wtorek, 18 września 2018

"Pęknięta korona" Grzegorz Wielgus

Kraków rok 1273. Rycerz Jaksa wyławia z rzeki zwłoki, które noszą wszelkie znamiona morderstwa. Twarz zmasakrowana, aby nie można było ustalić kto to.
Jaksa jednak jest ciekawym jegomościem, więc udaje się do klasztoru Dominikanów, gdzie przebywa brat Gotfryd - inkwizytor.
Razem postanawiają rozwikłać zagadkę tajemniczego zgonu, do swego dochodzenia wciągając przyjaciela Jaksy - Lamberta.
I gdy wydaje im się, że już wiedzą o co chodzi, dochodzi do kolejnej śmierci, a tropy zaczynają prowadzić do owianego złą sławą zamku Lemiesz i pewnego... strzygonia.


Przyznacie sami, że powieść zaczyna się intrygująco i ciekawie, a uprzedzam - potem będzie lepiej.
Autor w barwny i obrazowy sposób tworzy tło historyczne swojej opowieści. Serwuje czytelnikowi sporą porcję historycznych postaci, dokładając do nich nie mniej ciekawych bohaterów fikcyjnych.
Opisy panujących  tamtych czasach obyczajów i fakty historyczne są podane w przyjemnej i ciekawej formie, język jest dostosowany do epoki, o której pisze autor, a jego styl lekki i całkiem przyjemny.

Już na samym początku poznajemy głównych bohaterów, których jest trójka. Brat Gotfryd, Jaksa oraz Lambert.  I mimo, że o ich życiu autor nie pisze elaboratów z najdrobniejszymi szczegółami, to mamy możliwość poznać ich przeszłość i co sprawiło, że znaleźli się właśnie w tym a nie innym miejscu i na tym konkretnym etapie swojego życia.
Już od pierwszej chwili polubiłam całą trójkę, choć zdecydowanie najbarwniejszym bohaterem okazał się Lambert.
Autor w swoją opowieść wplótł wiele wydarzeń historycznych, które okrasił swoim "tak to mogło wyglądać". Do tego dodał sporą porcję humoru i tajemnicę owianego złą sławą zamku Lemiesz i jego martwego (czy aby na pewno?) właściciela. Dołożył wątek kryminalny, który niebezpiecznie zahaczał o spisek na szeroką skalę, a wszystko ze sobą zmieszał w przyjemny i intrygujący czytelnika sposób.


Co jeszcze zwróciło moją uwagę i zasłużyło u mnie na duży plus?
Otóż w 1273 roku nasz kraj był już długo po chrzcie polski, ale wśród ludzi nadal panowały wierzenia słowiańskie, bano się strzyg, wampirów czy rusałek, potajemnie składano dary dawnym bogom, a brat inkwizytor Gotfryd ścigał heretyków i miał pełne ręce roboty.
Autor bardzo ciekawie pokazał, jak przeplatała się ze sobą stara i nowa wiara, jak nawet inkwizytor znał metody walki ze słowiańskimi demonami i wydaje się również, że wierzył w ich istnienie.

Akcja powieści jest bardzo dynamiczna i naprawdę wiele się dzieje na kartach powieści, których znowu nie jest tak wiele, książka bowiem ma tylko 240 stron.
Jaksa i Lambert to udane połączenie rycerza z hultajem, co to nie wylewa za kołnierz, obaj są skorzy do bitki, ale nie obce im jest poczucie honoru i lojalność wobec przyjaciół. Brat Gotfryd natomiast jest odpowiednio ponury i mrukliwy, do tego ma wewnętrzne rozterki odnośnie roli jaką pełni - bycia inkwizytorem.

"Pęknięta korona" to nie jest powieść wybitna, ale to całkiem udana i wciągająca historia, ze  sporą dawką historycznych wydarzeń, ciekawych informacji na temat słowiańskich wierzeń, do tego okraszona niekiedy sarkastycznym poczuciem humoru i z ciekawą tajemnicą do rozwikłania.
Czytanie tej książki, to był przyjemnie spędzony cza i ciekawa byłam o co w tej całej awanturze chodzi.
Na koniec za to dowiedziałam się, że niekiedy zwycięstwo ma bardzo gorzki smak, a niektóre wydarzenia nie da sie zakwalifikować jak jednoznacznie dobre lub złe.
Czy polecam tą powieść?
Jeśli tylko lubicie awanturnicze przygody rycerzy nie bez skazy, okraszone historycznym tłem i wplecionymi w fabułę wydarzeniami, które miały miejsce, do tego chcecie się czasem pośmiać i poznać bohaterów, których się lubi od pierwszej strony - to tak, zdecydowanie polecam "Pękniętą koronę".




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz