Jeśli ktoś skusi się na przeglądnięcie mojego bloga, zauważy bez trudu, że sagę rodzinną Poldark czytam od pierwszego tomu, pełna uwielbienia dla tej serii.
Nie powinno zatem dziwić to, że z niecierpliwością czekałam na kolejny tom, który właśnie się ukazał i nosi
tytuł „Taniec młynarza”.
Akcja powieści rozpoczyna się mniej więcej w tym samym czasie, w którym zakończyła się w poprzednim tomie.
I wbrew moim przewidywaniom nie koncentruje się jedynie na młodym pokoleniu Poldarków. Wszyscy bohaterowie, których tak pokochałam od początku mojej przygody z tą rodziną nadal grają pierwsze skrzypce w tej fascynującej opowieści.
Oczywiście życiowe zawirowania Clowance oraz jej brata są podwaliną tego tomu, ale ukazanie ich dylematów, trudów podejmowania decyzji i mierzenia się z dorosłością w niczym nie przeszkodziło autorowi w dalszym ciągu poświęcać uwagę Rossowi i Demelzie oraz ich przyjaciołom i wrogom.
Mimo, że Ross to już mężczyzna ponad pięćdziesięcioletni, to nijak nie dało się odczuć jego wieku. Również Demelza, która w ówczesnych czasach uchodziła już zapewne za kobietę w średnim wieku, pozostała wciąż pełna pasji i radości życia.
Winston Graham subtelnie i w cudowny sposób ukazuje jak ich życie płynie do przodu, zmienia się, ale i zaskakuje. Przyznaję, że kilka zwrotów akcji wprawiło mnie w ogromne zaskoczenie, bo kompletnie się nie spodziewałam takich wydarzeń.
Po raz kolejny muszę docenić kunszt pisarza i jego zdolność do ciągłego zaskakiwania czytelnika, wzruszania i trzymania w napięciu.
A co najważniejsze, robi to pisząc o wydarzeniach rozgrywających się w życiu bohaterów tak po prostu, bez zbędnego epatowania dramatyzmem i nieustającego zarzucania bohaterów wszystkimi nieszczęściami tego świata, aby poruszyć w czytelnikach pokłady emocji.
Winston Graham nie musi się uciekać do takich „sztuczek”, bo tak wspaniale nakreślił swoich bohaterów i obrazowo opisuje ich życiowe perypetie, że nie było możliwości aby się do nich nie przywiązać i ich nie pokochać. Właśnie z tego powodu wszystko co się dzieje w ich życiu budzi we mnie tyle emocji, tyle troski i niepewności.
Gdy czytałam o związku Clowance z Stephenem Carringtonem, miałam chęć potrząsnąć tą dziewczyną, żeby wreszcie otworzyła oczy i zobaczyła jaki on jest naprawdę i rzuciła go w diabły. Oczywistym jednak było, że autor miał swój zamysł co do jej losów, więc moje pieklenie się nic nie da, dlatego nie potrafiłam odłożyć książki dopóki się nie przekonałam, co wyniknie ze związku Clowance i Stephena.
Prawie przez całą powieść nie pojawia się żaden nowy bohater, dopiero pod koniec autor wprowadza kilka postaci, które według mnie odegrają w kolejnych tomach ważną rolę w życiu rodziny Poldarków.
Na znaczeniu zyskują również niektórzy bohaterowie dotychczas pozostający trochę na uboczu.
Jak zwykle wspaniale ukazane tło historyczne i społeczne dodaje powieści uroku, a w różnych dziedzinach życia zaczęły się dokonywać kolejne przemiany.
Nie ominęły one również rodziny Poldarków, zwłaszcza Jeremy okazuje się być ich największym orędownikiem.
Dziewiąty tom historii rodziny Poldark, to również jego historia, niespełnionej miłości, budowy maszyny parowej, która będzie służyła rodzinnej kopalni, ale również jego marzeń o rozwoju technologii parowej i budowy pojazdu napędzanego parą.
Przyznam szczerze, że nie rozgryzłam jeszcze tego skrytego młodego mężczyzny, a i on sam kilkakrotnie mnie w tym tomie mocno zaskoczył. Kibicuje mu jednak, mam również nadzieję, że autor pozwoli mu na szczęśliwe życie i realizację marzeń.
„Taniec młynarza” kończy się w takim momencie, że trudno mi będzie doczekać się następnego tomu tej sagi. I z jednej strony chcę aby ukazał się jak najszybciej, a z drugiej trochę już mi żal, że do końca tej serii pozostało już tylko trzy tomy i ta niesamowita historia dobiegnie końca.
Ależ Ty kusisz tą sagą! Z taką pasją o niej piszesz, że na pewno niejeden jak to przeczyta, wróci następnym razem z biblioteki z Poldarkami pod pachą :)
OdpowiedzUsuńSama bym tak zrobiła, gdybym ich w mojej bibliotece znalazła :D
Bo ta saga jest cudowna,niby zwykła historia rodziny, jej przyjaciół i wrogów. Ale o boszz ile tam się dzieje, ile emocji, ile pasji... Do tego tło historyczne, które cudownie oddaje urok tej epoki. To są książki, do których się wraca, więc warto mieć swoje na półce. Ja jestem zakochana w tych książkach i szczerze Ci je polecam :)
OdpowiedzUsuńRozumiem i podejrzewam, że weźmie i mnie, jeśli dane mi je będzie przeczytać:)
Usuń