Paryż, rok 1884 i słynny szpital dla psychicznie i nerwowo chorych – La Salpêtrière . Kliniką niepodzielnie
rządzi słynny doktor Jean-Martin Charcot, który co wtorek urządza „przedstawienia” z udziałem histeryczek. Przyciągają one rzesze osobistości z całej Europy i tłumy studentów.
Jednym ze studentów zapatrzonych jak w obrazek w doktora Jean-Martin Charcot jest Jori Hell.
Pewnego dnia do La Salpêtrière trafia mała dziewczynka – Runa. Dziecko zostaje wytypowane do wzięcia udziału w pokazie doktora, ale okazuje się, że jest odporna na hipnozę i wszystkie inne metody leczenia. W przypływie impulsu Jori oznajmia, że wykona pierwszą operację na otwartym mózgu podczas której wytnie z niego chorobę dziewczynki. To właśnie ta nie do końca przemyślana deklaracja podczas wykładu doktora będzie początkiem wydarzeń, o których się młodemu studentowi oraz czytelnikowi nie śniło.
Już od pierwszych stron autorka potrafiła przyciągnąć moją uwagę i sprawić, że ciężko mi było się oderwać od tej powieści.
Akcja rozpoczyna się dość spokojnie, poznajemy głównych bohaterów, tzn. Joriego Hell, byłego inspektora policji pana Lecoq, Runę oraz klinikę La Salpêtrière. Tak, klinikę również. Bo to miejsce samo w sobie jest bohaterem tej powieści, a autorka poświęca sporo czasu aby pokazać czytelnikowi czym były takie placówki w XIX wieku.
Swoich bohaterów autorka kreśli bardzo dobrze i co ważne, żadne z nich nie jest albo dobre, albo złe. To ludzie, których ciężko zaszufladkować, choć niewątpliwie podział na „tych pozytywnych i negatywnych” istnieje w powieści.
Bardzo obrazowo przedstawia czytelnikowi jak były traktowane chore kobiety.
Gdy czytałam jakie techniki leczenia wobec nich stosowano, to aż ciarki przechodziły mi po plecach. Wyobraźcie sobie, że melancholię u kobiet leczono prasą do ubijania jajników, że wybujałą seksualność traktowano jako chorobę psychiczną i również leczono – nawet chirurgicznie. Że eksperymenty przeprowadzano na ludziach, chorych kobietach, mężczyznach czy nawet dzieciach.
To wszystko sprawiało, że włos mi się na jeżył z przerażenia, a w głowie kołatała myśl, że obecny poziom medycyny i wiedzy na temat ludzkiego organizmu i psychiki, okupione są niemierzalną ilością cierpienia, na które w tamtych czasach lekarze skazywali swoich podopiecznych.
W powieści są dwa główne wątki, które się ze sobą łączą, a ich wspólnym mianownikiem jest właśnie mała Runa. Były inspektor Lecoq szuka mordercy arystokratki, a Jori chcąc przeprowadzić operację na Runie zaczyna odkrywać bardzo mroczne i niebezpieczne tajemnice, które wstrząsną całym jego światem i sposobem postrzegania pacjentek i metod ich leczenia.
Narracja w powieści jest trzecioosobowa, więc jesteśmy w stanie śledzić wszystkie wydarzenia jednocześnie. Natomiast pojawia się w powieści jeszcze jeden bohater – Maxime, który początkowo odgrywa mało znaczącą rolę, a wydarzenia z jego udziałem śledzimy z jego punktu widzenia. Dzięki narracji pierwszoosobowej mamy szansę poznać wiele jego przemyśleń i wyłapać pewne powiązania, które autorka sprytnie umieściła w fabule.
„Runa” to powieść z naprawdę mrocznym klimatem. Wylewa się on z każdej strony tej powieści, osacza czytelnika, zachwyca i przeraża.
Autorka ma dobry styl i pisze językiem, który idealnie pasuje do fabuły.
Tworzy bardzo dobre tło historyczne i społeczne i świetnie łączy prawdę z fikcja literacką. Część jej bohaterów, nawet tych drugoplanowych, to postacie historyczne, które faktycznie zapisały się na kartach rozwoju medycyny w sposób znaczny (jest tu także polski akcent w postaci dr. Babińskiego). Opisuje ich prawdziwe działania i odkrycia, dodając do tego swoją wizję tego, jak mogła wyglądać mroczna strona ich praktyk i eksperymentów.
Vera Bucka bardzo sprawnie łączy ze sobą wszystkie wątki, pozwalając czytelnikowi snuć własne domysły co do rozwiązania tajemnicy Runy.
Podoba mi się również zakończenie powieści, które idealnie wpasowuje się w klimat książki i mimo, że w fabule wstępują postacie historyczne i pewnych kroków autorka nie mogła podjąć, bardzo dobrze oddaje skalę horroru jaki był udziałem osób leczonych w tamtych latach w La Salpêtrière oraz innych klinikach tego typu.
Czy bez tamtych eksperymentów dziś mielibyśmy taką wiedzę z zakresu medycyny? Czy każdy cel uświęca środki? Czy poświecenie kilkuset żyć może być dozwolone w imię odkryć służącym milionom?
Jori – główny bohater powieści, dostrzegł cienką granicę pomiędzy rozwojem medycyny, a okrucieństwem, pomiędzy pomocą a zniewoleniem, pomiędzy próbami wyleczenia chorego, a jego upodleniem.
„Runa” dała mi więcej niż oczekiwałam. To trzymająca w napięciu powieść ze wspaniałym, mrocznym klimatem, wyrazistymi bohaterami i intrygującą tajemnicą.
Tło historyczno-społeczne to bardzo mocna strona tej powieści, za co należą się autorce głębokie ukłony.
Lekturę tej powieści uważam za bardzo dobrą i chętnie sięgnę po kolejne książki autorki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz