niedziela, 20 maja 2018

"Pieśni o wojnie i miłości" Santa Montefiore

Jakoś tak się ostatnio złożyło, że czytała głownie fantastykę. Nabrałam więc ochoty na zmianę klimatu.
Przyznaję, że długo przeglądałam zawartość półek, zanim postanowiłam sięgnąć po powieść Santy Montefiore. Opisywana jako romans sugerowała lekką i przyjemna lekturę, której akcja dzieje się w tajemniczej i intrygującej Irlandii.
Mimo, że nie do końca byłam przekonana, że akurat romans to jest to, co chcę czytać, to rozpoczęłam lekturę i jakież było moje zdziwienie już na samym początku powieści, która rozpoczyna się opisem klątwy, jaka została rzucona na ród Deverill, a następnie dość enigmatyczny prolog sprawia, że niecierpliwie przewraca się kolejne strony, aby zobaczyć, o kim napisała w nim autorka.

„Pieśni o wojnie i miłości” to nie jest bynajmniej typowy romans. Autorka wspaniale splata ze sobą romans, sagę rodziną, dramat i malutka szczyptę fantasy. Ta ostatnia objawia się wyjątkowym darem, który posiadają niektóre kobiety z tego rodu, mianowicie widzą i mogą rozmawiać z duchami zmarłych.
Przy czym wątek – nazwijmy go nadprzyrodzony – nie jest dominującym w fabule, ale jednak odgrywa dość istotną rolę. Wiąże się on bezpośrednio ze wspaniale wplecionym do fabuły folklorem irlandzkim, jego baśniowością i wyjątkowością.

Głównymi bohaterami są trzy osoby, Kitty Deverill, młoda arystokratka, która odrzucona i niekochana przez egocentryczną matkę, większość dzieciństwa spędza w zamku Castle Deverill z dziadkiem i babcią posiadającą taki sam dar jak ona, Bridie  Doyle, córka kucharki z zamku, którą z Kitty łączą więzy przyjaźni oraz Jack O,Learym, syn miejscowego weterynarza, którego przodkini rzuciła klątwę na ród Deverill.
Cała trójka przyjaźni się ze sobą, spędzają wolny czas razem na psotach i zabawach. I mimo, że dzieli ich przepaść klasowa i społeczna, wydaje się, że nic nie jest w stanie zagrozić ich przyjaźni.
Beztroskie dzieciństwo dobiega jednak końca, a w życie młodych ludzi wkroczy I wojna światowa oraz walka Irlandczyków o niepodległość ich kraju.
Wraz z tym ostatnim, pojawi się również nienawiść do anglo-irlandczyków, nienawiść, która będzie potrafiła popchnąć ludzi do strasznych czynów.

Santa Montefiore od początku powieści wprowadza czytelnika w świat bohaterów bardzo płynnie i z wyczuciem. Tworzy bardzo mocne tło społeczno-historyczne, umiejętnie łącząc fakty z fikcyjnymi wydarzeniami. Walka o niepodległość Irlandii staje się przykładem podziałów i okrucieństwa, ukazuje jak nienawiść i fanatyzm mogą doprowadzić do czynów haniebnych, jak potrafią podzielić przyjaciół, rodziny, społeczeństwo.
Na tle wydarzeń historycznych autorka kreśli z ogromnym rozmachem pogmatwane losy bohaterów, wrzucając ich w wir wydarzeń, które na zawsze zmienią ich samych i ich życie.
Nic nie jest pewne, życie okazuje się nieprzewidywalne, a los przewrotny i niekiedy okrutny.
Prócz trójki głównych bohaterów, w powieści występuje cała plejada postaci drugoplanowych, którzy jednak odgrywają w powieści bardzo ważną rolę. Nie są tylko tłem, każde z nich ma swoją historię i swój czas na kartach powieści.
W tej powieści radość przeplata się ze smutkiem, wydarzenia szczęśliwe z dramatami, która potrafią łamać serca i skalać duszę.
Fabuła jest nieprzewidywalna, nietuzinkowa i porywająca. Nie wiadomo co stanie się za chwilę, czy dobry los się nie odwróci i nie zrzuci na bohaterów nowego nieszczęścia, albo nie popchnie ich w kompletnie niespodziewanym kierunku.

Co chcę mocno podkreślić, powieść pomimo wielu dramatycznych wydarzeń nie powiela schematów tak często męczonych w innych romansach – nie ma tu przesadnego wciskania wszystkich nieszczęść tego świata, dramatów i plag egipskich w życie głównych bohaterów, aby wywołać w czytelniku emocje. W tej powieści to życie pisze scenariusz i jak to ma w zwyczaju, szczęście przeplata się ze smutkiem w sposób naturalny, nieprzejaskrawiony i bez przerysowania.
Ujął mnie taki sposób prowadzenia fabuły, dzięki temu odnosiłam wrażenie, że czytam o losach rodziny, która faktycznie istniała w tamtych czasach i w tamtym miejscu.
Autorka ma bardzo lekkie pióro i bardzo dobry styl. Pisze obrazowo, a jej opisy Irlandii i życia w niej są bardzo plastyczne i przekonywujące.
Potrafi wywołać ogromną ilość emocji, zaciekawić i wciągnąć w opowiadaną przez siebie historię do tego stopnia, że zapomina się o bożym świecie. A narracja trzecioosobowa sprawia, że znamy myśli, uczucia i losy każdego z bohaterów w pełnym przekroju.
Ta historia, napisana z ogromnym rozmachem,  to obraz miłości i nienawiści, dobra i zła. To również opowieść o winie i przebaczeniu oraz o próbach naprawienia krzywd z przeszłości.
Zostałam oczarowana tą opowieścią i jestem ogromnie ciekawa jak dalej potoczy się życie jej bohaterów. Tego dowiem się z kolejnego tomu, który jest na mojej półce, a tom trzeci ma się ukazać już w czerwcu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz