„Złe serce” to finałowy tom cyklu Starcrossed autorstwa Leisy Rayven. O poprzednich dwóch tomach pisałam na blogu, i o ile „Zły Romeo” (recenzja TUTAJ) całkiem przypadł mi do gustu, o tyle jej kontynuacja „Zła Julia” (recenzja TUTAJ) dość mocno mnie rozczarowała.
Byłam więc trochę zniechęcona i postanowiłam Złego serca nie czytać. Ale jako, że kobieta zmienną jest, a autorka niezaprzeczalnie ma talent, po długim czasie skusiłam się i postanowiłam dać jej jeszcze jedną szansę i tak oto lektura powieści już za mną.
W tej książce główną bohaterką jest siostra Ethana, czyli Ellisa. Młoda, zdolna, uwielbiająca pracę w teatrze jako inspicjentka i żyjąca od sześciu lat ze złamanym sercem. Przyczyną tego stanu rzeczy jest Liam Quinn, mega gwiazda kina, z którym w przeszłości połączyła ją miłość od pierwszego wejrzenia, a rozdzielił wyjazd Liama do Hollywood. Niespodziewanie Liam wraz z narzeczoną – Angel Bell – dostają angaż do sztuki wystawianej na Broadwayu, przy której pracuje Elissa.
Co wydarzy się dalej, nie trudno się domyśleć.
Akcja powieści jest bardzo wartka i dynamiczna, autorka szybko wprowadza czytelnika w świat swojej bohaterki, a jedna retrospekcja pokazuje jak doszło do poznania się i zakochania Elissy i Liama oraz ich rozstania.
Ponownie spotkanie bohaterów wywołuje spore zamieszanie w ich życiu, ale nie tylko. Niezaprzeczalnie to Elissa i Liam grają w tej powieści główne skrzypce, ale muszę dodać, że niemniej ważną rolę odgrywa tu przyjaciel i współlokator Elissy – Josh oraz narzeczona Liama – Angel.
Cała czwórka, to bohaterowie, których niezaprzeczalnie się lubi i im kibicuje, nawet Angel, która okazuje się nie złą harpią z Hollywood, ale sympatyczną młodą kobietą, ze sporym poczuciem humoru i dobrym sercem.
Czytając o uczuciowych perturbacjach bohaterów, dość szybko zaczęłam się domyślać jakie tajemnice skrywają, ale nie sprawiło to, że książkę czytało mi się gorzej.
Narracja w powieści jest pierwszoosobowa z punktu widzenia Elissy. I choć nie przepadam za taką narracją, nie przeszkadzała mi ona w tej książce, bo Elissa to postać ciekawa, z poczuciem humoru, z jednej strony zwyczajna, a z drugiej pełna uroku. Nie sposób było jej nie polubić.
Autorka ma dobry styl i lekkie pióro. Pisze w sposób bardzo przyjemny, okraszając fabułę sporą dawką poczucia humoru. To bardzo lekkie love story, ale nie pozbawione uroku, a swoje zadanie spełnia idealnie.
Na plus zasługuje również fakt, że autorka nie zarzuca swoich bohaterów wszelkiej maści kataklizmami, traumatycznymi wydarzeniami i ogólnie wszelkimi plagami egipskimi.
„Złe serce” to klasyczny romans, gdzie miłość głównych bohaterów musi przebyć wyboistą drogę, ale koniec końców wszystko kończy się happy endem.
Czy to źle? Otóż nie, jeśli ktoś właśnie tego od powieści oczekiwał, a ja właśnie na to liczyłam i to otrzymałam.
Czy w takim razie powieść ma jakieś słabsze strony?
Oczywiście.
Otóż po pierwsze ilość cukru w cukrze na ostatnich kilkudziesięciu stronach przekracza wszelkie dopuszczalne normy. A już zakończenie bez problemu może wywołać cukrzycę.
Po drugie każdy bohater jest nieziemsko przystojny i nieprzyzwoicie seksowny, natomiast każda bohaterka to wręcz bogini przechadzająca się wśród ludzi i porażająca ich swoją oszałamiającą urodą.
Chwilami autorka ciut przesadzała z tą ich wspaniałością, ale wiecie co? Mimo wszystko mi to nie przeszkadzało, a już na pewno nie sprawiło, że miałam chęć przestać czytać. Autorka bowiem potrafiła mnie rozśmieszyć, zaciekawić, nawet wzruszyć raz czy dwa, a przede wszystkim zapewnić mi rozrywkę. Czego chcieć więcej od lekkiej powieści o miłości.
Czy polecam „Złe serce”?
Oczywiście.
Każdy kto ma ochotę niewymagającą historię miłosną, dobrze napisaną, ze sporą dawką poczucia humoru i miłosnych perturbacji, powinien sięgnąć po tą powieść, a jestem pewna, że się nie zawiedzie.
Ja jestem zadowolona z lektury. Uważam, że „Złe serce” to najlepsza część trylogii i chyba nawet dam autorce kolejną szansę, jeśli napisze następną powieść.
Taka ilość cukru? To ja podziękuję. :D
OdpowiedzUsuńKiedyś chciałam je przeczytać, ale po wielu negatywnych recenzjach raczej nie sięgnę po nie. ;)
Jools and her books
To fakt, jest mega słodko, ale raczej w drugiej połowie książki. Z całej trylogii, właśnie "Złe serce" jest wg mnie najlepsza :)
UsuńTaka już specyfika książek Leisy, że tam mało kto jest kulawy, pryszczaty czy garbaty :D Wszyscy wydają się, jak z katalogu :D
OdpowiedzUsuńTo prawda :D Ma to swój urok i nie przeszkadza jeśli właśnie tego się spodziewało :)
Usuń