sobota, 22 stycznia 2022

"Las kości i dusz" Lisa Lueddecke

 „Las kości i dusz” Lisy Lueddecke, to opowieść o trójce obcych sobie bohaterów,


pewnego zamku, w którym zalęgło się potworne zło i deszczu, który nad nim padał i doprowadzał ludzi do zguby. Trójka bohaterów, Liljana, Benedek i Beata, spotykają się przypadkiem i wspólnie będą musieli stawić czoło ciemności i potwornej magii.
Każde z bohaterów popycha do działania co innego, Liljana ucieka z królestwa, gdzie magów się morduje, Benedek szuka lepszego życia, a Beata mieszka niedaleko zamku, i jako jedyna jest odporna na morderczy deszcz. 
Długo skrywane tajemnice ujrzą wreszcie światło dzienne, siła charakteru bohaterów zostanie wystawiona na ogromną próbę, a wydarzenia z przeszłości zmuszą bohaterów do walki. 

Nie słyszałam wcześniej o książkach pani Lueddecke, choć „Las kości i dusz” to nie jest pierwsza wydana u nas powieść autorki.
Do tej książki przyciągnęła mnie okładka, a zaraz po niej opis, który zasugerował, że fabuła inspirowana jest mitami węgierskimi. A jako, że u nas praktycznie się o nich nie słyszy, szybko kupiłam książkę i zabrałam się za czytanie.
Czy powieść faktycznie inspirowana jest mitami węgierskimi?
O ile mogę to ocenić, bo jak pisałam, wcześniej z tą mitologią nie miałam do czynienia, to na pewno kreacja świata jest na niej wzorowana i niektóre postacie, które w powieści się pojawiają.
A jeśli chodzi o przedstawienie świata, to bardzo mi się podobał. Czytając o otaczającym bohaterów świecie, o zwyczajach panujących w różnych królestwach, o tym w co ludzie wierzyli, jak to na nich wpływało, czułam się oczarowana. 

Autorka ma lekki, ale plastyczny styl i nie trudno było mi sobie wyobrazić wszystko co opisywała. Do tego klimat powieści jest ciekawy, trochę melancholijny, trochę smutny, okraszony żalem i tęsknotą w duszy. I mimo tego autorka potrafiła poprowadzić bohaterów ścieżką, która dawała odrobinę nadziei, uzbroić ich w determinację i siłę, aby mogli stawić czoła przeciwnościom.
Co do samych bohaterów, to polubiłam ich i kibicowałam ich poczynaniom. Nawet arogancką i chwilami przesadnie zuchwałą Liljanę byłam w stanie polubić, choć np. Benedek okazał się postacią mniej fascynującą niż początkowo przypuszczałam. Jakby autorka w pewnej chwili straciła na niego pomysł.
Nie znaczy to, że jest nijaki, ale ta tajemniczość, która go cechowała początkowo, szybko gdzieś wyparowała. Mimo to nie przeszkadzało mi to jakoś bardzo podczas czytania, bo nie był on jedynym głównym bohaterem, a pozostali dobrze sobie dawali radę.


Co do antagonisty, to gdzieś poczułam ukłucie żalu, że jego potencjał nie został należycie wykorzystany. Czułam, że można było jego postać wykreować lepiej, dać mu lepsze motywy i więcej „draniowatości” choć i w takiej formie w jakiej pokazała go autorka, jest wyjątkowo wrednym draniem.
Poza tym są w tej powieści i inne elementy, które inspirowane mitami węgierskimi bardzo mi się spodobały, ale nijak nie mogę o nich napisać, bo byłby to gigantyczny spoiler do finału, który mi osobiście bardzo się podobał.
Było to takie słodko – gorzkie zakończenie, które mimo, że w teorii pozytywne, to jednak okraszone smutkiem.
Dla mnie idealnie podsumowało to jacy byli bohaterowie i to co ich spotkało.
Do tego pozostawia ono delikatnie uchyloną furtkę do kolejnej części, która może się rozgrywać już w całkiem innym miejscu, z innymi bohaterami. Uważam, że jest tu duże pole do popisu i mam nadzieję, że autorka napisze kontynuację. 

Jak oceniam „Las kości i dusz”?
Dobrze.
Może książka nie wbija w fotel, ale przykuwa uwagę, wciąga, fascynuje. Sprawia, że chce się czytać dalej i poznać finał tej historii.
To spójna i dobrze poprowadzona opowieść i pani Luedddecke na pewno trafi na listę autorów, których będę śledziła w nadziei na pojawienie się kolejnej ich książki.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz