„Nigdy nie módl się do bogów, którzy odpowiadają po zmroku”
Francja, rok 1714. Uciekająca przed niechcianym ślubem Addie popełnia straszny
błąd, zaczyna prosić o pomoc bogów, mimo, że zapadł zmrok.
I jeden odpowiada.
Addie pchana desperacją zawiera Faustowski pakt, który sprawi, że dostanie możliwość wiecznego życia, ale w zamian nigdy nie zostanie zapamiętana przez kogokolwiek.
Addie się zgadza, a potem już nic nie jest takie jak jej się wydawało.
V.E. Schwab i jej twórczość znam od dawna. Wysoko cenię jej książki. Zawsze są dopieszczone, pięknie napisane i zawierają w sobie o wiele więcej niż się może wydawać. „Niewidzialne życie Addie LaRue” była książką, na która długo czekałam. Faustowski pakt, wieczne życie, totalna anonimowość – wyczuwałam w tym coś dla mnie. I się nie pomyliłam.
Książka, jak każda autorki, jest napisane przepięknie. Cudowny język, soczysty, obrazowy, wyrazisty. Schwab opisuje uczucia i emocje tak wspaniale i wielobarwnie, że naprawdę nie da się nie zachwycać.
Przez jej książkę się płynie będąc kołysanym magią słów. Wszystko w tej powieści jest idealnie dopasowane do siebie, nie ma tu potknięć, każdy niuans, każdy wątek jest ważny i ma swoje miejsce w tej oczarowującej opowieści.
Jeśli chodzi o bohaterów, to niewiele ponad „genialnie wykreowani” mogę dodać. Sama Addie jest niesamowita. Luc to postać tajemnicza, nieoczywista, pełna mroku i odcieni szarości. Nie będziecie potrafili go sklasyfikować, nie da się go zamknąć w żadnej szufladce z podpisem. Ale jeśli sądzicie, że mamy tu do czynienia z stereotypowym romansem czy kwestią „ten zły jest w sumie dobry” to od razu piszę, że tak nie jest. Relacja Addie i Luca jest skomplikowana, niejednoznaczna i naznaczona wieloma uczuciami, ale próżno tu szukać sztampy i wyświechtanych motywów.
Bardzo podobało mi się to, jak V.E. Schwab pokazała dwie strony tego samego medalu w postaci motywacji Addie i Henryego. Jak bardzo może się różnić to , co popycha ludzi do podejmowania takich samych decyzji. Jak dla jednych będzie to niejako ratunkiem, dla drugich potrzebą zaspokojenia swoich pragnień.
Jeśli chodzi o postać Henryego, to przyznaję, nie polubiłam się z nim tak na prawdę, ale uważam, że jest wspaniale napisany.
Każdy z bohaterów jest tak pełnokrwisty i namacalny, że czytając tą powieść miałam wrażenie, że czytam o kimś kogo kiedyś znałam. To było jak powrót do wspomnień z przeszłości, które mimo, że przykryte upływem czasu, to jednak w człowieku siedzą i czekają aż się po nie sięgnie.
Książka jest niesamowicie melancholijna, smutna, pełna przemyśleń, które zapadają w serce. Nie sposób nie porównywać pewnych wydarzeń i emocji, które są udziałem bohaterów książki, do tego czego ludzie doświadczają obecnie, wyobcowania, samotności, poczucia niezrozumienia.
Naprawdę czytając tą powieść wiele w niej można odnaleźć z otaczającego nas świata i tego, jak teraz on wygląda.
„Niewidzialne życie Addie LaRue” to jedna z piękniejszych książek jakie czytałam. Pani Schwab udowodniła, że ma niesamowity talent i wiele do opowiedzenia. Ta książka jest inna niż jej pozostałe powieści, a jednak jest w nich jeden pierwiastek wspólny – to pewnego rodzaju melancholia i ogrom emocji, które towarzyszą jej bohaterom.
Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz