„Żywe maszyny”.
Jest to historia z gatunku postapo połączona ze steampunkiem.
Głownymi bohaterami są Hester i Tom oraz ruchome miasta. Miasta, które są w ciągłym ruchu i aby przeżyć i funkcjonować dalej, polują na siebie wzajemnie.
Takim właśnie miastem jest Londyn, który pożera miasto głównej bohaterki. Dziewczyny, która atakuje Wielkiego Mistrza Cechu Historyków i która zostaje powstrzymana przez czeladnika Toma. Podczas pogoni za Hester, która ratując swoje życie rzuca się do zsypu na smieci, Tom zostaje wyrzucony w ślad za dziewczyną i po raz pierwszy w życiu znajdzie się na ziemi. Oboje będą zmuszeni zmierzyć się ze swoimi słabościami i tajemnicą, która zagrozi całemu znanemu im światu.
Zacznę od tego, że „Zabójcze maszyny” zwróciła moją uwagę z powodu jej ekranizacji realizowanej przez Petera Jacksona (twórcy filmowego Władcy Pierścieni). Wcześniej nigdy się na nią nie natknęłam, ale że lubię steampunkowe klimaty, to chętnie po nią sięgnęłam.
Powieść rozpoczyna się dość dynamicznie, otóż poznajemy czeladnika Toma, którego oczami oglądamy Londyn, gdzie mieszka i zostajemy wprowadzenie do świata wykreowanego przez autora.
A ten jest naprawdę ciekawy i całkiem solidnie wykreowany. Mamy bowiem miasta, które poruszają się na wielkich gąsienicach, praktycznie nigdy się nie zatrzymując. Polują na siebie wzajemnie, pożerając mniejsze miasta, wioski, osady. Ale teren polowań robi się coraz bardziej jałowy, coraz więcej miast i miasteczek stara się ukryć, więc duże molochy robią się coraz bardziej zdesperowane.
Pomiędzy górami, odgrodzone od terenu polowań wielkim murem, znajduje się Shan Guo – miejsce, gdzie ludzie żyją w „stacjonarnych” miastach, miasteczkach i osadach. Gdzie kwitnie zieleń, osadnictwo, gdzie ludzie starają się żyć jak wiele wieków wcześniej ich przodkowie, z czasów sprzed wojny, która zniszczyła wtedy całą cywilizację.
Ta opowieść jest momentami brutalna, tak jak życie w erze ruchomych miast i miejskiego darwinizmu, które panują w tym świecie.
Bywały momenty, gdy autorowi udało się mnie całkowicie zaskoczyć rozwojem akcji i wydarzeniami, których kompletnie się nie spodziewałam.
Jeśli chodzi o bohaterów, to mamy tu całkiem dobrze nakreślone postacie i to nie tylko te główne, ale i drugoplanowe. I choć Tom potrafił zdenerwować mnie swoją naiwnością i ciągłym wypieraniem prawdy, mimo, że niejako dostał nią prosto w twarz, to nie sposób było mi nie kibicować. Zresztą na jego przykładzie czytelnik ma możliwość krok po kroku odkryć, że życie w ruchomych miastach wcale nie jest jedynym sposobem na egzystencję, że są inne możliwości, które okazują się lepsze.
Polubiłam natomiast Hester, to jedna z nielicznych postaci kobiecych, która mnie nie irytowała. I choć ona również nie była pozbawiona wad, to jednak od samego początku zapałałam do niej sympatią. Jest dziewczyną twardą, zdeterminowaną i waleczną, ale nie pozbawioną wrażliwości i empatii i co zasługuje na pochwałę – autor nie zrobił z niej niezniszczalnej jednostki, idealnej pod każdym względem.
Wraz z rozwojem akcji, w powieści zaczynają odgrywać ważną rolę kolejni bohaterowie, córka głównego antagonisty głównych bohaterów – Katherina oraz czeladnik Bevis.
Natomiast jeśli chodzi o tych „złych” to tutaj prym wiodą Lord Burmistrz Londynu i jego Mistrz Cechu Historyków, choć w tym bezwzględnym świecie nie brakuje takich, których chęć władzy deprawuje i popycha do czynów okrutnych.
Język powieści jest bardzo prosty i tutaj faktycznie widać, że to książka dla młodego czytelnika.
Autor ma bardzo lekkie pióro i mimo, że pisze dość obrazowo, to niektóre dialogi czy opisy wydarzeń dorosłemu czytelnikowi mogą wydawać się ciut infantylne, co w sumie dla mnie dość mocno kontrastowało z częstą brutalnością, której w tej powieści nie brakuje.
Mi to jakoś szczególnie nie przeszkadzało, historia przedstawiona przez autora zaciekawiła mnie na tyle, że dałam się jej porwać. I choć niektóre rozwiązania dziś wcale nie tchną świeżością, to jednak patrząc na to, że to powieść sprzed 15 lat, to autorowi należy uznanie za pomysł i jego realizację.
Chętnie sięgnę po kolejny tom tej czterotomowej serii, który ma się ukazać na jesień. Oczywiście nie odmówię sobie również wizyty w kinie, bo ta historia ma wszystko co potrzebne, żeby na ekranie robić spektakularne wrażenie.
Bardzo podoba mi się również okładka, co w przypadku wydawnictwa Amber rzadko się zdarza.
Moje ogólne wrażenia są pozytywne i pomimo pewnych słabszych stron, lekturę tej powieści uważam za bardzo udaną.
Wow! Jesteś taka wszechstronna <3
OdpowiedzUsuńGdybym była w Polsce pewnie pobiegłabym do biblioteki, bo zaskoczyć zaprawionego w boju Czytelnika to jest coś ;)
Sama jestem zdziwona, że autorowi udało się mnie zaskoczyć i to nie jeden raz :)
UsuńCo do wszechstronności, to ja ogólnie lubię gatunkowy miszmasz, z wyjątkiem większości kryminałów, choć i tu są autorzy książek z tego gatunku, które lubię.