Tolkien, Sapkowski czy King byli kiedyś debiutantami, więc każdemu trzeba dać szansę. Biorą wtedy też poprawkę na to, że to pierwsza książka, a jej autor nie ma jeszcze doświadczenia wypracowanego ilością napisanych książek.
Dlatego też, gdy zobaczyłam w dziale fantastyka w księgarni internetowej „Imię Boga” Michała Dąbrowskiego, przeczytałam opis fabuły, a dodatkowo mignęły mi przed oczami pozytywne opinie, nie wahałam się przed zakupem.
Akcja powieści rozgrywa się w mieście Aazh, stolicy Cesarstwa, a je głównym bohaterem jest młody lekarz Ethon. Nie minie dużo czasu, a dołączy do niego jako główna postać kobieca Lori.
Krok po kroku autor wciąga czytelnika w wykreowany przez siebie świat i zawiłą intrygę, w które udział biorą: sam Cesarz, dzierżące ogromną władzę Kolegium Kościoła, gildie złodziei i całkowicie niechcący nasz bohater Ethon. Jeśli do tego dołączą się szpiedzy, zrobi się naprawdę ciekawie.
Jeśli sądzicie, że od pierwszych rozdziałów dowiecie się co, kto i dlaczego, to jesteście w ogromnym błędzie. W tej powieści poszczególne puzzle tej układanki wpadają na swoje miejsce się powoli, odkrywamy je razem z bohaterami, jesteśmy tak jak oni zaskakiwani kolejnymi wydarzeniami i odkryciami, które z upływem czasu zaczyna się układać w przerażający obraz czynów, do których niektórzy nie zawahają się posunąć w imię realizacji swoich celów.
Fabuła jest bardzo spójna i fascynująca. Płyniemy przez nią wartkim strumieniem, zanurzamy się w nią i ani przez chwilę nie mamy ochoty wyjść na brzeg i odsapnąć. Pomimo sporej objętości, książkę czyta się płynnie, a to dzięki plastycznemu i obrazowemu językowi i bardzo dobremu stylowi. Na każdej stronie czuć klimat Aazh, jego mroczne tajemnice i złudny blask. Czytając ma się wrażenie, że już się wszystko wie, że się odgadło zamiary bohaterów i rozwikłało tajemnice, a już na kolejnych stronach okazuje się, że autor znów zagrał mi na nosie i w rzeczywistości jest inaczej niż sądziłam.
Jeśli chodzi o kreację bohaterów, to nisko się Michałowi Dąbrowskiemu kłaniam. Niezależnie czy to postać grająca główne skrzypce, czy drugoplanowa, każda jest ukazana wiarygodnie, to bohaterowie z krwi i kości, wyraziści, niejednoznaczni, nieszablonowi. Nie da się ich jednoznacznie określić jako „ci są w 100% pozytywni, a ci to zło wcielone”. To znaczy oczywiście, że jest tu podział na tych dobrych i złych. Ale nawet bohaterowie pozytywni nie są kryształowi. Autor świetnie poradził sobie z kreacją zarówno postaci męskich jak i kobiecych. To dla mnie kolejny plus i pokaz umiejętności autora i jestem pozytywnie zaskoczona.
Nie należę do fanów książek opartych tylko na intrygach i trochę obawiałam się, że tu będzie ich nadmiar, ale nic bardziej mylnego. Mamy tu spiski, intrygi właśnie, tajemnice w którą wplątane jest więcej frakcji niż się człowiekowi wydawało, jest też nienachalny i subtelny wątek miłosny, sporo elementów przygodowych i szczypta magii. Ta ostatnia pod koniec powieści zacznie odgrywać zdecydowanie ważną rolę.
Wszystko to jest zmieszane ze sobą w bardzo dobrze dobranych proporcjach, więc nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń i chcę więcej.
Czy „Imię Boga” ma jakieś wady? Wg mnie jedną – za szybko się kończy, a kontynuacji jeszcze nie ma.
Dałam się wciągnąć w świat stworzony przez autora i to była świetna przygoda. Powieść jest debiutem, ale gdybym o tym nie wiedziała, to byłabym pewna, że to książka autora ze sporym dorobkiem. Gdyby każdy debiut był taki, to świat czytelniczy byłby idealny.
A na koniec tylko dodam, że w powieści są piękne mapki.
Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz