Seria Mściciele autorstwa Brandona Sandersona spodobała mi się od pierwszego tomu.
Już sam pomysł na superbohaterów, którzy są źli mnie zauroczył.
A że sposób pisania autora bardzo przypadł mi do gustu już od czasu przeczytania jego pierwszej książki, byłam pewna, że i ta seria mi się spodoba.
Na trzeci tom przyszło mi czekać dość długo. Ale uważam, że było warto i „Calamity” to świetne zamknięcie trylogii o Epikach i Mścicielach.
Akcja powieści dzieje się w niedalekim czasie po wydarzeniach rozgrywających się w tomie drugim.
David, Megan i niedobitki z grupy Mścicieli próbują zrobić wszystko, aby przeciągnąć Profesora z powrotem na stronę ludzi. Aby tego dokonać, będą musieli zrobić wszystko, aby znaleźć jego słaby punkt i doprowadzić go do konfrontacji ze swoim strachem.
To będzie ryzykowna rozgrywka, zwłaszcza, że Profesor ma swoje plany i niestrudzenie dąży do ich realizacji.
„Calamity” to powieść lekka, pełna dynamicznej akcji i obrazowych pokazów mocy i walk.
To takie Avengers, tylko, że ci co powinni być dobrzy i bronić ludzi, są do szpiku kości źli i życie ludzkie nie ma dla nich żadnego znaczenia.
Nie liczą się z ofiarami podczas walk o władzę pomiędzy sobą, zabijają z zimną krwią.
Brandon Sanderson sprawnie prowadzi akcję aż do spektakularnego zakończenia, trzyma w napięciu, rozwija wątek, który w poprzednim tomie ledwie zarysował i tym samym zaskakuje czytelnika pomysłem na zakończenie trylogii.
Cała trylogia jako jedyna z dwóch serii autora, rozgrywa się na ziemi, w czasach mniej więcej obecnych.
Autor bardzo ciekawie ukazuje do czego doprowadziło USA dziesięć lat pod jarzmem Epików. Świetnie ukazuje charaktery swoich bohaterów, ich lęki, obawy i co ich motywuje do walki z Epikami.
A pomysł na to, aby tym co może pokonać moc Epika był strach przed najgłębiej skrywanym lękiem, udowadnia, że to właśnie strach jest największym wrogiem człowieka.
To właśnie strach ogranicza ludzi, ich działania, zadusza w zarodku marzenia, powstrzymuje przed działaniem.
Robiąc ze strachu jedyną broń przeciwko Epikom, autor pokazał, jakie to uczucie może być destrukcyjne.
W Calamity główne skrzypce odgrywają David i Megan. Pozostali członkowie grupy oraz postacie drugoplanowe są mniej wyraziste, choć również ciekawe.
Pomimo tego, że praktycznie cała powieść skupia się na wątku nieuniknionej konfrontacji z Profesorem, autor wplótł w fabułę kilka innych i bardzo ważnych wątków.
Nie brakuje w powieści poczucia humoru i żartów językowych.
Sanderson sprawił, że temat superbohaterów nabrał świeżości, a magia, którą się posługiwali jest nietypowa i ciekawa.
Zakończenie jest otwarte, choć większość wątków pozostała zamknięta.
Autor nie byłby jednak sobą, gdyby nie zostawił otwartej furtki dla ewentualnej kontynuacji serii. Absolutnie nie przeszkadza mi to, a wręcz ucieszyłam się, że jest szansa, że Mściciele powrócą.
Nie będę się rozwodzić nad stylem pisania autora czy sposobem na ukazywanie bohaterów. Ja zwyczajnie uwielbiam sposób pisania Sandersona, jestem jego wierną fanką od bardzo dawna.
Lubię to w jaki sposób wprowadza czytelnika do swojego świata, bez zbytniego pośpiechu, dokładnie i szczegółowo.
Lubię to, że potrafi mnie zaskoczyć, zmylić, zasmucić, doprowadzić do śmiechu.
Ale najbardziej lubię to, że jego historie mnie oczarowują, wciągają bez reszty do swojego świata, sprawiają, że przez pewien czas żyję życiem jego bohaterów i wraz z nimi przeżywam niesamowite przygody.
Tak było i tym razem, podczas lektury Calamity.
Teraz pozostaje mi czekać niecierpliwie na kolejne książki tego autora, które na pewno wylądują na półce „najlepsze z najlepszych” obok kilku innych, uwielbianych przeze mnie autorów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz