czwartek, 28 grudnia 2017

"Dachołazy" Katherine Rundell

Dwa dni zbierałam się do napisania swojej opinii o powieści „Dachołazy”, bo z jednej strony wiedziałam, o jakich odczuciach chcę napisać, a z drugiej nie potrafiłam ubrać ich w słowa.
I szczerze mówiąc nie jestem do końca zadowolona z poniższego wpisu, ale cóż – nic lepszego nie napiszę.
Książka autorstwa Katherine Rundell, kierowana jest w założeniu do młodszego czytelnika, ale śmiało miała przypaść również do gustu temu starszemu.
Ja lubię książki dla dzieci, ważne aby były ciekawe i wciągające.
I taka właśnie wydała mi się powieść „Dachołazy”. Ale tylko do pewnego momentu.

Książka opowiada historię Sophie, z założenia sieroty, która cudem ocalała z katastrofy statku na kanale La Manche, unosząc się na wodzie w futerale po wiolonczeli.
Dziewczynkę przygarnia Charles Maxim – naukowiec, który pokocha ją całym sercem.  Więc gdy obojgu grozi wizja rozstania z powodu decyzji opieki społecznej, a dziewczynka wierzy, że jej matka  również ocalała z katastrofy, oboje ruszając do Paryża kierując się przypadkowo odnalezioną informacją o wytwórcy futerału na wiolonczelę, w którym uratowała się Sophie.


Zacznę od tego,  co spodobało mi się w tej powieści.
Jest to przede wszystkim piękny i bardzo plastyczny język, którym posługuje się autorka.
Potrafiła ona oddać niesamowity klimat Paryża i Londynu oraz wyjątkowo pięknie przedstawić uczucie jakie połączyło Charlesa i Sophie, mimo, że dziewczynka wiedziała, że naukowiec nie jest jej biologicznym ojcem.
W subtelny i ciekawy sposób pokazała próby odkrycia swojego pochodzenia dziewczynki, walkę o realizację marzeń i stawianie czoła przeciwności. Poruszyła również dość trudny temat jakim jest bezdomność wśród dzieci i młodzieży, ukazała go w lekki i nieco bajkowy sposób, ale niepozbawiony odrobiny mroku i smutku.
Najbardziej w tej książce urzekły mnie relacje ojciec – córka, które połączyły Charlesa i Sophie, wcale nie oparte na sztywnych zasadach, ale na zaufaniu, trosce i miłości.
To właśnie historia tej dwójki była dla mnie najbardziej wciągająca, pasjonująca i ciekawa, a dodatkową  atrakcja był wątek poszukiwań matki dziewczynki . Co do tego, że ona żyje Sophie była w 100% przekonana, natomiast Charles w 100% przekonany, że jest wręcz odwrotnie.
Mimo to jednak nie zawahał się w poszukiwaniach kobiety i wspierał przybraną córkę we wszystkich jej działaniach.

Mimo, że dałam się wciągnąć w fabułę i zaintrygować, to w pewnym momencie  na chwilę straciłam serce do tej książki. Stało się to w chwili, gdy na scenę wkracza Matteo – jeden z tytułowych Dachołazów. Bo wbrew delikatnym sugestiom, dachołazy, to nie magiczne stworzenia czy zwierzęta, ale dzieci, które mieszkają na dachach i nie schodzą nigdy na ulice.
Nie potrafiłam polubić tego chłopca, sama nie wiem czemu, ale denerwował mnie i w moim odczuciu odebrał powieści odrobinę magii. Jego pojawienie się wyhamowało poszukiwania matki Sophie i zepchnęło Charlesa na drugi plan, co negatywnie mnie zaskoczyło.
Sytuację na szczęści  ratują kolejni bohaterowie żyjący na dachach czy drzewach, każda z nich to barwna postać i polubiłam ich wszystkich. I mimo, że są  „tylko” drugoplanowymi postaciami, to szalenie ubarwiają fabułę.

Patrząc tak ogólnie na powieść, początek mnie zauroczył, środek trochę rozczarował, końcówka zaskoczyła i zachwyciła, co daje całkiem pozytywny wynik.  W ogólnym rozrachunku powieść zasługuje na dobrą ocenę, więc można poczuć niedosyt, gdy kończy się szybko, a zakończenie pozostaje otwarte i prócz kwestii najważniejszej, niczego więcej nie wyjaśnia.
Autorka bardzo obrazowo i plastycznie ukazuje świat widziany oczami Sophie i Charlesa, a trzeba przyznać, że ta dwójka bohaterów ma ogromną wyobraźnię i szczególny sposób postrzegania rzeczywistości.
Dzięki temu powieść pełna jest czaru, magii i chwilami robi się aż ciepło na sercu podczas lektury.

Najważniejsze jednak czego nauczył Charles swoją podopieczną określa ten cytat:

„Nigdy nie przekreślaj możliwego”

I taka właśnie jest ta książka, wszystko jest w niej możliwe, ważne aby się nie poddawać i nie tracić wiary. I w moim odczuciu, to jej najważniejsze przesłanie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz