Kroniki Belorskie Olgi Gromyko od dawna gdzieś mi się przewijały podczas szperania po
księgarniach internetowych, grupach czytelniczych czy w polecajkach książek z gatunku fantasy.
I jakoś nigdy nie przykuły na dłużej mojego zainteresowania. Sama nie wiem dlaczego.
Aż niedawno wzięłam udział w jakiejś dyskusji, w której pierwszy tom serii wywołał bardzo emocjonalną wymianę zdań i postanowiłam sama się przekonać „o co tyle krzyku”.
Główną bohaterką jest Wolha Redna, jedyna kobieta na typowo męskim wydziale magii w Starmińskiej Wyższej Szkole Magii, Wróżbiarstwa i Zielarstwa. Jest już prawie na finiszu nauki, gdy otrzymuje polecenie udania się do Dogewy – krainy zamieszkanej przez wampiry, którym ma pomóc rozwikłać zagadkę tajemniczej śmierci 13 osób.
Akcja powieści rozpoczyna się z przytupem, a pisarka wrzuca nas w wiry wydarzeń praktycznie od pierwszej strony.
Szybko poznajmy główną bohaterkę i jest to znajomość bardzo ciekawa. Redna jest ciekawska, wścibska, uparta i ma zdrowy dystans do samej siebie. Mimo, że jest hardą i charakterną kobietą, nie jest przejaskrawiona
Do tego jest niezwykle utalentowaną magiczką, która nader często pakuje się w tarapaty.
To ona jest osią wszystkich wydarzeń w powieści i narratorką. Wyjątkowo nie przeszkadzała mi nawet pierwszoosobowa narracja, za którą nie przepadam.
Może dlatego, że Redna ma wyjątkowo sarkastyczne poczucie humoru, którym przesiąknięta jest ta powieść.
Podoba mi się również sposób przedstawienia władcy Dogewy. Autorka postanowiła stworzyć bohatera z krwi i kości, z jego tajemnicami, sarkazmem i rozbrajającym urokiem. Na ogromny plus zasługuje również fakt, że nie zrobiła z niego super extra sexi samca alfa, co to na widok którego kobietom same spadają wszystkie części garderoby.
Sama książka podzielona jest na dwie części. I choć początkowo sądziłam, że nie łączą się one za sobą niczym innym prócz obecności głównych bohaterów, okazało się, że jednak się myliłam i powiązania pomiędzy nimi są głębsze niż początkowo myślałam.
Autorka ma lekki i prosty styl, ale jest to zaletą tej powieści. Bardzo obrazowo i barwnie przedstawia wykreowany przez siebie świat, magię i wszystkie istoty, które zamieszkują go wraz z ludźmi.
Olga Gromyko wymieszała pastisz i humor z poważniejszymi wątkami, bardzo zgrabnie łącząc wszystkie elementy powieści w ciekawą i wciągającą opowieść.
Akcja jest bardzo wartka, wszystkie wątki się ze sobą łączą, a zakończenie wprowadza sporo niewiadomych i sprawia, że chce się sięgnąć po kolejny tom i koniecznie zobaczyć, o co w tych tajemnicach chodzi.
Fabuła jest intrygująca i – co znów uważam za dużą zaletę – nie skupia się na wątku miłosnym, choć przeczuwam, że także i on pojawi się w kolejnych tomach.
Czy to dla mnie minus? Bynajmniej! Lubię dobrze skrojone wątki miłosne w powieściach fantasy i jestem przekonana, że jeśli takowy się w Kronikach Belorskich rozwinie, to będzie on bardzo intrygujący.
Akcja, humor, tajemnice, fajni bohaterowie, intrygi, ciekawie i plastycznie odmalowany świat – to wszystko znalazłam w historii opowiedzianej przez Olgę Gromyko.
Zostałam przez autorkę oczarowana i nigdy bym nie powiedziała, że „Zawód: Wiedźma” to jej debiut. Fabuła jest spójna, tajemnica odpowiednio tajemnicza. Mimo, że głównych bohaterów jest zaledwie dwójka, a tych drugoplanowych też nie za wiele, to książka wciąga od pierwszej do ostatniej strony.
Do tego zabawne dialogi, i sytuacje, które wywoływały we mnie głośne wybuchy śmiechu.
I niby można powiedzieć „ale ta książka to nic odkrywczego” i niby będzie to racja.
A jednak jest w tej powieści coś takiego, co ją wyróżni i wg mnie jest to wyjątkowy klimat , który spotkać można jedynie w powieściach rosyjskojęzycznych pisarzy.
Olga Gromyko urodziła się w Winnicy, która teraz leży na terytorium Ukrainy, a obecnie mieszka w Mińsku. Odkrycie Kronik Belorskich mogę porównać do mojego niedawnego odkrycia serii o Kate Daniels – notabene również pisanych przez rosyjskojęzyczną pisarkę na spółkę z mężem Amerykaninem – ten sam zachwyt i to samo niedowierzanie, że zmarnowałam tyle czasu, a tak dobre książki były na wyciągnięcie ręki.
Wiesz jakpłakałam, gdy skończyłam czytać ostatni tom kronik beloskich? Jakby skończył się mój świat. A potem znalazłam Wiernych Wrogów;)
OdpowiedzUsuńTo Ty mi tera piszesz, że znasz Kroniki i mi ich nie polecalaś???
UsuńNie długo ma się ukazać kolejny tom, wg kolejności to czwarty "Wiedźmie opowieści" :D
No jak to nie polecalam, serio? Może dlatego że czytałam kroniki jak się jeszcze nie znałyśmy, potem polecalam wiele razy, ale mnie zawsze ktoś wysunął, że to dla nastolatek. Żeby nie było, wierni wrogowie są chyba jeszcze lepsi, :):)
OdpowiedzUsuńNo odkąd pamiętam, to nic o kronikach nie pisałaś :D A ja bym nie przegapiła, bo wśród kryminałów i Dożywocia Twoje posty się wyróżniały :D
UsuńI Ty ich nie słuchaj, co one się znają ;)
Mówisz, że Wierni wrogowie taka dobra? Będę niedługo zamwiać :D
Słyszałam wiele dobrego o tej książce i chciałabym ją kiedyś przeczytać. ;)
OdpowiedzUsuńJools and her books
Szczerze polecam :)
Usuń