„Właśnie stąd wiesz, że żyjesz, Alysso. Dzięki szaleństwom.”
Któż z nas nie słyszał choć raz w życiu o „Alicji w Krainie Czarów”? Czy to za sprawą powieści
L. Carolla, filmów Tima Burtona czy wielu animacji. Więc gdy pojawiła się zapowiedź książki opowiadającej historię prapraprawnuczki TEJ słynnej Alicji, nie mogłam przejść koło niej obojętnie.
Alyssa to pozornie normalna nastolatka. Ale taka nie jest. Słyszy głosy owadów i roślin, a jej matka od wielu lat przebywa w zakładzie psychiatrycznym. Ojciec dziewczyny właśnie podpisał zgodę na zastosowanie wobec żony terapii elektrowstrząsami. Alyssa zrobi wszystko, aby do tego nie dopuścić. Uda się nawet do Krainy Czarów, aby zdjąć klątwę ciążącą od czasów pierwszej Alicji nad jej rodziną.
Gdy się jej to udaje, dziewczyna boleśnie się przekona, że Kraina Czarów znacząco się rożni od tej, którą w swojej książce opisał pan Carrol.
Akcja powieści rozkręca się dość powoli i rozpoczyna się od… wątku miłosnego. Trochę mnie to zbiło z tropu, ale że wątki miłosne w powieściach fantasy lubię, to postanowiłam się nie zniechęcać i czytać dalej.
Autorka ma dobry styl i lekkie pióro. Potrafi pisać bardzo obrazowo oraz plastycznie i ze szczegółami odmalować obraz Krainy Czarów wraz z całym jej szaleństwem.
Tym bardziej, że ta jest ona zdecydowanie bardziej mroczna niż jej literacki pierwowzór, zdecydowanie bliżej jej do wizji Tima Burtona.
Alyssa od pierwszych minut w Krainie Czarów wpada w sieć manipulacji, kłamstw, spisków i niedopowiedzeń. Praktycznie do ostatniej strony nie ma żadnej pewności, kto jest jej prawdziwym przyjacielem, a kto wrogiem.
Nic nie jest tym czym się wydaje, a walka o władzę i własne korzyści cechują działania praktycznie każdego bohatera tej powieści.
Głównych bohaterów jest troje, Alyssa, Morpheus i Jeb, a ich kreacja całkiem się autorce udała. Do tego w powieści pojawia się wiele postaci drugoplanowych, które odegrają równie ważna rolę. Niestety pierwszoosobowa narracja z punktu widzenia dziewczyny sprawia, że prócz niej, nie za wiele dowiadujemy się o innych postaciach. Wyjątkiem jest przyjaciel Alyssy, w którym dziewczyna się skrycie kocha, ale już o Morpheusie wiemy tyle co nic. A gdy Alyssa sama gubi się motywach i pragnieniach mrocznego mieszkańca Krainy Czarów, gubi się w nich również czytelnik.
I o ile taka narracja szkodzi dla większości bohaterów, o tyle w przypadku Morpheusa jest zdecydowanie na plus.
Do samego końca nie da się go tak naprawdę rozgryźć i stwierdzić z cała stanowczością, czy jest postacią negatywną czy pozytywną.
Pobyt w Krainie Czarów i wszystko to co spotyka w niej Alyssę jest naprawdę ciekawe i wciągające. Każdy z bohaterów, który stanął na jej drodze, okazał się ciekawy i intrygujący, często wprowadzając jeszcze więcej niewiadomych do i tak zagmatwanej historii.
Kraina Czarów była dla mnie fascynującym miejscem, w którym zdarzyć mogło się wszystko i zazwyczaj się zdarzało.
Powieść czytało mi się przez większość czasu bardzo dobrze, z ciekawością przewracałam kolejne strony, niecierpliwie chciałam się dowiedzieć kto jest kim w tej historii i jak się ona zakończy.
Mimo to mam z tą książką pewien problem.
Otóż kompletnie nie przypadł mi do gustu wątek miłosny, a właściwie miłosny trójkąt, który odgrywa bardzo ważną rolę w tej historii. Chwilami nie mogłam uwierzyć, że autorka zdecydowała się na tak sztampowe rozwiązanie, przez co Alyssa momentami mocno mnie irytowała swoim zachowaniem i miotaniem się pomiędzy uczuciami do dwóch młodych mężczyzn.
Historia opowiadana przez A.G. Howard ma w sobie szczyptę szaleństwa, absurdu i sporą dawkę mroku. Do tego dochodzą tajemnice, manipulacje i odrobina grozy. Razem daje to naprawdę ciekawą mieszankę, dlatego dla mnie wątek miłosny był całkiem zbędny w takiej formie i zamiast pomóc fabule, to trochę jej zaszkodził.
Ta powieść to historia o odnajdywaniu swojego miejsca, o odwadze aby być sobą i nie lękać się podążać pod prąd. To również opowieść o sile miłości i poświęceniu.
Czy polecam tą powieść?
Tak.
To ciekawa historia, napisana w dobry sposób, bardzo obrazowo i barwnie. A jeśli dodatkowo ktoś jest fanem miłosnych trójkątów, to tym bardziej powinien sięgnąć po tą powieść.
Zakończenie książki, mimo, że rozwiązuje sporo tajemnic i wyjaśnia wiele niewiadomych jest na tyle otwarte i sugestywne, że nie trudno się domyślić, że „Alyssa i czary” to dopiero początek tej interesującej historii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz