niedziela, 28 maja 2017

"Chłopiec na szczycie góry" John Boyne

Sporo lat temu John Boyne napisał książkę, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Była to niepozornie wyglądająca powieść „Chłopiec w pasiastej piżamie”.
Więc gdy zobaczyłam, że autor napisał kolejną powieść, również rozgrywającą się w czasach II Wojny Światowej, nie zwlekałam ani chwili z zakupem.



„Chłopiec na szczycie góry”, bo o tej powieści mowa, to historia ośmioletniego Pierrota, który po utracie obojga rodziców wyjeżdża z Paryża i trafia pod opiekę siostry swojego ojca. Jego ciotka jest gospodynią w domu na szczycie góry. Nie jest to zwyczajny dom – jest to bowiem  Berghof, rezydencja Adolfa Hitlera.

Pierrot, który w Paryżu miał najlepszego przyjaciela Anszela, w Berghof szybko dowiaduje się, że  przyjaźń z żydowskim chłopcem, to temat, którego się nie porusza.
Mały, zagubiony chłopiec. Dziecko o dobrym sercu i pełne dziecięcej naiwności.
Gdy trafia pod skrzydła Hitlera, jego życie, myśli, światopogląd – wszystko przejdzie zmianę, która odciśnie piętno na jego życiu i duszy.

Chłopiec na szczycie góry napisana jest bardzo prostym językiem.
Bez zbędnej dramaturgii i drastycznych scen opowiada o sprawach bardzo ważnych – o moralności, zdradzie, skazach na duszy z którymi później ciężko żyć. O poczuciu bezkarności i dawaniu sobie prawa do krzywdzenia innych.
Mimo tego, że akcja powieści nie pędzi w szalonym tempie, to zdecydowanie ciężko się od lektury oderwać.
Autor opisuje rozwój wydarzeń w tak przekonywujący sposób, że odnosiłam wrażenie, że opowiada o prawdziwych wydarzeniach, a nie fikcji literackiej subtelnie połączonej z prawdziwymi postaciami.
Pisarz dzięki postaci Pierrota ukazuje czytelnikowi, jak Hitler i jego ideologia mogła porwać za sobą tłumy, jak zwykli ludzie mogli w nią wierzyć i dać się jej totalnie pochłonąć.
Łatwo było mi sobie wyobrazić w jaki sposób zmieniał się tok myślenia zwykłych obywateli, bo zostało to dobrze zobrazowane na przykładzie Pierrota.

W powieści nie ma zbyt wielu zaskakujących zwrotów akcji, choć było kilka momentów, które mnie zaskoczyły. Autor pokazał również, że zawsze znajdą się ludzie, którzy będą sprzeciwiać się złu, niezależnie od tego, kto będzie je wyrządzał. Że nie w każdym człowieku zło musi zwyciężyć.

Historia dorastania Pierrota, niejako pod opieką Hitlera i zmiany jakie się w nim dokonują potrafią budzić grozę i dreszcz niepokoju. Czytając o poczynaniach tego młodego człowieka, zastanawiałam się, jak to możliwe, żeby normalny i dobry chłopiec zmienił się w takiego młodego mężczyznę.

Chłopiec na szczycie góry udowadnia, że bez zbędnego patosu i wielkiego nadęcia, można pisać o sprawach bardzo ważnych i poruszających. O sprawach, które budzą do dziś grozę i lęk.
Autor pokazuje, że powieść o takiej tematyce można napisać prostym językiem, a i tak wywoła ona ogromne emocje i będzie wstrząsająca.

Na uwagę zasługuje również zakończenie, jest zaskakujące, poruszające i chwytające za serce. Trudno mi było określić swoje odczucia wobec głównego bohatera i tego co go spotyka.
Z jednej strony to było dziecko, które miało to nieszczęście, aby trafić pod skrzydła Hitlera, z drugiej strony zastanawiałam się, czy istnieje jakaś możliwość wytłumaczenia jego zachowania i poczynań.

Najbardziej poruszył mnie ten poniższy cytat. Autor w kilku zdaniach ukazał, że nie tylko pociągający za spust jest winny zbrodni, ale również ten, który o niej wiedział i nie zrobił nic, aby temu zapobiec.

„Opuściła ręce, uwalniając go z uścisku, i dodała:
- No, ale jesteś jeszcze młody, masz dopiero szesnaście lat. I dość życia przed sobą, żeby jakość przetrawić swój współudział w tym wszystkim.
Tylko nigdy nie wmawiaj sobie, że nie wiedziałeś.
Bo to by była najgorsza zbrodnia”







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz