Eda McDonald.
Głównym bohaterem jest kapitan Czarnoskrzydłych – Ryhalt Galharrow, który został naznaczony przez Bezimiennego Wronia Stopa i wykonuje jego rozkazy.
Świat gdzie przyszło żyć kapitanowi, to miejsce, w którym przed stuleciami doszło do straszliwej wojny pomiędzy Bezimiennymi a Królami Głębi. Aby pokonać wrogów, Bezimienni skonstruowali broń tak przerażającą, że po jej użyciu powstało Nieszczęście, obszar gdzie żyją najbardziej plugawe i niebezpieczne stworzenia, a magia zatruwa każdego kto pozostanie tam za długo. Przed kolejnym atakiem, Królów Głębi powstrzymuje tylko wizja ponownego użycia Maszynerii, ale oto pojawiają się niepokojące informacje co do jej działania. Galharrow wraz ze swoimi wiernymi kompanami oraz kobietą z przeszłości – Ezabeth, która jest Przędzarką wpadają w sieć spisku, który może doprowadzić do ponownej wojny z Królami Głębi – wojny, której bez Maszynerii ludzie nie mają szansy wygrać.
Już od pierwszej strony autor wrzuca czytelnika w wir wydarzeń, nie trudząc się wprowadzeniem go w wykreowany przez siebie świat. Niczego nie tłumaczy, nie wyjaśnia, nie ukazuje jakimi prawami rządzi się stworzone przez niego uniwersum.
Każda informacja jest wyłuskiwana z fabuły, czasami dość późno, co sprawiało, że nie do końca odnajdywałam się w tym świecie i wiele faktów, to były moje domysły. Większość słuszna, choć kilka razy się pomyliłam.
Nie twierdzę, że to jakaś wielka wada czy przeszkoda w cieszeniu się lekturą. Niemniej jednak, ja akurat lubię jak autor na początku wprowadza czytelnika w wykreowany przez siebie świat i wcale nie musi to być nie wiadomo jak długie wprowadzenie.
Ed McDonald tego nie robi, pozwala czytelnikowi samemu odkrywać świat, który stworzył kawałek po kawałku praktycznie przez całą powieść.
Początkowo wydaje się, że głównym bohaterem jest jedynie Ryhalt Galharrow, człowiek z tajemnicza przeszłością, której elementy odkrywamy w trakcie czytania.
To twardy człowiek, żołnierz, najemnik, którego przeszłość bez wątpienia ma niebagatelny wpływ na to kim się stał i jakie podjął w życiu wybory.
Drugim niemniej ważnym bohaterem staje się Ezabeth Tanza, osoba z przeszłości Galharrowa, która ponownie zagości w jego życiu.
Każde z nich to naznaczeni przez los ludzie, którzy robią co muszą, nie zawsze z własnej woli, nie liczą już, że w życiu spotka ich jeszcze coś dobrego.
Swoich bohaterów autor kreśli bardzo dobrze. To postacie z krwi i kości, pełni wad i dokonujący często złych wyborów. Zmagają się z własnymi demonami przeszłości i są w stanie wiele poświęcić w imię tego, w co wierzą.
Świat, który wyłania się z historii McDonalda, to w gruncie rzeczy niezbyt miłe miejsce. Jest przerażające Nieszczęście, są Królowie Głębi i Bezimienni, którzy są przez większość ludzi postrzegani jako bogowie. Jest brud, przemoc, korupcja i magia, wyzysk biednych przez uprzywilejowanych.
Jeśli chodzi o system magiczny to mamy bardzo ciekawie skonstruowaną magię czerpiącą z mocy światła trzech księżycy, magów, czarnoksiężników, Przędzarzy, Uroczych. Ci ostatni to akurat „ci źli” i okazuje się, że w sumie najpotężniejsi.
Z niektórych wydarzeń w powieści wyłuskałam również informacje sugerujące, że w tym świecie istnieje również nekromancja.
Wiele miejsca w swojej powieści autor poświęca wątkom militarnym, co zresztą nie dziwi skoro sam główny bohater jest kapitanem grupy ludzi będących czymś pomiędzy żołnierzami a najemnikami, polującymi na potwory oraz sympatyków Królów Głębi.
Narracja jest pierwszoosobowa z punktu widzenia głównego bohatera. A że jest on byłym żołnierzem, obecnie czymś w stylu elitarnego najemnika, to nie trudno się domyślić w jakim stylu będzie napisana powieść.
Jest więc brutalnie, nierzadko dochodzi do krwawych jatek i „flaków latających w powietrzu”. Jest wulgarno-ironicznie, do bólu szczerze, sarkastycznie ale i wciągająco, a chwilami nawet wzruszająco. Autor ma surowy styl i nie obawia się pokazać zepsucia i brutalności bez owijania w bawełnę. Ale bez obawy, nawet w tym świecie znajdzie się miejsce na przyjaźń, miłość i odwagę. Na patrzenie przez pryzmat dobra ogółu, a nie tylko własnej korzyści.
Gdy tak czytałam Czarnoskrzydłego, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że to powieść napisana w stylu Kronik Czarnej Kompanii Glena Cooka. Podobny styl, podobna surowość i pełnokrwiści bohaterowie z demonami przeszłości, uwikłani w rozgrywki bogów.
Na uznanie zasługuje również fakt, że „Czarnoskrzydły” to debiut, a czytając tą powieść miałam wrażenie, że to kolejna już książka w dorobku autora. Jest to bowiem bardzo dobrze dopracowany świat, spójna i wciągająca fabuła i świetnie nakreślenie bohaterowie.
Autor potrafił stworzyć zagadki i tajemnice, których nie dało się łatwo rozwikłać, zaskoczyć, skutecznie zmylić czytelnika.
Jestem bardzo zadowolona z lektury i po raz kolejny utwierdzam się w przekonaniu, że Wydawnictwo MAG wydaje naprawdę świetne książki. „Czarnoskrzydły” to kawał solidnego fantasy i chętnie sięgnę po kolejne tomy tej historii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz