piątek, 29 maja 2020

"Gdzie śpiewają raki" Delia Owens

Barkley Cove, senne miasteczko u wybrzeży Karoliny Północnej. Na jego obrzeżach rozciągają się
mokradła, na których mieszkają nieliczni ludzi, uważani za tzw. margines społeczny i biedotę.
Mieszka tam również mała Kya z rodziną. Pewnego dnia jej matka odchodzi, po niej znika również całe starsze rodzeństwo, a ona zostaje sama z ojcem-alkoholikiem i brutalem.
Mija trochę czasu, dziewczynka uczy się współistnienia z ojcem, aż nadchodzi dzień gdy i on znika bez echa.
Kya zostaje sama i sama będzie musiała się nauczyć sobie radzić. Dziewczyna, jeszcze w sumie dziecko, żyje odtąd w całkowitej samotności, zgodnie z naturą, przetrwania ucząc się od natury. Ale nawet ona tęskni za obecnością drugiego człowieka, za uczuciami, miłością.
Te pragnienia doprowadzą ją do wydarzeń, które na zawsze zmienią jej życie…

Gdy sięgałam po debiutancką powieść Delii Owens „Gdzie śpiewają raki” byłam pewna, że to kolejna obyczajówka, z ciekawym tłem, gdzie w końcu, pomimo przeciwności losu, wszystko skończy się co najmniej pozytywnie.
Więc gdy ją zaczęłam, nie spodziewałam się fajerwerków.
I gdy pochłonęłam pierwszych kilka rozdziałów, uzmysłowiłam sobie w jakim byłam błędzie.

Zacznę od stylu i języka, bo to zasługuje na wszelkie peany i zachwyty. Pani Owens pisze tak cudownie, tak plastycznie, że to aż wzrusza. Opisuje otaczającą Kay przyrodę w tak bogaty sposób, że to aż niesamowite.
Maluje obraz mokradeł, bagien, całej znajdującej się tam fauny i flory we wręcz magiczny sposób. Przyrodzie poświęca wiele czasu na kartach tej powieści, a mimo to wciąż chce się więcej i więcej. To niesamowite jak cudownie opisuje miejsce, które jest domem Kay, jej ostoją i bezpiecznym azylem.
Język jakim się posługuje jest bogaty, ma się wrażenie, że roztapia się w duszy człowieka, jak najwspanialsza czekolada na języku. To jest coś niesamowitego.
Nie pamiętam kiedy czytałam książkę napisaną tak pięknie.

Bohaterowie.
Nietuzinkowi, pełnokrwiści, wyjątkowi. Nawet gdy są „tylko” szarym i zwykłym człowiekiem w pocie czoła pracującym na chleb, to są w jakiś sposób wyjątkowi.
Główna bohaterka jest nakreślona wspaniale. Wiem, że się powtarzam, ale to niesamowite jak autorka potrafiła pokazać postać Kay, jak dobrze mogliśmy ją poznać, jak bardzo wczuć się w jej położenie, życie, jej samotność i pragnienia. Jednocześnie zostawiła w tej dziewczynie kilka tajemnic, niewiadomych, jej dziką i nieokiełznaną naturę i potrzebę wolności.
Mimo, że książka w całości skupia się na Kay, to jest w niej sporo postaci drugoplanowych, które mimo, że pani Owens nie poświęca im aż tyle czasu co głównej bohaterce, to są świetnie ukazane. Ich charaktery, dążenia, wybory i to co ukryte przed oczami sąsiadów.
Bohaterowie w tej powieści są niesamowicie ważnym i mocnym elementem powieści.

Fabuła.
Nieszablonowa i oszałamiająca.
To historia o samotności, o zranionym sercu i dojrzewaniu. Wreszcie to historia tęsknoty za miłością i drugim człowiekiem, oraz wspaniała pochwała świata przyrody. Jest tu nawet wątek kryminalny, który jest poprowadzony po mistrzowsku, bo z jednej strony ciekawi co się naprawdę wydarzyło i skupia uwagę czytelnika na sobie, a z drugiej zbrodnia nie spycha na drugi plan tego, co w książce od pierwszej strony jest najważniejsze – historii Kay.
Fabuła jest dopracowana w każdym szczególe, dopieszczona, płynie się przez nią jak łódką kołysaną spokojnymi falami. Jest uzależniająca i choć chce się wiedzieć, co dalej, jednocześnie czytanie tej opowieści jak tak wspaniałym doznaniem, że nie chce się kończyć.
Pochłaniałam tą powieść i nie chciałam jej odkładać, każda zwłoka w czytaniu była dla mnie przykrością. Nie chciałam opuszczać świata ukazanego mi przez Delię Owens.
A zakończenie! Co to było za zakończenie! Od razu ostrzegam, nie sprawdzajcie jak ta książka się kończy, w tym przypadku zniszczy to całą radość z czytania.
A powiem Wam, że to jedno z lepszych finałów jakie było mi dane przeczytać. Po przeczytaniu ostatniego zdania długo tkwiłam w stuporze i nie mogłam przestać myśleć o tym, co tam się właśnie wydarzyło…

Podsumowując.
Dawno – ale to naprawdę dawno – nie dane mi było przeczytać książki tak wspaniałej i tak cudownie napisanej, z tak oszałamiającą fabułą.
To jest najlepsza powieść jaką przeczytałam w tym roku, jednocześnie jedna z najlepszych w całym moim życiu. Każdą kolejną powieść autorki kupuję w ciemno. Trzeba mieć wyjątkowy dar i talent, aby napisać tak genialną książkę, więc każda kolejna zwyczajnie musi być podobna.
Polecam gorąco. Warto!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz