Zanim zaczęłam czytać „Przebudzenie powietrza” Elise Kova, kilkakrotnie
brałam książkę do ręki i odkładałam na półkę. I tak przeleżakowała kilka miesięcy, zanim tknięta myślą, by nie słuchać negatywnych opinii tylko przekonać się sama, zaczęłam ją czytać. Uprzedzona, nie miałam zbyt wielkich oczekiwań i wiecie co? Zakochałam się.
Powieść opowiada o młodej bibliotekarce Vhalli, która przez przypadek ratuje życie księciu-magowi, następcy tronu, używając magii, o której nie miała pojęcia. Dziewczyna wpadnie w sieć intryg i niebezpieczeństw, aż w końcu sama już nie będzie wiedziała, komu ufać, a moc nad którą nie ma kontroli zaprowadzi ją prosto do wieży magów i księcia Aldrika.
Gdy kupowałam „Przebudzenie powietrza” liczyłam na dobry romans fantasy, ze zgrabnie stworzonym światem i fajnymi bohaterami. Już po kilku stronach przekonałam się, że nie na darmo powieść (jak i cała seria) ma tak dobre oceny na goodreads. Wciągnęłam się niesamowicie, do tego stopnia, że po raz pierwszy od bardzo dawna, zarwałam całą noc, żeby książkę przeczytać.
Jeśli chodzi o fabułę, to nie jest to nic odkrywczego, coś czego wcześniej w innej formie ktoś już nie napisał. Książka powiela kilka schematów typowych dla YA, ale o ludzi, to mi zupełnie nie przeszkadzało! Bo jest coś takiego w tej powieści, co otula czytelnicze serce jak miękki kocyk w największe mrozy i sprawia, że tą historią się żyje, a bohaterów kocha.
Akcja początkowo nie pędzi szaleńczo do przodu, ale mamy za to czas poznać świat i bohaterów, zobaczyć co nimi kieruje, jakie są zależności geopolityczne, a nawet trochę opowieści o wydarzeniach z przeszłości świata, w którym żyją nasi bohaterowie. Mimo spokojnego początku, tam i tak wiele się dzieje, ja nie nudziłam się ani przez sekundę, a patrząc na złożoność relacji głównych bohaterów, cieszę się, że autorka dała bohaterom czas na jej rozwinięcie, a nie wrzuciła ich w to na łapu capu.
Wszystko co się dzieje pomiędzy nimi rodzi się powoli i nie opiera się jedynie na nielubianym przeze mnie motywie „ale on jest cudny, chyba go chcę”. Dlatego jeśli szukacie ciekawie rozwijającego się wątku miłosnego, a jednocześnie nie chcecie żeby wszystko w nim gnało sprintem do przodu, to tu właśnie coś takiego znajdziecie.
Sami bohaterowie, ci główni i drugoplanowi, są dla mnie naprawdę dobrze nakreśleni, a książę Aldrik jest tajemniczy, ale nie popadając w przesadę. Tu jeszcze nie wiadomo kto jest prawdziwym wrogiem, a kto przyjacielem, ale to sprawia, że książkę czyta się z jeszcze większym zainteresowaniem.
Sama historia, mimo, że nie jest niczym odkrywczym, to jednak wciąga i fascynuje. Sprawia, że nie chce się opuszczać tego świata, a co więcej, jak tylko przeczyta się ostatnie zdanie, chce się od razu łapać za kolejny tom.
I powiem Wam, że ja się niezmiernie cieszę, że z jakiegoś powodu kupiłam drugą część przed przeczytaniem pierwszej, czyli „Upadek ognia”, bo jakbym miała czekać na przesyłkę, to bym paznokcie obgryzała z niecierpliwości.
Druga część rozgrywa się w totalnie innej scenerii, ale bohaterowie wciąż pozostają ci sami. Zmienia się życie Vhalli, a jej nowo odkryte moce są łakomym kąskiem nie tylko dla cesarza, ale i dla jego wrogów. Dziewczyna stanie przed nowymi wyzwaniami, a jednocześnie wciąż będzie tą samą trochę nieśmiałą Vhallą, która uratował życie księciu.
W drugiej części autorka sporo czasu poświęca relacji pomiędzy nią a Aldrikiem, co mi osobiście ogromnie się podobało. Czuję ogromny niedosyt romansu w fantastyce, więc tym bardziej seria pani Kova przypadła mi do serca. Bardzo mi się podobał sposób, w jaki zostało pokazane rodzące się pomiędzy nimi zaufanie, przyjaźń i wreszcie miłość. To jak uczyli się sobie ufać, jak troszczyli się o siebie, choć przecież było to zabronione. Jednocześnie z wątkiem miłosnym rozwija się kilka innych wątków, moce Vhalli, podstępne działania wrogów i spiski w najbliższym otoczeniu dziewczyny.
Drugi tom wg mnie utrzymał poziom pierwszego, a już zakończenie totalnie wbiło mnie w fotel i sprawiło, że chciałam rwać włosy z głowy i zrobiłam coś, czego NIGDY nie robię. Wlazłam na goodreads i przeczytałam wszystkie spoilery na temat całej serii. No nie mogłam wytrzymać tego, że nie wiem, tak mocno pokochałam tą serię.
Czekam niecierpliwie na kolejne tomy, ale już teraz mogę śmiało napisać, że Przebudzenie powietrza i Upadek ognia, to dla mnie jedne z najlepszych książek przeczytanych w 2021 roku, i balsam na moją duszę łaknącą pięknie napisanego romansu fantasy.
Gorąco polecam.
Zaciekawiłaś nie powiem. Fajny i wciągający styl pisania
OdpowiedzUsuń